Wyświetlenia

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 6 sezon II. Oficjalne zakończenie.

"Chwilę myślałam nad odpowiedzią.
-Karolina, mam prośbę. Mogę?
-Jasne. - Uśmiechnęła się. - Zrobię co w mojej mocy.
-Ta dziewczyna, co tu wcześniej siedziała... Zapamiętałaś, jak wyglądała?
-Eeeeemmm... Chyba tak. Była ładna. A co?
-Mogłabyś coś zrobić, żeby nie wchodziła więcej do tej sali?
-Słucham? - Zaczęła się śmiać. - A kim ona jest, że mam jej zabronić?
-Hmmm, jakby to grzecznie powiedzieć... To jest szmata, którą nienawidzą wszyscy z mojej szkoły, i dobiera się do Janka. Wystarczy? - Powiedziałam, czując narastający gniew.
-Ej, ej... Wystarczy. Zrobię wszystko, żeby nie przekroczyła progu tego pomieszczenia. Bądź spokojna. Ale teraz wróć do domu, bo widzę, że ledwo żyjesz.
-Nie nie, dam radę. Ktoś musi przy nim być, pewnie jest sam...
-Wiktoria. Popatrz na mnie. - Niechętnie to zrobiłam. - Janek jest pod profesjonalną opieką lekarzy, i mniej profesjonalną, ale pełną dobrych chęci moją opieką. A ty wyglądasz jak wrak człowieka. Masz iść do domu, albo osobiście cię stąd wyrzucę.

Poczłapałam do domu, padając na kanapę. Przekraczając próg domu poczułam moc. Czyjąś wyjątkowo silną obecność. Wiem, że to nie jest obecność człowieka..."


Obudziłam się. Chyba nie pospałam zbyt wiele, bo wciąż słońce było wysoko w górze. Od razu ruszyłam do szpitala, nie spojrzałam nawet na zegarek. Wpadłam na Karolinę, która nie była zbyt szczęśliwa, że mnie widzi.
-Jak ty wyglądasz? Zwariowałaś? Pacjentów straszysz! - Powiedziała z oburzeniem. Ledwo ją słyszałam, zamyśliłam się.
-Co? - Szepnęłam wciąż nieprzytomnie. Chwyciła moją rękę i zaprowadziła do łazienki. Ustawiła mnie przed lustrem, a ja prawie upadłam. Nogi się po prostu pode mną ugięły. Karolina spojrzała zaniepokojona.
-Popatrz na siebie. Myślisz, że Jasiek chce, żebyś tak wyglądała? Zastanów się, a ja idę po coś do jedzenia dla ciebie.

Spojrzałam w odbicie i zamarłam. Coś mi się działo z twarzą. Jakby skóra się topiła. Zaczęłam czuć ogromny ból, tłuszcz spływał i skapywał na moje ubranie. Zasłoniłam resztki buzi rękoma i upadłam na podłogę. Wijąc się na kafelkach myślałam, że umrę. Krzyczałam, a to coś napływało mi do ust. Dusiłam się masą z własnej skóry. Smakowała obrzydliwie, słono-żelowa.

Dyszałam ciężko, wszystko ustało. Nade mną stała Karolina cała przerażona. Przyklękła.
-Jezu, Wika, co ci się stało? - Szybko wyszeptała.
-Eee.. Pająk na mnie wszedł. Mam straszną fobię, i wiesz... Rzuciłam się na podłogę... Przepraszam. - Spuściłam oczy, zawstydzona. Przytuliła mnie. Tym małym gestem dodała mi mnóstwo otuchy.
-Chodź, wyjdźmy stąd.

Zaprowadziła mnie do małego gabinetu, który należał do jej mamy. Na biurko stała taca smakowicie wyglądających kanapek i duży sok tuż obok. Usiadłam, tak jak kazała i przyjęłam wciśniętą mi przez Karolinę kromkę. Mimo wielkich starań, jednak nie udało mi się włożyć jej do buzi. Dziewczyna chwyciła rękę, którą trzymałam jedzenie i siłą wepchnęła mi śniadanie do ust.
-Żuj. - Nakazała. Powoli moje zęby zaczęły rozdrabniać pokarm, połknęłam. Jedzenie naprawdę sprawiało mi trudność. Jedyne o czym potrafiłam myśleć, to Jasiek.

Jadłam więc bardzo powoli, ale jednak jadłam. Pierwszy posiłek od trzech dni.
-Zaraz wrócę, czuj się jak u siebie.
Za wiele mi to nie dało, zatem dalej jadłam. Rozglądałam się po wnętrzu przytulnego pokoiku. Małe szafki zawalone papierami i dokumentami, taki artystyczny nieład. Dobrze się tam czułam. W jednej chwili wpadła Karolina.
-Boże, Wiktoria! Szybko, Jezu! Janek umiera!

Rzuciłam kanapką. Wybiegłyśmy z gabinetu, prawie łamiąc nogi. Wpadałyśmy na pacjentów, słysząc ich obudzenie. Obraz mi się rozmywał, łzy cisnęły do oczu. Zatrzymałyśmy się przed salą. Chciałam tam wbiec, ale ochroniarz mnie powstrzymał. Wrzeszczałam, żeby mnie puścił, bo tam umiera mój chłopak. Krzyczałam, żeby dał mi się z nim pożegnać. Posłuchał. Podeszłam do szyby, oddzielającej korytarz od sali. Oddzielającej mnie od Jaśka.

Położyłam dłonie na szklanej tafli i patrzyłam, jak konwulsje władają ciałem chłopaka. Reanimacja. Pisk, będący tylko w tamtej sali, ledwie słyszalny dla osób nerwowo poruszającym się dookoła chłopaka, zagłuszył mi całą świadomość.

Po kilku minutach walki ze śmiercią, lekarze wyszli. Weszłam do sali, ciało leżało przykryte białym płótnem. Delikatnie odsłoniłam twarz i... Zawyłam. Rzuciłam się na Janka, krzycząc i płacząc.
Lekarze mnie odciągali, wezwali ochronę, ale ja nie mogłam odejść. Nie mogłam zostawić jedynej na świecie bliskiej mi osoby.

***

Leżę i patrzę się tępo w sufit. Tak jak po raz pierwszy. Jak wtedy, gdy tu przyjechałam. Było to już kilka ładnych lat temu, sama nie liczę, ile już minęło. Do teraz nie mogę pojąć, jak Bóg mógł mi to zrobić. Dlaczego zabrał mi jedyną osobę, którą kochałam i jedyną, która kochała mnie? Przewracam się na bok. Mój wzrok wędruje za okno. Zaczynam zastanawiać się, dlaczego odebrano mi cały mój świat. Całe szczęście, radość, nadzieję i spokój. Mimo upływu czasu dalej moje serce jest rozdarte, bo nikt inny nie był w stanie go zalepić. Łza spływa po moim policzku. Ale już się nie przejmuję. Ważne jest tylko to, że zaraz być może znajdę Janka, być może znowu będę z nim, szczęśliwa. Po tylu latach.

