Wyświetlenia

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 38. Zakończenie sezonu I

"Nie chcę też, żebyś zrozumiała mnie źle. Nie wyszłam z domu, bo jestem nietolerancyjna. Po prostu musiałam zebrać myśli. Zabolało mnie tylko, że dowiedziałam się w taki sposób. Bo nie miałabym z tym problemu, gdybyś mi powiedziała tak szczerze, a nie zataiła to. - Zakończyłam swoją historię. Ciocia padła mi w ramiona trzęsąc się od szlochu. Wtuliłam się w nią i tuż za jej plecami stała Mila..."
Uśmiechała się, miała oczy pełne ulgi. Dech mi zaparło, bo już zupełnie nie wiedziałam, o co chodzi. Wraz z moim mrugnięciem zniknęła. Mam nadzieję, że już na zawsze.

Nastały wakacje. Byliśmy już z Jankiem w domu, ale wciąż brakowało nam Mili. Tak jak przypuszczałam, więcej się nie pojawiła. Razem z Jasiem podjęliśmy decyzję, że od września pójdę do szkoły. Będę w drugiej klasie liceum. Przyznaję, że trochę się boję. Rok bez kontaktu z ludźmi... I do tego musimy wymyślić jakąś bajkę, dlaczego miałam nauczanie indywidualne. Bo co powiem? "No, zabiłam człowieka a moja patologiczna rodzina się mnie wyparła, adoptował mnie mój chłopak wraz ze swoją siostrą, która niedawno się zaćpała"? Nie.

Obudziłam się ostatniego poranka lipca. Już byłam cała zdenerwowana, choć miałam jeszcze miesiąc wolnego. Zeszłam do chłopaka, który bawił się telefonem. Przytuliłam go od tyłu, szybko odłożył aparat i wstał, przyciągając mnie do siebie.
-Jutro idę na ostatnią lekcję. - Powiedział dumnie. Janek wiedział, że zawsze lubiłam motory i jazdę na nich, więc zdawał prawko na motor. Bardzo się cieszyłam. Dodatkową satysfakcję sprawiał mi fakt, że Jaś również pokochał te maszyny.
-Misiu... - Spojrzałam na niego. Od razu zrozumiał.
-Idziesz do szkoły. Potrzebujesz kontaktu z rówieśnikami. Co będzie, kiedy mnie zabraknie? - Zmroziło mi krew w żyłach. Sapnęłam.
-Nie mów tak nigdy. - Wtuliłam się w niego.

Nie chciałam chodzić na lekcje. Takie życie, jakie teraz wiodłam mi odpowiadało. Wstawałam o której chcę i miałam cały dzień wolny,. Ta pani, która mnie uczyła wyjechała, więc i tak bym musiała mieć gdzieś lekcje.

Poszłam do Olgi, która leżała w stroju kąpielowym na ogrodzie. Jej blizna na twarzy odznaczała się w słońcu. Na dźwięk moich kroków dziewczyna podniosła okulary, a usta wygięła w uśmiechu. Położyła ręce na zaokrąglonym brzuchu. Olga opowiedziała wszystko rodzinie. Nie przyjęli tego dobrze, zwłaszcza ojciec, ale teraz już wszystko się ułożyło i dostaje ona ogromne wsparcie, zwłaszcza z jego strony.

Kamil i Julia w połowie sierpnia wracają do Anglii. Namawiają mnie, żebym jechała z nimi i została tam na stałe. Nie chcę tego, za dużo wspomnień. Spędziłam tu całe życie. Do tego wciąż mam na oku swoich rodziców. To znaczy, wiem mniej więcej co się dzieje. Podrzucam im co jakiś czas trochę jedzenia. Wciąż piją, ale przynajmniej nie umierają z głodu. Jest mi przykro i jestem ich jakby dobrym duszkiem, aniołem stróżem. Płacę rachunki, daję jedzenie, a nawet o tym nie wiedzą. Dlaczego to robię? Sama nie wiem. Po prostu oni mnie urodzili. Poza tym, są ludźmi. I choć powinnam ich znienawidzić za całe zło, które mi wyrządzili, moje harcerskie wychowanie sprawia, nie potrafię przejść obok ich domu obojętnie.

Kazałam Oldze się ubrać i wzięłyśmy na spacer do parku Michalinę i Daniela, moich siostrzeńców. Dzieci mojej siostry są bardzo kochane. To znaczy Daniel, bo roczna Miśka to diabeł wcielony. Dziewczynka jest taką małą złośnicą, która zabiera innym dzieciom zabawki, nie chce w nocy spać, krzyczy i hałasuje oraz zawsze marudzi. Za to Daniel, chłopiec urodzony dwa i pół roku temu to aniołek. Nie spotkałam w życiu grzeczniejszego dziecka.

Kuba zaoferował się iść z nami. Utrzymujemy teraz bardzo przyjacielskie stosunki. Jeśli napiszę, że coś się dzieje - od razu rzuca wszystko i przyjeżdża. Jest dla mnie jak brat. Znalazł sobie dziewczynę, Anielę. Także jest ruda, więc fajnie razem wyglądają.

Została mi połowa wakacji. Miesiąc czasu. co mnie spotka jeszcze w wakacje, a co w roku szkolnym? Tego się właśnie obawiam.
_____________________________________________________________________________

Moje najdroższe Misie! Jak widzicie po tytule, jest to ostatni rozdział pierwszego sezony. Jest nudny, bo to tylko podsumowanie. Chciałam zrobić taki jakby epilog sezonu. Nie oznacza to, że będzie sezon drugi. Po prostu chcę to zakończyć, żebyście bezsensownie nie czekali na nowy rozdział, a ja nie chcę Was zwodzić.