Wiesz, jakie to jest uczucie, kiedy ginie ktoś taki, i to na twoich oczach? Wyobraź sobie, że powoli tracisz całe szczęście i od tego dnia, każdy poranek będziesz spędzała na błaganiu o śmierć i zastanawianiu się, dlaczego ty. Od dzisiaj nie będziesz mogła normalnie żyć. Od dzisiaj będziesz cierpieć.

Wstaję. Bezszelestnie kroczę do łazienki dla personelu. Jest noc, więc będzie pusta. Wchodzę, jednak pielęgniarka myje ręce. Chwyta mnie i zaprowadza do łazienki dla pacjentów. Udaję, że korzystam. Zaprowadza mnie do pokoju. Kładę się, udaję, że idę spać. Wychodzi. Czekam. Wstaję i znów bezszelestnie idę do łazienki dla personelu. Tym razem rzeczywiście jest pusta. Nie zamykam jej na klucz. Idę do kabiny. Siadam i łykam tabletkę. Biorę łyk wódki znalezionej w szafce jednego z pielęgniarzy. Kolejna tabletka. Łyk. Tabletka. Łyk.

Po którejś kolejce jestem już zmęczona. Czuję, że zasypiam. Szybciej reaguję. Biorę tabletki po dwie i większe łyki. Pudełko już opróżnione. Otwieram następne. I znowu. Tabletka. Łyk. Opakowanie wypada mi z ręki, przewracam się. Mimo to, nadal się zabijam. Robi się coraz ciemniej i zimniej. Zaczynam płakać. Nagle pojawia się Janek. Patrzy na mnie smutno. Przybywa Mila. Płacze. On także zaczyna. Nie wiem co się dzieje. Powoli nic nie widzę. Brzuch mnie boli. Bardzo. Zwijam się z bólu.

Ciemność.

***

-Poznałam ją osiem lat temu, kiedy byłyśmy w liceum. Niestety, do szkoły chodziła tylko kilka dni, potem przestała. Jak się dowiedziałam dopiero niedawno, trafiła do szpitala. Nie mam pojęcia na jakiej podstawie, bo nie była szalona. Nie nawiązałam z nią żadnej głębszej więzi, ale wiem jedno. Była niezwykła. W jeden dzień dowiedziała się rzeczy, które skrywałam latami. Nauczyła mnie kilku rzeczy, ale nie chcę się tym dzielić. Odwiedziłam ją kilka razy w szpitalu, tylko, że nie pozwolono mi do niej wejść. Nie rozumiem dlaczego. Bardzo chciałam ją zobaczyć...


-Była moją przyjaciółką. Tak, jak powiedziała moja poprzedniczka, Wiktoria była cudowna. Bardzo miło wspominam nasze pierwsze spotkanie. Była wtedy w moim domu, u swojej siostry. Byłyśmy głodne, więc zrobiłyśmy zapiekankę. Tak się zagadałyśmy, że spaliłyśmy ją zupełnie. A do tego Wika potłukła talerze. Prawie wszystkie. Od tamtego dnia, byłyśmy nierozłączne. Tylko ona znała moje sekrety, tylko ona wiedziała o ciąży. Tylko ona dodawała mi siły nawet wtedy, kiedy sama ich nie miała. Tak za nią tęsknię, że to niewyobrażalne. W szpitalu również nie mogłam jej odwiedzać, a jestem pewna, że Misia by tego chciała. Osiem lat nie miałam z nią kontaktu, a mimo to, nadal kocham ją tak mocno jak wtedy.


-Wiktoria wiele zmieniła w moim życiu. Nie pomijając, że byłem w niej bardzo zakochany. To przypominało później obsesję, kilka razy pobiłem się z Jankiem. W końcu zrozumiałem, że nie będzie ze mną szczęśliwa, więc odpuściłem. Wolałem patrzeć na jej szczęście, niż sam miałbym być szczęśliwy. Od ośmiu lat z nią nie rozmawiałem, ale nadal ją kocham. Mimo, że tak naprawdę nikt o tym nie wiedział. Nawet ona. Kocham ją i zawsze będę.


-Szczerze mówiąc nie poznałam Wiktorii zbytnio. Jednak byłam przy niej, kiedy Janek umierał i kiedy było z nią źle. Tylko ja odwiedzałam ją w psychiatryku, bo jestem lekarką, a znajomości dużo dają. I Wiktoria naprawdę była w złym stanie psychicznym. Jednak nie na tyle, żeby nie można było jej odwiedzać, to jakiś absurd. Ale co chciałam powiedzieć Wam wszystkim to to, że rzeczywiście była genialną osobą. I bardzo ją lubiłam. Przepraszam...


-Była wspaniałą siostrą. Mimo, że tak naprawdę przez kilka lat nie miałyśmy kontaktu, bo wyjechałam. Kochałam ją bardzo, bardzo mocno. I nikt nie ma pojęcia, jak żałuję, że nie byłam z nią zawsze. Przepraszam, nie mogę....


-Moja bratanica? Nie da się jej opisać. Taka żywa, pracowita, kochana. Zawsze pomocna. I nie odwróciła się ode mnie w chwili, gdy większość z Was by to zrobiła. Nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć. Jest mi tylko przykro, że jej biologiczni rodzice zapili się, a ona o tym nie wiedziała. Chociaż w sumie nie wiem, czy chciałaby wiedzieć...


-Tak kończy się historia Wiktorii. Nigdy jej nie zapomnimy. Zapewne zmieniła w nas wiele. Zapewne każdy z nas kocha ją, w mniejszym lub większym stopniu. Będzie nam jej ogromnie brakować, ale przecież ona jest teraz w lepszym miejscu. Szczęśliwa, bo z ukochanym. Wiktoria sama wybrała swój los, mimo, że nie była tego świadoma. Musimy uszanować jej wolę. Podziękujmy Bogu, za znajomość z Wiktorią.

***

_________________________________________________________________________

 Moi kochani. To już ostatni rozdział. Nie wiem, napiszcie mi tak szczerze, co o nim sądzicie, bo sami widzicie, że ma inną formę, zupełnie inną. Ja chcę Wam podziękować za wszystko. Nie będę tu wymieniać, bo zrobiłam to pod ostatnim rozdziałem 1 sezonu. Zostaw komentarz, tak na pożegnanie.

Jeśli kogoś jeszzce interesuje moja "twórczość", to moge powiedzieć, że mam w planach założenie bloga ze zwykłym opowiadaniem, bez Jasia. O zupełnie inne tematyce. I od czasu do czasu będe pisała coś na asku, więc obserwujcie.
www.ask.fm/znajoma2000

Moje blogi:
Po Froncolsku. Mój mały świat: http://pofroncolsku.blogspot.com/

Legendy Mrocznych Nocy: http://legendynocy.blogspot.com/


Tak więc, see you soon.