Nadal obserwujcie:
aska: http://ask.fm/Znajoma2000
skype: froncalaff
snapa: froncala

Jeśli chcecie wysłać mi list, wejdźcie na aska, tam info. Na pewno odpowiem :)

Wiedzcie, że te dwa miesiące z Wami to najwspanialsze miesiące w moim życiu <3. na pewno chcę to powtórzyć, więc kiedyś zapewne wznowię pisanie. Teraz nie mam czasu ani zbytniej weny. nie chce rozdziałów raz na tydzień. Chcę co dwa dni, codziennie. Więc wrócę prawie na pewno :) Dziękuję Wam za wszystkie pozytywne i negatywne komentarze, za każde wyświetlenie, +1 i obserwację. Za każdy lajk na asku i post na grupie. Za każde miłe słowo. Dziękuję, że po prostu jesteście. Mimo zakończenia sezonu mam nadzieję, że mnie nie zostawicie i będziecie czekać oraz spamować mi na asku i snapie. Jeszcze raz dzięki! <3







poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 37

"Rozpłakałam się, Jaś od razu zrozumiał. Objął mnie. Oddychałam jego zapachem. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. My się bawimy, śmiejemy, a powinniśmy trwać w żałobie. Powiedziałam o tym Jasiowi, a on stwierdził, że Mila chciałaby, żebyśmy byli szczęśliwi. Siedzieliśmy tak do rana, objęci i płaczący. Taki piękny wieczór poszedł na marne. 



Zeszliśmy na śniadanie. Okazało się, że mamy gościa..."

Siedziała milcząca, patrzyła się w podłogę. Nie byłam pewna, czy Jaś też ją widzi, bo przeszedł obojętnie tuz koło niej. Spojrzała na mnie smutno i jej wargi poruszyły się bezdźwięcznie w słowie "przepraszam". Stanęłam przy stole i zamrugałam kilka razy. Już jej nie było. Nie mam pojęcia, co jej się stało, ale w pewien nieokreślony sposób czułam, że to jedno słowo miało głębsze przesłanie.

Spacerowałam po mieście kupując przedmioty, które nigdy mi się nie przydadzą. Nie chodzi o to, że jestem rozrzutna. Po prostu fascynowała mnie inność tych rzeczy. Niektóre produkty zachwycały. Najbardziej dumna jestem z zakupu pozytywki. Porcelanowa, ręcznie malowana baletnica tańcząca na złotej platformie. Jeden ruch ręką - i już tancerka uwięziona w skrzyni z ciemnego drewna. To prezent dla Olgi. 

Wróciłam do domu cioci wcześniej, bo się rozpadało. Londyńska pogoda nie współpracowała z prognozami. Janek miał przyjść tak samo późno jak ja, czyli za kilka godzin. Przemoczona, lekko stawiałam kroki, ponieważ nie miałam zamiaru zakłócać cichego odgłosu deszczu płynącego zza okna. 
-Ciociu? - Krzyknęłam. Nie usłyszałam na odpowiedzi, więc skierowałam się do jej pokoju, chcąc zostawić kobiecie prezent kupiony kilka chwil temu. Bez pukania pchnęłam drzwi i zamarłam. 

Ciocia Marta leżała w objęciach jakiejś kobiety. Obie były bez górnej części garderoby. Szybko odwróciłam się i pobiegłam w stronę wyjścia. Deszcz, nie deszcz, musiałam sobie jakoś poukładać myśli. Usłyszałam szybkie, nerwowe kroki kiedy ciotka zbiegała po schodach.
-Wika! Kochanie, to nie tak, jak myślisz! - Wołała za mną. Nie zatrzymałam się. Zamknęłam drzwi i ruszyłam przed siebie.

Postąpiłam zdecydowany krok naprzód. Spojrzałam w niebo, zimne krople uderzały mnie w twarz. Przymknęłam oczy, bo łzy sprawiły, że zaczęły szczypać. Teraz wszystko ułożyło się w całość. Ciocia jest lesbijką, dlatego nie wyszła za mąż. czy o to pokłóciła się z ojcem? Nigdy nie był tolerancyjny, wręcz homofob. To by wiele wyjaśniało. Tylko dlaczego mi nie powiedziała? Bała się mojej reakcji? Zaraz, czyli okłamała mnie tez mówiąc, że zmienia facetów jak rękawiczki. 

Z rozmyślań wyrwało mnie mocne pchnięcie. Prawie upadłam, a głośny klakson uświadomił mi, dlaczego. Rozejrzałam się szybko. Wściekły kierowca wysiadł z auta i zaczął zmierzać w moim kierunku. Widok mi nagle przysłonił wysoki i postawny mężczyzna. Kłócili się. Jeden mnie wyzywał od ślepych idiotek, a drugi krzyczał na pierwszego, że jest ograniczona widoczność i powinien jechać wolniej, albo żeby w ogóle mu odebrano prawo jazdy. Po chwili awantura dobiegła końca. Mój wybawca okazał się Walijczykiem. Grzecznie zwrócił mi uwagę, że faktycznie nie powinnam myśleć o niebieskich migdałach i rozglądała się, a ja serdecznie mu podziękowałam. Chciałam go zaprosić na kawę w podzięce czy coś, ale niestety się spieszył.

Musiałam skorzystać z toalety, więc poszłam na najbliższą stację benzynową. Spojrzałam w lustro i się przeraziłam.  Mój makijaż był w fatalnym stanie. Czarne smugi rozmyły się na policzkach. Włosy też nie wyglądały zbyt dobrze. Mimo, że były mokre, nie można było zaprzeczyć, że wołają o pomoc. Ogarnęłam się trochę i udałam do kawiarni, żeby się rozgrzać. Zadzwoniłam do Jasia i powiedziałam mu, że potrzebuję rozmowy. Zjawił się w ciągu mniej więcej dwudziestu minut. Widać było zmartwienie w jego oczach. Przytulił mnie na przywitanie.

Rozmawialiśmy bardzo długo. Było mi po prostu przykro, że nie dowiedziałam się tego w inny sposób. Na przykład od niej samej, a nie zastając taką scenę. Zupełnie nie miałabym problemu z zaakceptowaniem prawdy, przecież człowiek się z tym rodzi. W pewnym momencie stwierdziłam, że muszę z nią wszystko wyjaśnić, porozmawiać. Tak po prostu, szczerze. Chciałam opowiedzieć jej o Mili, dziwnych snach, Oldze, podtruwaniu mnie. O tym, co działo się przez kilka ostatnich lat.

Ciocia Marta siedziała w kuchni, z kubkiem w rękach. Miała włosy w nieładzie i sińce pod oczami, choć nie widziałyśmy się tylko kilka godzin. Poderwała się z miejsca, kiedy nas zobaczyła. Zrobiło mi się jej żal. Głęboki strach w jej oczach i skulona postawa sprawiały, ze wyglądała jakby czekała na cios. Była spięta, gdy do niej podeszłam, ale rozluźniła się kiedy ją przytuliłam. Wypuściłam powietrze z płuc nie wiedząc, że wstrzymywałam oddech.

Nie zauważyłam, że Jasiek odszedł, bo z moich ust wypłynął potok słów. Mówiłam o wszystkim, co mnie trapiło. Tak po prostu.
-Kiedy wyjechałaś, moje zycie stało się koszmarem jeszcze większym niż było. Rodzice pili więcej i więcej, zaczęły się awantury, pierwsze uderzenia. Codzienny płacz i strach. Każdego dnia błagałam, abyś wróciła, żeby choć trochę się zmieniło. Bili mnie, raz nawet przypalali papierosem. Co ranek otwierałam oczy zawiedziona, że nie umarłam we śnie. Zbyt się bałam, żeby sama odejść, ale wierz mi, że prawie w każdej chwili chciałam zdechnąć. Pewnego dnia chciałam wyjść, ale matka pociągnęła mnie za włosy. Upadłam, a ona z całej siły rzuciła we mnie butelką z piwem. Popchnęłam ją i uciekłam. W takim stanie znalazł mnie Jasiek. Za śmietnikami, całą we krwi. Zaniósł do swojego domu i razem z Milą się mną zajęli. - Opowiadałam spokojnie, patrząc pusto przed siebie. 

Ciocia słuchała, a po jej policzkach leciały łzy. Mówiłam dalej.
-Chciałam wrócić do domu, tego patologicznego. Nie potrafiłam leżeć bezczynnie u kogoś, czułam się jak problem. Tym bardziej, że oprócz ran psychicznych miałam tylko spuchniętą twarz. Nacisnęłam klamkę i wchodząc, razem z alkoholem poczułam zapach dymu. Pożar. Nieprzytomna matka i ojciec. Najtrudniejszy wybór w moim życiu. Uratowałam obojga.

Czasem żałowałam, że nie przyszłam kilka godzin później. Gdyby zmarli, nie miałabym ich na sumieniu. A tak, nie mogłam ich zostawić. Jaś nielegalnie zabrał mnie ze szpitala, zamieszkałam u nich. Władze się mną nie przejęły. Zostałam sama na noc, ktoś włamał się do domu. W obronie własnej zabiłam go. Odbyła się sprawa w sądzie, moi "rodzice" zrzekli się praw rodzicielskich. Adoptowali mnie Mila i Janek. Nie mogli tego zrobić, nie w naszym kraju, ale dokumenty były podmieniane kilka razy. Z nią dogadywałam się świetnie, zastąpiła mi matkę. Rozmawiałyśmy o wszystkim, dogadywałyśmy się jak nikt. 

Poznałam chłopaka, prawie się pocałowaliśmy. Widział to Jaś, pokłóciliśmy się. Powiedział parę słów za dużo, przez co wybiegłam z domu i miałam zamiar już nie wrócić. Chore, bo byli moimi prawnymi opiekunami. Szukał mnie i dzięki Bogu, bo prawie mnie zgwałcono. Tej nocy okazało się, że on mnie kocha. I, że ja także kocham jego, choć sama tego nie wiedziałam. W tamtym okresie miałam chore sny. Naprawdę chore. Bardzo realistyczne i przerażające. Na przykład śniała mi się twarz topielca, jakieś postacie. Kuba, czyli poznany wtedy chłopak nie chciał odpuścić znajomości ze mną, przez co niszczył związek mój i Janka. Dostałam list od Julki, w którym prosiła o spotkanie i wyjaśniła mi wszystko, o czym wiesz. 

Okazało się, że Kuba to brat Kamila, który jest mężem mojej siostry. Chcąc nie chcąc, musiał zrezygnować, bo jesteśmy rodziną. Mila, Janek i ja dostaliśmy zaproszenie do nich na kolację. Przytuliłam Kubę po przyjacielsku, a Janek to zobaczył, wkurzył się i zaczął bójkę. Byłam wściekła, zdemolowałam swój pokój i złamałam sobie przez to nogę. Nie miałam świadomości, co robię. Jakbym była kukiełką w teatrze marionetek. W szpitalu przeszłam śmierć kliniczną, podczas badań okazało się, że podtruwano mnie środkami nasennymi. Do teraz nie mam pewności, przez kogo.