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 5 sezon II

"Usiadłam koło Jasia. Odgarnęłam mu z twarzy ciemne włosy, delikatnie muskając jego policzek. Przeniosłam wzrok na rękę, i na aparaturę wciąż podtrzymującą go przy życiu. Zmięta kartka leżała obok na stoliku.
-A może by tak odłączyć te wszystkie wężyki...? - Nagle pomyślałam."


Uniosłam rękę. Delikatnie chwyciłam pierwszą rurkę z jego dłoni. Szarpnęłam lekko i przezroczysty płyn wylał się na pościel. Miał dziwny zapach.
-No, dalej. Weź kolejną. - Głos przenikał przez każdą ścianę mojego umysłu.

Wyciągnęłam rurkę ze zgięcia jego łokcia, skąd miał pompowaną krew. Z rany zaczęła sączyć się szybko czerwona maź. Patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana, zanim dotarło do mnie, co ja właściwie robię. Szybko zawołałam pielęgniarkę, która dziwnym trafem nawet nie pytała, co się stało, tylko wykonała swoją pracę i sobie poszła. Usiadłam znów przy chłopaku i się rozpłakałam.

***

Stwierdziłam, że muszę iść do szkoły. Jasiek byłby zły. Stanęłam przy swojej szafce. Otworzyłam ją i moim oczom ukazała się karteczka.

Myślisz, że on przeżyje? Współczuję.
Zgniotłam liścik i szybko wyrzuciłam go do kosza. Zaczęłam szukać Kseni. Zaczęły się lekcje. Zobaczyłam ją dopiero w sali. Biologia jak zwykle nudna. Tuż po dzwonku Ksenia ulotniła się, nie zdążyłam jej złapać. Szukałam jej wszędzie, aż zaczęłam myśleć, że mnie unika.
Zauważyłam ją kiedy wchodziła do toalety. Szybko ruszyłam za nią, przeciskając się przez wciąż napierający tłum uczniów. Każdy cieszył się z chwili przerwy, odetchnienia. Ksenia weszła do kabiny. Upewniłam się, że jesteśmy same i zablokowałam drzwi. W ciszy czekałam, aż wyjdzie. Oniemiała, kiedy mnie ujrzała. Stała z otwartą buzią, wystraszona. Spuściła głowę, starając się mnie wyminąć.
Zatrzymałam ja ręką i patrząc w oczy powiedziałam:
-Porozmawiajmy.
***
-I tak jest do teraz. - Zakończyła, a ostatnia łza spłynęła po jej policzku.
-Wiesz, to jak ze mną i Jasiem. Chciałam się z nim tylko zakolegować, a zakochałam się w nim do granic własnych możliwości. Nie martw się, bo...
-Popatrz na nią. Jest śmieciem. - Usłyszałam.
-Co? - Zapytałam Ksenię.
-Co "co"? Zaczęłaś coś mówić i przerwałaś.
-Myślisz, że komukolwiek będzie jej szkoda? Przecież jest nic nie warta. Weź nóż z plecaka, przecież są zamknięte drzwi... Wyjdź przez okno. Tylko załóż rękawiczki.
Przeraziłam się. Szybko wzięłam plecak i energicznym ruchem wysypałam zawartość na zewnątrz. Zaczęłam odsuwać książki, aż w końcu znalazłam. Długi nóż i para skórzanych rękawiczek. Spanikowałam. Ksenia patrzyła na mnie przerażona, a ja zaczęłam piszczeć ze stresu. Ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Rozglądałam się. Przecież nie ja schowałam to do plecaka.
-Pomyśl... Jest grubą szmatą, obgaduje cię za plecami. Próbuje zgrywać pokrzywdzoną, a tak naprawdę planuje, jak cię zniszczyć....
-Zamknij się! Ona wcale taka nie jest! - Wykrzyczałam.
-Kto?! O kim ty mówisz?! - Ksenia pobladła. Uświadomiłam sobie, że to tylko w mojej głowie. To wszystko rozgrywa się tylko w mojej wyobraźni. Znowu.

Spojrzałam ostatni raz na dziewczynę, pozbierałam swoje rzeczy i szybko wybiegłam. Mijałam uczniów, zdziwionych nauczycieli i woźne. Znalazłam się przed szkołą. Nie myśląc zbyt wiele wsiadłam w pierwszy lepszy autobus, który zawiózł mnie wprost przed bramę szpitala. Wyminęłam recepcję, wpadłam na wzburzoną pielęgniarkę i weszłam do sali Jasia, gdzie zastałam... Dagmarę.

Spojrzała na mnie nie wiedząc, co powiedzieć. Zamykała i otwierała usta jak ryba.
-Co ty tu robisz? - Zapytała chłodno.
-No nie wiem, może przyszłam do SWOJEGO chłopaka? - Wysyczałam, podkreślając przedostatnie słowo. Bez odpowiedzi wyszła wkurzona, obijając się o mnie. Trzasnęła drzwiami, kiedy siadałam przy chłopaku.

Złapałam go za rękę.
-Janek... Pomóż mi. Ja nie wiem, co się dzieje... Znowu przytrafiają mi się chore rzeczy... Sam widziałeś. I jeszcze ona... Co ja mam robić? Jasiu... Proszę obudź się. Nie potrafię sobie poradzić bez ciebie... - Zaczęłam płakać. Położyłam głowę w zagłębieniu jego szyi. Łzy płynęły strumykiem z moich policzków w stronę jego torsu. - Jesteś dla mnie wszystkim. Jasiek, dni mijają... Minęły już dwa, ale dla mnie to jak wieczność. Nie umiem funkcjonować bez ciebie, nie teraz, kiedy wszystko znowu się sypie. - Szlochałam tak mocno, że zaczęłam się jąkać.

***

-Proszę pani? Wszystko w porządku? - Poczułam szturchanie za ramię. Podniosłam ciężką głowę i sapnęłam. Bolały mnie całe plecy i szyja. Ścierpłam. Młoda lekarka przyglądała mi się. Przetarłam twarz. Chyba zasnęłam na Jaśku... Wyczerpanie i zmęczenie spowodowane ostatnimi wydarzeniami wygrało. W tej kobiecie było coś znajomego... To chyba Karolina!
-Karolina? - Zapytałam nieśmiało.
-Czyli to jednak ty. Aż cię nie poznałam. - Przytuliła mnie.
-Co z Jasiem?
-Jak to? Przecież jest w śpiączce. - Zdziwiła się.
-No tak, ale... Czy wiadomo, kiedy się obudzi? - Poczułam jak znowu łzy napływały mi do oczu.
-Hej, spokojnie. - Pogłaskała mnie po ramieniu. - Ma tydzień na obudzenie się. W sensie, wtedy są największe szanse. Przywieziono go w poniedziałek, czyli ma jeszcze niecałe 5 dni... Potem, z każdym kolejnym dniem będzie coraz ciężej.
-A co potem? Co będzie, jeśli nie obudzi się w ciągu pięciu dni?
-Wtedy dajemy mu pół roku. A potem... Odłączamy aparaturę.
-Co? Ale jeśli... Jeśli by się nie obudził... Boże. - Rozpłakałam się, chowając twarz w dłonie. Karolina usiadła koło mnie i objęła moje ciało ramionami.
-To nie do końca tak. Jeśli zapłacisz, nadal będzie podpięty. Ale mimo wszystko, szanse są jednoprocentowe. Tylko wiesz, musisz wierzyć. Czasem po kilku latach się wybudzają... Nadzieja nie może zgasnąć.