Miałam coraz gorszy kontakt z Milą. Zaprzyjaźniłam się z Olgą, szwagierką Julii. Stała się dla mnie jak siostra. W każdej chwili się ze sobą komunikowałyśmy. Dostałam telefon, że zaginęła. Tej samej nocy śniła mi się. Kolejny koszmar. Trochę jednak inny, niż zazwyczaj. Widziałam dokładne otoczenie, w którym się znajdowała. To było tragiczne, jakieś melodie i ostrzenie noża. Od razu tam pojechałam. Znaleźliśmy ją. Całą pociętą. Milka już praktycznie nie pojawiała się w domu.

Później miałam urodziny. Najwspanialszy dzień w moim życiu. Mnóstwo kwiatów i prezentów, w tym także od ciebie. Dzień później Olga przyznała się, że puściła się w klubie i teraz jest w ciąży. Kilka dni później byłam z nią w kuchni i weszła Mila. Wyglądała strasznie. wychudzona, w łachmanach, brudna, z sinymi ustami i cieniami pod oczami. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Po chwili straciła przytomność. Wezwałyśmy pogotowie. Zabrano nas do szpitala, gdzie odchodziliśmy od zmysłów. Zmarła w szpitalu. Zaćpała się.

Zaczęła nam się pokazywać. W sensie, jej duch. Mało tego, ona nas po prostu straszyła. Krzywdziła. Nasz dom stał się piekłem. Bałam się odwrócić, żebym jej nie ujrzała. Musieliśmy odpocząć, więc przyjazd do ciebie był idealną okazją. Dziś w kuchni też ją zobaczyłam. Powiedziała "przepraszam". Nie mam pojęcia, co to ma znaczyć. 

Nie chcę też, żebyś zrozumiała mnie źle. Nie wyszłam z domu, bo jestem nietolerancyjna. Po prostu musiałam zebrać myśli. Zabolało mnie tylko, że dowiedziałam się w taki sposób. Bo nie miałabym z tym problemu, gdybyś mi powiedziała tak szczerze, a nie zataiła to. - Zakończyłam swoją historię. Ciocia padła mi w ramiona trzęsąc się od szlochu. Wtuliłam się w nią i tuż za jej plecami stała Mila...
________________________________________________________________
Miśki! Witam Was po przerwie. Bardzo dziękuję tym, którzy zrozumieli, że jestem człowiekiem i potrzebuję odpoczynku. Pozdrawiam tych, którzy mimo wszystko nie rozumieją :). Oraz pozdrawiam tych, którzy marudzą, że krótko. Jeśli masz napisać, że krótkie rozdziały albo są rzadko, to naprawdę lepiej nie komentuj :)
Rozdziały będą teraz nieregularnie. Nie pytajcie kiedy, bo mama maaaasę obowiązków i spotkań (askowi wiedzą) i naprawdę nie mam czasu siedzieć i pisać, ale będę to robić w każdej wolnej chwili :)

Naprawdę dziękuję tym, którzy trwali przy mnie przy ponad tygodniowej przerwie. Jesteście najlepsi, kocham <3 Rozdział taki dla przypomnienia :)
Nie zapomnij o "+1" i "obserwuj" oraz o follow na asku! Dzięki! <3

Zapraszam na aska, gdzie zawsze jest info o rozdziałach i możecie mnie poznać :3 http://ask.fm/Znajoma2000 
Snapchat: froncala
Skype: froncalaff
Grupa: https://www.facebook.com/groups/987549737922750/ 

I NA KONIEC BARDZO BARDZO BARDZO WAM DZIĘKUJĘ ZA 100 000 WYŚWIETLEŃ! NIE MACIE POJĘCIA, JAK MNIE TO CIESZY! Teraz to już ponad 107 000, ale jesteście po prostu najlepsi. <3


sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 36


„Przesunął kończyny na moje uda i lekko je ścisnął. Sapnęłam. Jasiek błądził dłońmi po moim ciele. Złączyliśmy nasze ciała, a także dusze. W końcu zasnęliśmy wtuleni w siebie. Nagi Jan i naga Wiktoria. Tak ich zastał świt...”



Obudziło nas pukanie do drzwi. Naraz otworzyliśmy oczy i spojrzeliśmy na siebie przestraszeni. Nadal nie mieliśmy ubrań! Szybko się położyliśmy udając, że śpimy. Ciocia weszła do pokoju, stała chwilę i usłyszeliśmy zamykanie drzwi. Wzięłam wdech ulgi i zamarłam. Ciocia stała przy drzwiach ledwo hamując uśmiech. Schowałam głowę pod kołdrę zażenowana. Teraz kobieta wybuchła śmiechem.

-Dlaczego wstydzicie się swoich ciał? Ja jestem już prawie starą kobietą, nie macie się czego bać. Swoje widziałam i jeszcze zobaczę. – Mrugnęła. – No dalej, dziś dzień pełen zwiedzania! Pospieszcie się, śniadanie czeka. - Wyszła zostawiając nas z głupim wyrazem twarzy.

Ranek spędziliśmy na beztroskim błądzeniu w londyńskich parkach i rezerwatach w celu obserwowania ptaków. Udaliśmy się do zoo i oceanarium. Popołudnie było bardziej "miastowe". Odbyliśmy ciekawą wyprawę, zaczynając od najsłynniejszych atrakcji, czyli Big Bena i London Eye. Po drodze ciocia pokazała nam najznakomitszą restaurację w Anglii, która należy do jej przyjaciela. Kazała nam zjeść w niej kolację.