Milczałyśmy przez chwilę, pogrążone każda w swoich myślach. Swoją drogą, wtedy tak bardzo jej nie lubiłam, a teraz stała mi się dość bliska. Życie jest naprawdę przebiegłe, łącząc w określonym szyku drogi różnych ludzi.
-Zostałaś lekarką? - Zapytałam, chcąc zagłuszyć ciszę.
-Nie, jeszcze nie. Skończyłam technikum, zdałam maturę, a teraz studiuję.
-To co tu robisz?
-Mam staż, praktyki. Wiesz, dzięki mamie. Inni ludzie z rocznika nie mają takiej szansy. - Przyznała.
-Nadal ortopeda? Zostajesz przy tym? - Byłam po prostu ciekawa.
-Tak. Dzięki praktykom mogę już patrzeć, jak to się robi. - Uśmiechnęła się.
-A co robiłaś w tej sali? Przecież to chyba nie to skrzydło...
-Fakt. Po prostu szukałam mamy, bo gdzieś tu miała się kręcić. A od małego, jak tylko mama zabierała mnie do szpitala, bo nie miała co ze mną robić, chodziłam po różnych salach i sprawdzałam, jak się czują pacjenci. Do teraz tak robię, nie potrafię przejść tak po prostu. I zobaczyłam, że tu siedzisz. Nie poznałam cię, ale sam fakt. Siedziała tu inna dziewczyna, a przechodząc drugi raz znowu inna... Więc się zaniepokoiłam.

Chwilę myślałam nad odpowiedzią.
-Karolina, mam prośbę. Mogę?
-Jasne. - Uśmiechnęła się. - Zrobię co w mojej mocy.
-Ta dziewczyna, co tu wcześniej siedziała... Zapamiętałaś, jak wyglądała?
-Eeeeemmm... Chyba tak. Była ładna. A co?
-Mogłabyś cos zrobić, żeby nie wchodziła więcej do tej sali?
-Słucham? - Zaczęła się śmiać. - A kim ona jest, że mam jej zabronić?
-Hmmm, jakby to grzecznie powiedzieć... To jest szmata, którą nienawidzą wszyscy z mojej szkoły, i dobiera się do Janka. Wystarczy? - Powiedziałam, czując narastający gniew.
-Ej, ej... Wystarczy. Zrobię wszystko, żeby nie przekroczyła progu tego pomieszczenia. Bądź spokojna. Ale teraz wróć do domu, bo widzę, że ledwo żyjesz.
-Nie nie, dam radę. Ktoś musi przy nim być, pewnie jest sam...
-Wiktoria. Popatrz na mnie. - Niechętnie to zrobiłam. - Janek jest pod profesjonalną opieką lekarzy, i mniej profesjonalną, ale pełną dobrych chęci moją opieką. A ty wyglądasz jak wrak człowieka. Masz iść do domu, albo osobiście cię stąd wyrzucę.

Poczłapałam do domu, padając na kanapę. Przekraczając próg domu poczułam moc. Czyjąś wyjątkowo silną obecność. Wiem, że to nie jest obecność człowieka...
________________________________________________________________________

Skomentuj, bardzo proszę :C Wysil się trochę, pokaż, że czytasz!

Jeśli czytasz, poleć komu to ff. Będę skakać z radości! <3

Nie zapomnij o "+1" i "obserwuj" oraz o follow na asku! Dzięki! <3

Zapraszam na aska, gdzie zawsze jest info o rozdziałach i możecie mnie poznać :3 

http://ask.fm/Znajoma2000 

Snapchat: froncala

Skype: froncalaff

Grupa: https://www.facebook.com/groups/987549737922750/ 

wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 4 sezon II

"Poczułam, jak ktoś owija mnie kocem. Potem pamiętam tylko samochód... Poczekalnię w szpitalu. Ktoś wcisnął mi gorący kubek w dłoń i jakąś kartkę, którą od razu schowałam do kieszeni. Widziałam, jak kobieta wiezie postać pod białym płótnem. Dobiegłam do niej, ale ochroniarze mnie złapali. Zaczęłam krzyczeć. Tylko nie mój Janek... Przyszedł mężczyzna, ukłuł mnie w ramię. Po chwili ktoś kładł mnie na łóżko. W moim pokoju znalazł się inny facet. Już nie krzyczałam, byłam spokojna.
-Jak się czujesz? - Zapytał z troską malującą się w oczach.
-Co z nim? Żyje?
-O kim mówisz?
-Mój chłopak. Szatyn, przywieziony dzisiaj karetką. Doktorze, czy on żyje? - Rozpłakałam się.
Chwycił mnie za rękę, ściskając ją lekko.
-Bardzo mi przykro, ale..."


-Bardzo mi przykro, ale... Twój chłopak miał zawał.
-Boże, co?! Przecież on ma 19 lat! Ale żyje? - Rozpłakałam się.
-Tak, ale...
-Ale co? Doktorze, proszę powiedzieć!
-Jest w śpiączce.

Usiadłam i schowałam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, czy płaczę ze szczęścia, że żyje, czy smutku, że jednak nie wszystko jest okej.
-Kiedy się wybudzi? - Zapytałam z nadzieją.
-Może za kilka godzin. Albo dni. Nie potrafię ci odpowiedzieć, czy w ogóle się obudzi. Wierzysz w Boga? - Zaskoczył mnie tym pytaniem.

Zastanowiłam się. Noszę na szyi złoty medalik, ale w kościele nie byłam od bardzo dawna. Te całe religijne przedstawienie mnie odpycha. Wiara w Boga to jedno, ale z drugiej strony to tez nie jest tak do końca. Bóg jest "Naszym Przyjacielem". Tak przedstawia go Kościół i Wierni. Ale czy przyjaciel by nas zmuszał do czegokolwiek? Chociażby uczestniczenie we Mszy Świętej. Jeśli nie chodzisz do kościoła - nie wierzysz. Takie jest spojrzenie Kościoła. A czy przyjaciel zmuszałby cię do odwiedzania go? Oczywiście, że aby przyjaźń nadal trwała, trzeba się spotykać i rozmawiać. Ale to nie jest obowiązek. Drugi koniec kija jest taki, że modlitwy, modlitewniki i tym podobne sprawy to bzdura.