Uszykowałam się bardzo szybko jak na mnie. Włożyłam błękitno-złotą sukienkę, ale dopiero gdy prawie wychodziłam zorientowałam się, że nie wzięłam żadnych butów na obcasie. Założyłam sandały, lecz kiedy pokazałam się cioci, ta powiedziała, że oszalałam. Rozkazała  mi zabrać swoje obcasy. Moje tłumaczenia, że ma o dwa rozmiary mniejszą stopę nic nie dały. 
-Chcesz być piękna, musisz cierpieć. - skwitowała i wypchnęła mnie za drzwi. 

Jasiek zaczął się śmiać, a ja ledwo szłam w tych butach. Całą drogę wkurzał mnie, dogryzając. Usiadłam na ławce obrażona. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-A ty co? No chodź! - Powiedział.
-Nigdzie z tobą nie idę. - Odparłam zła.

Jaś stał i myślał przez chwilę. Zanim się zorientowałam co planuje, już mnie niósł na plecach. Na początku się wkurzyłam i waliłam go pieśniami, ale kiedy ochłonęłam, zaczęłam się śmiać. Było jeszcze wcześnie, ale mimo to szliśmy sami na pustej ulicy. Mój rechot niósł się wśród budynków. 

Chwilę później gdzieniegdzie pojawiali się ludzie, którzy patrzyli na nas jak na wariatów. Nie dziwię się zresztą. Tuż przed restauracją postawił mnie, poprawiłam sukienkę i weszliśmy. Zachwyciłam się wystrojem od pierwszego wejrzenia. Miodowe ściany z dodatkami ciemnego drewna i kremową podłogą, dzięki czemu nie było zbyt ciemno. Kryształowe żyrandole i perlista porcelana nadawały wrażenia przepychu, jednak nie narzucał się on. Kelnerzy podali nam karty dań. Nawet menu było piękne. Złote litery wytłoczone w czarnej skórze.

Kierowałam się dobrym gustem Janka, więc on zamówił za nas dwoje. Jedzenie rozpływało się w ustach. Po skończony posiłku kiedy chcieliśmy zapłacić, dostaliśmy informację, że rachunek został uregulowany. Oczywiście, to sprawka cioci Marty. Ta kobieta jest niesamowita. Po drodze do domu zdjęłam pantofle z horroru i szłam na boso. Po prostu już nie czułam nóg, one strasznie uciskały palce. 

Przechodziliśmy akurat koło śmietników, gdy Jaś kazał mi zamknąć oczy. Niepewna zrobiłam to i czekałam. Pozwolił mi spojrzeć i okazało się, że przywiózł... wózek sklepowy. Stałam oniemiała i patrzyłam to na wózek, to na Jasia, który uśmiechał się od ucha do ucha. 
-Wiesz, po co ten wózek? - Robił minę jak pedofil. Bałam się jej, zawsze mnie przerażała.
-Nie mam pojęcia. Oświeć mnie. - Rozłożyłam ręce.
-To... - Zamilkł. 
-Toooo...? - Czekałam na ciąg dalszy.
-Jest...
-Jest?
-Wózek... - Czy on nie może powiedzieć tego od razu?  
-No powiedz wreszcie! - Zdenerwowałam się.
-Ok. - Udawał, że jest obrażony. Ja nie mam siły na tego człowieka. 
-Jezu, Jasiek, mów: po co przytośtałeś ten wózek?
-To jest wózek... - No nie. Znowu zaczyna.
-No to już wiem. Dalej.
-Do...
-Do...?
-To jest wózek do... - Boże. To już się robi nudne.
-Do czego?
-Więc to jest wózek do... jeżdżenia.
-Co? - Nie rozumiałam.
-No wózek.
-Ale co wózek? - Pogubiłam się.
-No będziemy jeździć. W wózku. - Znów zrobił minę pedofila.
-Jasiu, ty bredzisz.
-Nie bredzę! Wsiadaj do wózka! - Nie wsiądę. Ale podroczę się z nim.
-A jeśli nie, to co? - Uśmiechnęłam się zalotnie.
-To cię wrzucę!

Zanim się obejrzałam, Jasiek chwycił mnie i wpakował do jeździdełka. Zaczął biec, wózek nabierał prędkości. Krzyczałam, bo jednak zawsze się boję, że stracimy kontrolę, ale to było bardzo ekscytujące. Adrenalina trochę jak na kolejce górskiej, gdzie się poznaliśmy. Wiatr rozwiewał moje włosy, a oboje śmialiśmy się jak wariaci. 

Zachowujemy się często jak dzieci. Ale to takie niesamowite, że możemy razem robić wszystko. Od głupich zabaw, przez poważne rozmowy i romantyczne wieczory. Nie znalazłabym  w życiu lepszego chłopaka od Jasia. On jest taki opiekuńczy i kreatywny. Mimo, że zawsze mnie czymś wkurza, nigdy nie zamieniałabym go na nikogo innego.

Wróciliśmy do domu naprawdę późno. Po jeździe w wózku sklepowym spacerowaliśmy w blasku księżyca i zgubiliśmy się kilka razy. Ale to taki mały szczegół o którym nikomu nie powiemy. Bo trochę wstyd.

Usiedliśmy na łóżku i nagle dopadła nas melancholia. Tak jakoś zatęskniłam za Milą. Mimo, że przez ostatnie tygodnie miałyśmy koszmarny kontakt. Spojrzałam na Jasia, bo wpatrywał się we mnie. Dostrzegłam w jego oczach smutek, olbrzymi ból, chociaż na ustach tkwił lekki uśmiech. Nawet największy aktor nie umie grać oczami.