Czy żeby rozmawiać z kimkolwiek, muszę mieć wyuczony na blachę tekst, bo nie potrafię powiedzieć nic sama od siebie? Czy swoje problemy przekuwam w wierszyk? Nie, więc po co wymagają od nas wystudiowanej mowy dla Boga? Przecież On nas zrozumie, cokolwiek Mu powiemy i w jakikolwiek sposób. On nie czyta w naszych myślach, ale w duszy już tak. Nie jest człowiekiem. Jeśli naszemu realnemu, fizycznemu znajomemu rzucimy "jest dobrze" mimo, że płaczemy każdej nocy wtuleni w poduszkę, on uwierzy. A Bóg wie, kiedy i dlaczego nam jest źle i wtedy się pojawia. On będzie przy nas nawet kiedy przestaniemy w Niego wierzyć i będziemy dusić w sobie całe zło świata. Bóg jest naszym przyjacielem.

Wyobraź sobie taką sytuację, choć może każdego dnia przeżywasz ją na nowo. Chcesz się zabić, ale zawsze się boisz. Płonie w tobie jeszcze to światełko nadziei, że jeszcze kiedyś się poprawi, że niedługo zaczniesz być szczęśliwa. Dni mijają, ale jest coraz gorzej. Nie masz już absolutnie chęci do życia. Nie znasz słowa "przyjaciel", ani "radość". Nie ma żadnego, ale to żadnego ratunku. Próbujesz popełnić samobójstwo. Prawie ci się udaje, już zbliżasz się do końca.... Ale nagle... Nagle budzisz się gdzieś. W dowolnym miejscu, gdzie jest ci dobrze. Po raz pierwszy od bardzo dawna. I ktoś do ciebie mówi, że tak samo będzie na ziemi. Tylko musisz trochę poczekać i uwierzyć. Musisz pokazać, że chcesz. I ten ktoś obiecuje ci, że będzie przy tobie zawsze, ż będzie Twoim przyjacielem.

Zastanawiasz się, co zrobić. Z jednej strony, chciałabyś mieć jakiekolwiek oparcie, chciałabyś wierzyć, że wszystkie twoje problemy przestaną istnieć. Że będziesz miała dla kogo żyć. Zgadzasz się. Dostajesz szansę. Wracasz na ziemię i zaczynasz wszystko od początku. Przełamujesz swój strach i zwątpienie do ludzi, zaczynasz rozmawiać z innymi, wychodzisz na dwór. Zaczynasz spać spokojnie, coraz dłużej, znowu jesz normalnie bez zwracania jedzenia. Twoich rąk już nie ozdabiają cięte rany ani w twojej głowie już nie dzwonią słowa "zabij się".

Zaczynasz żyć. Żyć tak naprawę, a nie na chwilę. Cieszysz się każdym dniem, codziennie budzisz się i zasypiasz z uśmiechem. Mało tego, zaczynasz marzyć. I te marzenia się spełniają! Masz przyjaciela! Nie oszukasz Go, kiedy będzie ci źle. Codziennie będziesz chciała z nim rozmawiać, spotykać się. To będzie piękna więź, długotrwała. Po prostu wspaniała. Niemożliwe? Nie ma już dla ciebie ratunku? A jednak jest. To Bóg. Nie wierzysz w Boga? Dlaczego?

Czyżbyś nie wierzyła w te wszystkie brednie wypisywane w kościele? Czy durny katecheta wie, co mówi? Posłuchaj Świadectw. Świadectwo, to prawdziwa historia ludzi, którzy mieli osobiste spotkania z Bogiem. I on im pomagał. To nie bajka dla dzieci. Do przyjaźni z Bogiem trzeba dojrzeć.

-Wierzę. - Odpowiedziałam. - A co to za pytanie?
-Bo wiesz, wiara w Boga pomaga, uśmierza ból. Módl się, a twój chłopak na pewno się obudzi. Bóg nie skrzywdziłby tak wspaniałej dziewczyny jak ty. - Uśmiechnął się.
-Skąd pan wie, że jestem wspaniała?
-Widzę to po twoich oczach. Tkwi w nich wrażliwość. Dużo przeszłaś. Ale wiem, ze chcesz walczyć o każdy dzień. Idź do domu, do parku, spędź trochę czasu sama. Napisz list do Boga. Czytałaś może "Oskara i Panią Różę"?
-Oczywiście. Była to moja lektura szkolna.
-Więc wiesz, jak bardzo wiara pomogła Oskarowi. Spróbuj.

Spędziłam prawie całą noc na szpitalnej ławce przysypiając, ale ten lekarz z którym rozmawiałam w końcu osobiście zamówił mi taksówkę. Otworzyłam drzwi i zapaliłam światło. Rzuciłam się na kanapę tak, jak stałam, czyli w butach i ubraniu. Momentalnie usnęłam.

Obudziłam się kilka minut po szóstej. Spałam jakieś cztery - cztery i pół godziny. Zaparzyłam kawę i usiadłam przy stole, biorąc gorącą filiżankę w dłonie. Odwiedziny w szpitalu zaczynają się od ósmej, więc mam trochę czasu. Spojrzałam za okno. Jakaś dziewczyna stała z plecakiem na przystanku, zapewne czekała na autobus. Był ładny dzień. Nie mogłam iść do szkoły, nie wytrzymałabym psychicznie. Nagle wstałam, sięgnęłam pierwszą z brzegu kartkę i długopis.

Nie wiem, co nagle we mnie wstąpiło. Zaczęłam się modlić, łzy popłynęły z moich oczu. Nie panowałam nad słowami, które szybko spływały na kartkę. Nagle wszystkie moje smutki, żale i zmartwienia odpływały ze mnie.

Panie Boże. Nie wiem nawet, co mam napisać. Przede wszystkim, oświeć mnie, dlaczego całe zło świata skupia się na mojej osobie? Teraz jeszcze Jasiek...

Wiesz, ciężko mi o tym pisać, a łzy na policzkach mi w tym nie pomagają. Jednak posłucham randomowego lekarza i napiszę do Ciebie.

Zastanawiam się, czy nie mam jakiś problemów psychicznych. Cały czas próbuję sobie coś wmówić, chcę na siłę stać się ofiarą. Nie mam pojęcia, czy to przez jakąś chorobę, czy po prostu chcę być zauważona. Tylko tak naprawdę przez kogo? Nie będę Cię oszukiwać. Doskonale wiesz, że jesteś dla mnie ważny i bardzo chcę, żebyś mi pomógł.

Napisałam bardzo długi list. Cała zapłakana wyszłam do łazienki, żeby się trochę ogarnąć. Pochyliłam się nad umywalką i opłukiwałam twarz wodą, kiedy usłyszałam:
-Myślisz, że kogoś interesuje, co wypisałaś na tej durnej kartce?

Momentalnie się podniosłam i szybko rozejrzałam. Woda rozmyła mi trochę pole widzenia, ale mimo to nie zauważyłam nikogo w pobliżu.
-Co? Myślisz, że komuś jest ciebie szkoda? Że Janek płakałby, gdyby coś ci się stało?

-Kim jesteś?! - Zaczęłam krzyczeć. - Pokaż się!

Nagle rozległ się krzyk, straszny krzyk, przez który upadłam na kolana. Mimo, że zatkałam uszy dłońmi i skuliłam się, wrzask nie ustawał. Dzięki temu zorientowałam się, że to wszystko dzieje się w mojej głowie. W jednej chwili wszystko ustało. Powoli otworzyłam oczy, ciężko dysząc. Rozejrzałam się i...
-Do zobaczenia.

Wybiegłam z łazienki śmiertelnie przerażona. Kawa kapała ze stołu swobodnie, a kubek leżący obok był pęknięty na dwie równe części. Przykucnęłam, opuszkami palców wyciągając mokrą kartkę z brązowej, aromatycznej kałuży. Złożyłam ją dwa razy i nadal wymoczoną, wsadziłam do kieszeni.

***

Usiadłam koło Jasia. Odgarnęłam mu z twarzy ciemne włosy, delikatnie muskając jego policzek. Przeniosłam wzrok na rękę, i na aparaturę wciąż podtrzymującą go przy życiu. Zmięta kartka leżała obok na stoliku.
-A może by tak odłączyć te wszystkie wężyki...? - Nagle pomyślałam.

________________________________________________________________________

Skomentuj, bardzo proszę :C Wysil się trochę, pokaż, że czytasz!

Dziś tak bardziej poważnie. Napiszcie mi proszę ale tak szczerze, co sądzicie. Tak refleksyjnie.
PRZY OKAZJI, BARDZO DZIĘKUJĘ ZA TAK OGROMNĄ LICZBĘ KOMENTARZY. TO WSPANIEŁE! <3

Nie zapomnij o "+1" i "obserwuj" oraz o follow na asku! Dzięki! <3

Zapraszam na aska, gdzie zawsze jest info o rozdziałach i możecie mnie poznać :3 

http://ask.fm/Znajoma2000 

Snapchat: froncala

Skype: froncalaff

Grupa: https://www.facebook.com/groups/987549737922750/ 

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 3 sezon II

"Zrelacjonowałam mu cały wieczór, od położenia się spać, przez sen aż po chwilę, gdzie wystraszył mnie wyłaniając się z ciemności. W jego oczach cały czas widziałam skupienie i szybko sunące myśli. Tylko my znaliśmy wagę wypowiadanych przed chwilą przeze mnie słów.  Jaś wie, że u mnie to nie tylko obrazy. Niestety, w moim życiu sny nad wyraz często posiadają swój charakter i drugie dno.
-Może do niej zadzwonisz? - Zaproponował.
-Masz rację, nie wpadłabym na to. Dobry pomysł. A która jest godzina? - Chłopak nacisnął guzik na pilocie i zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam prawie czwartą.
-Teraz to bez sensu. Jest czwarta, a jak się obudziłam była druga. Przez dwie godziny mogła iść spać, więc ten telefon za dużo mi nie pomoże. - Westchnęła.
-Ale mam plan. - Dodałam szybko. Cała jego uwaga skupiła się na moich ustach, na które patrzył łakomie, czekając na moje słowo."


Weszłam do szkoły w poszukiwaniu Kseni. Cały weekend nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Chodziłam z kąta w kąt już po chwili porzucając wszystko, czego się podjęłam. Zastanawiałam się, jak jej pomóc, nie odsłaniając się przed nią.

Dziewczyna stała przy szafce. Widzę ją z drugiego końca szatni, przy swojej półce. Rozejrzałam się wkoło. Za dużo ludzi. Chwyciłam ją za rękę i zaczęłam ciągnąć w stronę schowka na miotły. Ksenia w ogóle nie wiedziała, co się dzieje. Zdezorientowanie malujące się na jej twarzy było trochę zabawne, ale nie miałam ochoty na śmiech. Czekałam, aż jakieś dwie licealistki przejdą, żebym mogła wepchnąć Ksenię do schowka na miotły.

Zapaliłam światło.
-O co Ci chodzi? - Zapytała trochę przestraszona.
-Dlaczego to robisz? - Musiałam być nieugięta i nie mogłam owijać w bawełnę. Przez jej twarz przemknął cień, ale zaraz go zamaskowała.
-Nie wiem, o czym ty mówisz.
Zdecydowanym ruchem podciągnęłam jej rękaw do góry. Cała kończyna w ranach, z ledwo zakrzepłą krwią. Jej oczy w jednej chwili napełniły się łzami. Wyminęła mnie, wybiegając z pomieszczenia i zaciągając rękaw.

Ruszyłam za nią w tłum ludzi. Trudno mi było ją dostrzec, chociaż aż w końcu zauważyłam jak wychodzi ze szkoły. Przeszłam przez drzwi i szybko się rozejrzałam. Nigdzie jej nie było. Głośny pisk klaksony przykuł moją uwagę. Ksenia przebiegła przez ulicę tak, że prawie została potrącona. W końcu usiadła na ławce chowając twarz w dłonie. Spojrzałam na zegarek. Już zaczęły się lekcje. Trudno. Usiadłam przy niej bez słowa. Psychologia tak działa, że druga osoba w końcu się odezwie, chcąc zagłuszyć ciszę i własne myśli. Czekałam, aż się uspokoi.

Po kilkunastu minutach nie słyszałam już szlochu. Ksenia podwinęła nogi pod siebie i oparła brodę na kolanach. Raz po raz podciągała nosem. Już chciałam się odezwać, ale ubiegła mnie w ostatniej chwili.
-Skąd o tym wiesz? - Wypowiedziała się w pustkę, jakby do siebie. - Tyle lat to ukrywałam, tak doskonale. Tak długo nikt nie wiedział. Nagle pojawiłaś się ty i... Po kilku dniach... Jak?! Skąd wiedziałaś?!~- Kontynuowała.
-Jak to się zaczęło? - Przerwałam jej.