Rozpłakałam się, Jaś od razu zrozumiał. Objął mnie. Oddychałam jego zapachem. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. My się bawimy, śmiejemy, a powinniśmy trwać w żałobie. Powiedziałam o tym Jasiowi, a on stwierdził, że Mila chciałaby, żebyśmy byli szczęśliwi. Siedzieliśmy tak do rana, objęci i płaczący. Taki piękny wieczór poszedł na marne. 

Zeszliśmy na śniadanie. Okazało się, że mamy gościa...
__________________________________________________________________

Misie! Baaardzo was przepraszam, że taki krótki. Będą dłuższe, obiecuję. Po prostu są Święta i nie miałam kiedy napisać, a do tego nie miałam dziś weny :C 
Mimo wszystko, życzę Wam Wesołych Świąt, a jeśli ich nie obchodzicie, to i tak życzę miłych dni z rodziną :)

Bardzo dziękuję Karen, za podesłanie mi cennych rad. Serio, są genialne :)

Założyłam snapa, więc dodawać i snapować! nazwa: froncala
Przy okazji pozdrawiam Paulinę, która mnie w końcu do tego zmotywowała, bo zbierałam się od dawna. Dzięki Miśka! <3

Narzekacie, że nie macie co czytać. Więc proszę, dwa mega ff!
Jędza, eeee to znaczy... Marzena: www.cieplowsrodchlodu.blogspot.com
Oldzia, która dopiero zaczyna :3  www.zerooryginalnosci.blogspot.com

Przypominam o grupie czytelników tego ff, założonej na Waszą prośbę :3 https://m.facebook.com/groups/987549737922750?ref=m_notif&notif_t=group_comment

Wpadnij też na ask! Przypominam też, że czytelnicy wstawiają link do ff do opisu :3 http://ask.fm/Znajoma2000

Nie zapomnij dodać "+1" i "obserwuj" a także zaobserwować na asku :) jeśli chcesz pogadać, napisz na skype: froncalaff

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 35

"Pukanie stało się bardziej natarczywe. Przygryzł wargę szybko myśląc co zrobić. Jeśli zostawi mnie tu samą, coś może mi się stać. A kiedy weźmie mnie na dół, może przyjść ktoś ważny i przerazi się na mój widok. W końcu postanowił. Podniósł mnie i szybko zeszliśmy ze schodów, usadził na krześle i otworzył drzwi wejściowe. Nikogo tam nie było..."


Spojrzał na mnie zrezygnowany, usiadł obok i zapłakał. Nie mam pojęcia, o co chodzi Mili. Ale to mnie przeraża.

-Misia? - Zaczął niepewnie Jan.
-Tak?
-Musimy się wyprowadzić. - Powiedział zdecydowanie. Patrzyłam na niego z otwartą buzią.
-Mówisz poważnie? - Nie dowierzałam.
-Zupełnie poważnie. Nie wiemy, o co chodzi Mili. Jeśli coś ci się stanie, nigdy sobie tego nie daruję. Nie możemy tak ryzykować. To straszne, co mówię. Milka była najbliższą mi osobą a teraz cię rani. Nie mam pojęcia, co o tym myśleć.
-A może..  Porozmawiamy z nią?
-Co? Jak chcesz to zrobić? - Zdziwił się.
-Wywołując ją.

Poczekaliśmy do nocy. Żadne z nas się na tym nie zna, więc wzięliśmy świeczki, zgasiliśmy światła i usiedliśmy naprzeciwko siebie. Chwyciliśmy się za ręce. Panował zupełny mrok, nie wliczając blasku płomieni. Ogień rzucał siejące trwogę cienie na nasze otoczenie. Widzieliśmy nawzajem w swoich oczach strach i nadzieję. Nasze ręce zaciskały się kurczowo, gdy wypowiadaliśmy jej imię.

Poczułam, że coś się zmienia. Pozornie nic się nie działo, ale czułam to w podświadomości. Jasiek chyba też, bo źrenice mu się rozszerzyły. Moje ciało przeszył lekki dreszcz, kiedy chłopak oznajmił, żebym się nie odwracała. W tym momencie dotarło do mnie lodowate zimno.

Janek zaczął.
-Mila... Możemy porozmawiać? - Powiedział w miarę głośno, ale niepewnie.
Nie odpowiadała. Chłód mnie nie opuszczał. Nagle stopniowo zaczęło robić mi się cieplej i zobaczyłam, jak duch dziewczyny  przechodzi obok. Stanęła w taki sposób, żebyśmy oboje dobrze ją widzieli. Swoją postawą wyraziła chyba zgodę. Chłopak kontynuował.
-Dlaczego prześladujesz Wiktorię?

Sapnęłam. Wszystkie płomienie drgnęły, jeden knot zgasł. Paliło się jeszcze pięć. Na słowa Jasia twarz postaci stężała w bólu. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
-Zabrała mi ciebie. - Wyszeptała i zaczęła płakać.

Janek impulsywnie wstał żeby ją objąć, ale zniknęła. Chłopak osunął się na ziemię i zaszlochał. Mi nie wystarczyła taka odpowiedź, musiałam dowiedzieć się więcej.
-Mila! Co to znaczy, że ci go zabrałam? Powiedz, proszę! - Krzyknęłam poważnie. Dom się zatrząsł, spadło kilka obrazów. Pojawiła się już koło mnie.
-Miałam go całe życie, nagle pojawiłaś się ty i mi go zabrałaś! Tak po prostu! - Wrzeszczała. Budynek wibrował mocniej, trochę jakby podczas trzęsienia ziemi.