Jakoś mnie nie zdziwiła jej historia. Siedząc w domu opowiedziałam wszystko Jankowi. Też nie był w szoku. Każda normalna nastolatka ma kompleksy, u niej były duże, a do tego wyśmiewają ją całe życie, bo lubi coś innego niż wszyscy i nie chodzi w samych markowych ubraniach, bo w domu się nie przelewa. Teraz moim zadaniem jest jej pomóc. I zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby przestała.
-Na pytanie "Skąd o tym wiem" musiałam się jakoś wymigać. - Powiedziałam mu smutno. Przytulił mnie.
-A co odpowiedziałaś? - Tak cudownie pachniał.
-Noooooo.. Że moja przyjaciółka kiedyś się cięła i wiem, jak się zachowują takie osoby. A ona mi właśnie na taką wygląda.
-A dlaczego nie wyznałaś jej prawdy?
-Co niby miałam powiedzieć? Że mam jakieś chore sny czy wizje i widziałam ją w chwili, kiedy to robiła? Proszę cię, zostałabym zupełnie sama... Jedyną osobą, która wie jest Olga i moja siostra. No i ciocia Marta, ale... No.
-Wiesz co? - Zmienił ton.
-Nie wiem.
-Ehhhh. - Wzniósł oczy do nieba. - Ubieraj się.
-Co? Po co?
-Idziemy na spacer, potrzebujesz powietrza.

Chodziliśmy między drzewami. Jego uśmiech to dla mnie wszystko. Śmialiśmy się trzymając za ręce, podnosił mnie, tańczyliśmy jak szaleni. Weszliśmy do lasu. Ja w jesiennym płaszczyku, wiatr rozwiewający moje włosy, a on, no cóż. Był po prostu Jasiem. Moim Jasiem.

Wracając do domu, byłam po prostu szczęśliwa. Dzięki niemu wiem, czym jest szczęście w esencji. Trzymałam go za dłoń, a on trzymał moją. Podążaliśmy przez plac, centrum miasta, kiedy poczułam jak coś ciągnie mnie w dół.  Jasiek upadł, przewracając mnie. Trzymał się za serce, a z oczu trysnęły mu łzy. Klęknęłam przy nim wołając go. A on leżał skulony z bólu. Odciągnięto mnie od niego, ktoś krzyczał, ktoś płakał. A może tylko ja? Zabrano go karetką. a ja siedziałam patrząc się w pustkę, czekałam na nowy dzień. Może się zaraz obudzę?

Poczułam, jak ktoś owija mnie kocem. Potem pamiętam tylko samochód... Poczekalnię w szpitalu. Ktoś wcisnął mi gorący kubek w dłoń i jakąś kartkę, którą od razu schowałam do kieszeni. Widziałam, jak kobieta wiezie postać pod białym płótnem. Dobiegłam do niej, ale ochroniarze mnie złapali. Zaczęłam krzyczeć. Tylko nie mój Janek... Przyszedł mężczyzna, ukłuł mnie w ramię. Po chwili ktoś kładł mnie na łóżko. W moim pokoju znalazł się inny facet. Już nie krzyczałam, byłam spokojna.
-Jak się czujesz? - Zapytał z troską malującą się w oczach.
-Co z nim? Żyje?
-O kim mówisz?
-Mój chłopak. Szatyn, przywieziony dzisiaj karetką. Doktorze, czy on żyje? - Rozpłakałam się.
Chwycił mnie za rękę, ściskając ją lekko.
-Bardzo mi przykro, ale...
________________________________________________________________________

Skomentuj, bardzo proszę :C Wysil się trochę, pokaż, że czytasz!

Bardzo przepraszam, ze taki krótki, ale mam zły nastrój, a chciałam coś napisać. Będą dłuższe, więc nie musicie mi o tym pisać ;)

Nie zapomnij o "+1" i "obserwuj" oraz o follow na asku! Dzięki! <3

Zapraszam na aska, gdzie zawsze jest info o rozdziałach i możecie mnie poznać :3 

http://ask.fm/Znajoma2000 

Snapchat: froncala

Skype: froncalaff

Grupa: https://www.facebook.com/groups/987549737922750/ 

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 2 sezon II

"Pokój był śliczny. Jasnoróżowy z kolorowymi motylkami. wszędzie misie i motylki. Białe meble i dekoracje. Wyglądał naprawdę wspaniale. Wychodząc, kazała mi uważać na tę królową. Ma co do niej złe przeczucia..."

Co to za szatański dźwięk?! Matko, co się dzieje?!

Rozejrzałam się dookoła. Aaaa... To budzik. Kliknęłam w niego i przewróciłam się na drugi bok.
-Ekhem.... Wstawaj, księżniczko. - Poczułam szarpanie za ramię. Janek dobrze wie, że mam ogromne problemy z budzeniem się. Nagle na mnie usiadł. Nie mogłam oddychać, bo był ciężki. Zszedł w ostatniej chwili, bo już zaczynało mi brakować tlenu. Uderzyłam go i nakryłam głowę poduszką, równocześnie tłumiąc wiązankę, którą puściłam w jego stronę. Chciałam kontynuować sen, ale...

Zanim doszłam do tego, co się dzieje, już byłam ciągnięta po podłodze do łazienki. Lodowate kafelki i cienka piżama na rozgrzanym ciele nie idą w parze, więc momentalnie się rozbudziłam. Wkurzona wykonałam wszystkie poranne czynności, które Janek obserwował z uśmiechem triumfu. Cały czas miałam wrażenie, że coś się stanie. Przeczucie. A moje przeczucia, niestety nigdy się nie mylą.

Weszłam do szkoły. Powoli rozpoznawałam ludzi ze swojej klasy. Szukałam wzrokiem Kseni. Nigdzie jej nie było, a przecież trudno jej nie zauważyć. Podszedł do mnie jakiś chłopak.
-Cześć. Wiktoria, tak? - Uśmiechnął się.
-Tak. A ty to....? - Nie kojarzyłam. Był całkiem przystojny. Piaskowy kolor włosów ładnie kontrastował z opaloną skórą i niebieskimi oczami. Miał bardzo szeroki uśmiech, taki typowy "banan".
-Arek. Jesteśmy w jednej klasie. - Roześmiał się. Dopiero po rechocie go rozpoznałam. Podaliśmy sobie ręce.
-Wybacz, nie kojarzę jeszcze imion ani twarzy. - Zarumieniłam się. Oh, no co jest?
-Nie szkodzi. - Puścił do mnie oczko. - Mam nadzieję, że teraz zapamiętasz. - Uśmiechnął się zawadiacko. - Hmmm zaczyna się robić niezręcznie...

Na szczęście podeszła o nas Ksenia, bo powoli przypominało to flirt. Arek z niezbyt radosną miną odszedł, a Ksenia pytała, co się stało. Odparłam zgodnie z prawdą, że nic i poszłyśmy do szatni. Królowa stała przy szafce, jakby na kogoś czekała. Moja towarzyszka nie chciała iść dalej, ale ja się nie zatrzymałam. Odkładałam swoje rzeczy, kiedy usłyszałam nadzwyczajnie miły głos.