Byłam przerażona, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać.
-A dlaczego zaczęłaś znów ćpać? - Wszystko ustało. Nastąpiła zupełna cisza, nie było żadnego ruchu. Jak ręką odjął. Mila zaczęła szeptać, ledwo ją zrozumiałam. To był jakby pisk.
-Bo byłam samotna. Chciałam więcej i więcej. Pragnęłam, żeby Janek mnie zauważył... Ale ty byłaś ważniejsza! - Ostatnie zdanie wykrzyczała.
-Zostaw nas w końcu w spokoju! - Zdenerwował się Jan.
-Albo ja tu będę mieszkać, albo ona! - Rozległo się dzikie wycie, którego nie byłby w stanie wydać z siebie żaden człowiek.

Nagle zgasły wszystkie świeczki, zrobiło się zupełnie ciemno. Echo jej słów wciąż odbijało się od ścian pomieszczenia. A może to tkwiło tylko w mojej głowie? Nadal siedziałam na krześle. Poczułam lekkie przesunięcie, cała się spięłam. Już chciałam wstać, ale siedzenie gwałtownie podjechało pod ścianę, przewracając się, a co za tym idzie - ja także skończyłam na podłodze.

Nic nie widziałam, skuliłam się na kafelkach i okryłam głowę ramionami. Pulsowała z bólu, uderzyłam się o kant komody. Z szafek wylatywały naczynia, ze ścian spadały obrazy, doniczki rozbijały się zasypując wszystko ziemią. Trzęsłam się ze strachu. Janek krzyczał błagając, żeby przestała. W mroku dostrzegłam zarys krzesła, na którym wcześniej siedziałam. Poderwało się i z impetem uderzyło Janka. Chłopak padł na podłogę i wszystko ustało.

Podbiegłam do włącznika światła. Pstryknęłam i światło zalało cały dom. Przeraziłam się. Wnętrze kuchni, salonu, korytarza i wszystkich innych pomieszczeń wyglądało... Nie można tego opisać. Dotarłam do chłopaka leżącego w rzece szkła, ziemi, szmat i kawałków różnych innych rzeczy, których nie potrafiłam zidentyfikować. Był przytomny, dzięki Bogu nic mu się nie stało.

Poszliśmy do pokoju. Usiedliśmy na łóżku, chcąc omówić dalsze działania. Przypomniałam sobie.
-Janek? - Spojrzał na mnie. - Pamiętasz, jak na urodziny dostałam bilety? Możemy wyjechać do Anglii aż trochę się nie uspokoi. Co myślisz?
-Dobry pomysł. Wylatujemy pojutrze.

Zeszliśmy posprzątać. Po kilku godzinach mieszkanie znów wyglądało przyzwoicie. Był prawie ranek, więc udaliśmy się do sypialni, żeby trochę odpocząć. Rzuciliśmy się na łóżko i momentalnie zasnęliśmy.

Było już po południu, kiedy się obudziłam. Janka nie było. Skierowałam się do kuchni, gdyż przywołały mnie tam ciekawe zapachy. Jaś mnie zauważył i już po chwili zaserwował smaczną porcję naleśników. Omówiliśmy szczegóły wyprawy i zaczęliśmy pakować najpotrzebniejsze rzeczy.

Pod wieczór odwiedziłam Julię, żeby zapytać o adres cioci Marty. Oczywiście nie wyjawiłam prawdziwego powodu wyjazdu. Po prostu chcemy wykorzystać prezent od niej i odpocząć od straty Mili- tak brzmiała wersja dla innych. Uwierzyli, co w ogóle nas nie zdziwiło, bo potrafię dobrze kłamać. Spokojnie, nie wykorzystuję tego często. W ten sposób minął kolejny dzień, tym razem spokojnie.

Stanęliśmy na lotnisku. Było bardzo wcześnie, kiedy wylecieliśmy. Siedziałam przy oknie. Podziwiałam krajobrazy. Chciało mi się spać, ale dzielnie wpatrywałam się w pola i miniaturowe domki. Jaś zasnął ze słuchawkami na uszach. Rozsiadłam się wygodnie i przymknęłam oczy.

Przysnęłam, ale obudził mnie huk. Rozejrzałam się, ludzie robili to samo. Na ich twarzach widziałam strach. Zajrzałam za okno. Niebo pokryły ciemne chmury. Ktoś krzyknął, że skrzydło się pali. Poczuliśmy gwałtowny spadek. Pasażerowie krzyczeli, wszystko ogarnął chaos. Niektórzy się modlili, inni płakali. Do wnętrza samolotu jakimś cudem dostał się dym, nie mogłam oddychać.

Tylnia część samolotu została oderwana. Podmuch wiatru wyrwał mnie na zawnątrz. Widziałam spadający samolot, w chmurze dymu i płomieni. Ja także leciałam w dół, ale sama. Dwie części potężnej maszyny z wielkim hukiem zawaliły się na domy mieszkańców. A ja wciąż spadałam. Okręciłam się w powietrzu i dostrzegłam coraz szybciej zbliżające się drzewa. Ciekawa śmierć, rozbić się na koronie lasu. Nagle to poczułam...

Gwałtownie usiadłam. To Jasiek szarpał mnie za ramię. Byłam cała spocona. Dowiedziałam się od niego, że krzyczałam przez sen. Samolot wylądował, wyszliśmy na lotnisko w poszukiwaniu bagaży. Wzięliśmy walizki i zamówiliśmy taxówkę. Po kilkunastu minutach samochód zatrzymał się przed uroczym domkiem z ogródkiem. Zapłaciliśmy i niepewnie podeszliśmy do drzwi.

Zapukałam. Usłyszałam, że mam poczekać. Wypowiedziano te słowa po angielsku. W końcu drzwi zostały otwarte. Ujrzeliśmy ciocię Martę. To na pewno ona. Zapytała, kim jesteśmy. Odpowiedziałam jej w języku polskim.
-Ciociu. To ja, Wiktoria. Od Julii.
Kobieta rzuciła się ńa mnie płacząc. Także uroniłam kilka łez. Po długich minutach, gdy w końcu się od siebie oderwałyśmy, przedstawiłam jej Janka. Jego także przytuliła. Zaprosiła nas do środka i wstawiła wodę na kawę.

Już w taksówce zastanawialiśmy się z Jankiem, czy ją wtajemniczyć w powód przyjazdu, ale uznaliśmy, że nie do końca. Opowiedzieliśmy jej to samo, co Julii. Rozmawialiśmy kilka godzin, aż ciocia stwierdziła, że musimy odpocząć. Zapytała jeszcze tylko, czy możemy mieć jedną sypialnię, na co się zgodziliśmy. Wzięłam walizkę do łazienki, do której zaprowadziła mnie kobieta, żeby od razu się ogarnąć. Jasiek brał prysznic w innej.

Wykąpałam się. Owinęłam ręcznik dookoła swojego ciała i przyklęknęłam, żeby wyjąć piżamę. Nie mogłam jej znaleźć. Byłam pewna, że ją pakowałam. Wyciągnęłam wszystko i się załamałam. Jasiu, ty walnięty żartownisiu. Skopię ci tyłek.  Okazało się, że kochany Janek wypakował mi piżamę i dresy oraz zastąpił je seksowną bielizną, którą dostałam na urodziny. Nie miałam wyboru - musiałam ją włożyć. Mimo wszystko mogłam spać w dzinsach, ale jednak zrezygnowałam.

Wyszłam z łazienki i zaczęłam wolno iść po korytarzu. Miałam nadzieję, że nie natknę się na ciocię, umarłabym chyba ze wstydu. Weszłam do pokoju, Jaś już czekał na łóżku uśmiechając się chytrze. Parsknęłam śmiechem na jego widok. Wstał i podszedł do mnie. Miał na sobie koszulkę i bokserki.

Musnął moje ramię opuszkami palców. Wywołało to dreszcz na moim ciele, co oznaczało dla niego zaproszenie. Położył dłoń na mojej szyi, kciuk układając w jej zagłębieniu. Cmoknął mnie w nos, kreśląc swoim kółka na moim policzku. Czułam jego zapach, jak zwykle cudowny. Niepowtarzalny. Po prostu mój. Zsunął ręce po mojej talii, zatrzymując je na biorach. Przyciągnął nasze ciała bliżej, napierałam na niego. 

Pociągnęłam go w stronę łóżka, w drodze zdejmując mu koszulkę. Przewrócił mnie na plecy, opierając się dłońmi nad moją głową i siedząc na mnie lekko. Dotknęłam jego torsu. Poczułam zarysy mięśni pod rozgrzaną skórą. Pochylił się i zaczął całować mnie od ust, podbródek aż po szyję. Przygryzł skórę na moim ramieniu, przez co pisnęłam. Przerzucił mnie tak, że teraz ja leżałam na nim.

Wciąż otulając moje ciało pocałunkami rozwiązywał wstążeczki od gorsetu. Nagle przestał robić cokolwiek czekając na moją reakcję. Zamruczałam skłaniając go do dalszych pieszczot, ale nie ruszył się. Zaczęłam przygryzać jego dolną wargę, jednocześnie wsuwając mu ręce we włosy. To zawsze na niego działało. Nie myliłam się. Od razu dziko jego usta błądziły po moim ciele. Od czasu do czasu przechodził mnie dreszcz rozkoszy. Mruczałam mu do ucha lekko je muskając, co jeszcze bardziej go pobudzało. 

Wyswobodził mój tułów z bielizny, zostałam naga. Chłopak delikatnie przyciągnął mnie do siebie. Sunął opuszkami po moich plecach, przez co wygięłam się w łuk do tyłu. Jego ręce powędrowały na mój brzuch. Miałam drobną nadwagę, ale Jaś lubił moje niedoskonałości, nie krępowałam się przed nim. Sam mówił, że jeśli kogoś kochać to sercem, a nie oczami. Mimo to, każdego dnia powtarzał mi, że jestem piękna. 

Przesunął kończyny na moje uda i lekko je ścisnął. Sapnęłam. Jasiek błądził dłońmi po moim ciele. Złączyliśmy nasze ciała, a także dusze. W końcu zasnęliśmy wtuleni w siebie. Nagi Jan i naga Wiktoria. Tak ich zastał świt...
_________________________________________________________________

Misie! Dziś tak bardziej +18, ale to wszystko przez ludzi ze wspaniałej konfy, którzy kazali mi napisać taki rozdział XD. Serdecznie pozdrawiam, zwłaszcza Oliwię i Filipa :D

Narzekacie, że nie macie co czytać. Więc proszę, dwa mega ff!
Jędza, eeee to znaczy... Marzena: www.cieplowsrodchlodu.blogspot.com
Oldzia, która dopiero zaczyna :3  www.zerooryginalnosci.blogspot.com

Przypominam o grupie czytelników tego ff, założonej na Waszą prośbę :3 https://m.facebook.com/groups/987549737922750?ref=m_notif&notif_t=group_comment

Wpadnij też na ask! Przypominam też, że czytelnicy wstawiają link do ff do opisu :3 ask.fm/Znajoma2000

Nie zapomnij dodać "+1" i "obserwuj" a także zaobserwować na asku :) jeśli chcesz pogadać, napisz na skype: froncalaff