-Cześć. Jestem Dagmara, a ty? - Spojrzałam na nią otwartymi szeroko oczami. Czy właśnie przemówiła do mnie blondynka, która się prawie na mnie rzuciła?
-Eeeee, ja? Wiktoria. - Nieufnie uścisnęłam jej wyciągniętą dłoń. Z niesamowicie długimi tipsami.
-Jak ci się u nas podoba? Odnalazłaś się już? - Wyglądała na naprawdę zainteresowaną.
-Wiesz, jestem tu dopiero trzeci dzień, więc nie mam zbyt sporych doświadczeń. Ale jednak nie narzekam. - Zaczęłam mieć poczucie winy. Może ona serio nie jest taka zła, a wczoraj po prostu miała gorszy dzień? No, ale Ksenia...
-Ej, słuchaj. Co robisz po szkole?
-Co masz na myśli? - Nie chciałam być zbyt pochopna. Znowu...
-No, masz czas? Może poszłybyśmy na piwo? - Zastanowiłam się nad odpowiedzią.
-Piwa raczej nie piję. Może kawa? - Zaproponowałam w zamian.
-No, okej. Niech ci będzie. To o której kończysz? Ja 15:10.
-Godzinę później. Może przełożymy...
-Nie, poczekam na ciebie. Muszę iść, pa. - Uśmiechnęła się przelotnie i szybko odeszła do koleżanek, które patrzyły się na nią jakby właśnie popełniła zbrodnię. No cóż, do mnie samej nie dotarło to, co się właśnie stało.

Ruszyłam na poszukiwania Kseni. Jak myślałam, absolutnie nie uwierzyła w moje słowa.
-Że ty? I ona? Kawa? W życiu! - Prychnęła.
-No przecież wiem, co mówiła! Mnie tez to dziwi, no ale... zobaczymy, co kombinuje.
-Pamiętaj, nie bierz od niej żadnych cukierków. Nie wiadomo skąd je wzięła, ani co zawierają. - Powiedziała bardzo poważnie. Po chwili obie wybuchłyśmy śmiechem.
-Ale serio, uważaj na siebie.

Dagmara czekała przed szkołą. Rozmawiała przez telefon. Wysłałam Jankowi smsa, że wrócę później i żeby się nie martwił. Podeszłam do dziewczyny, która rozłączyła się na mój widok.
-Gotowa? - Uśmiechnęła się.
-Jasne. A gdzie idziemy?
-Do Panamy. - Super. Najdroższa kawiarnia. Nie chciałam protestować, żeby nie zepsuć dobrego wrażenia, tym bardziej, że już odmówiłam piwa. Ale prawda jest taka, że niezbyt mi to pasowało.

Złożyłyśmy zamówienie i zaczęła mówić o sobie. Już jej w sumie nie słuchałam, kiedy nagle mnie zaskoczyła.
-Długo jesteście razem? - Zapytała.
-Co? Kto? - Nie zorientowałam się, wyrwała mnie z rozmyślań.
-No ty i ten szatyn... Janusz?
-Janek. Czy długo...? Eeeee... - Kurczę, ile my już jesteśmy ze sobą? - Noooo ze dwa lata będzie. - Nie wiedziałam, że to tak szybko zleciało.
-Co? Serio? Wytrzymałaś z jednym chłopakiem dwa lata? - Nie mogła uwierzyć.
-No tak. Dlaczego cię to tak dziwi?
-Bo ja nigdy nie miałam nikogo dłużej niż trzy miesiące.

Bardzo się cieszyłam, kiedy spotkanie dobiegło końca. Mówiła tylko o sobie i no cóż, nie miała zbyt ciekawego życia. Wiecie, czasem ludzie jak mówią o sobie, to o jakiś swoich podróżach, przeżyciach, sytuacjach... A od niej... Dowiedziałam się o każdym jej byłym chłopaku, jaki był super, ale dlaczego jednak z nim zerwała, jakie fajne (i drogie) prezenty jej dawał, o jej wakacjach na Karaibach i w Chorwacji, ile to ona ma par butów i jak duże ma kieszonkowe... Aż mi się coś w żołądku przewracało. Jedyna rzecz, o którą mnie zapytała to jak długo chodzę z Jankiem. Kiedy chciałam się wtrącić lub powiedzieć, po prostu mnie ignorowała lub zwyczajnie nie dawała dojść do słowa.

W domu przyznałam Jasiowi rację. Wcale nie jest taka straszna. Zachowuje się i wygląda jak typowy pustak, ale no cóż... Raczej nic złego mi nie zrobi. Chyba.

Leżąc w łóżku rozmyślałam nad swoją szkołą. Chyba nie będzie aż takiej tragedii jak sobie wmawiałam. Ale ten chłopak z pierwszego dnia.. Zaciekawił mnie. Muszę wypytać o niego Ksenię. Chociaż ona zaraz zacznie sobie wyobrażać nie wiadomo co... Swoją drogą, ona jest mega w porządku. W sumie zaprzyjaźniłam się z nią. Co prawda nie mówimy sobie sekretów, ale już czuję, że coś z tego będzie. Niestety, na pierwszy rzut oka widzę, że jest strasznie zakompleksiona. Dam sobie głowę uciąć, że przez ostatni rok pałętała się sama po korytarzu.

Nie wiem nawet, kiedy zasnęłam.

Ksenia siedziała na łóżku w pokoju. Było ciemno, włączona była tylko lampka na stoliku nocnym. Dziewczyna płakała, miał dłonie całe od krwi. Chwyciła zakrwawiony nóż do tapet i zaczęła robić kolejne szramy na rękach. Zagrywała do mięsa wargi z bólu., łzy płynęły coraz bardziej. Kapały na rany, przez co zakrzepła już krew na nowo ożywała. Wyraźnie słyszałam, jak szlocha dławiąc się. Oderwała ostrze od skóry i wbiła je sobie w nogę. Krzyknęła, jej wrzask rozniósł się echem w pustym, dość dużym domu. Delikatna tkanina jej piżamy momentalnie nasiąkała szkarłatem. Wstała i wyszła z pokoju, zapalając światło na korytarzu. Weszła do łazienki, rozbryzgując po podłodze krople. Stanęła przed lustrem. Połowa spodni była czerwona. Zsunęła je z nóg. Mogłam dokładnie dostrzec jej pocięte nogi i krew siąknącą z ogromnej, świeżej rany. Ksenia położyła dłonie na udach i ścisnęła je paznokciami, sprawiając sobie jeszcze większy ból.

Gwałtowanie usiadłam. Rozejrzałam się, byłam w swoim pokoju. Spojrzałam na zegarek, uprzednio włączając światło. Kilka minut po drugiej. Zeszłam na dół, bo zaschło mi w gardle. Zaczęłam zastanawiać się, co to do cholery był za chory sen. Mimo, ze mogła to być tylko nocna fikcja, którą kreowała moja psychiczna podświadomość, ale coś mówiło mi, że to dzieje się właśnie teraz. Jak wtedy, z Olgą.

Całkowicie rozbudzona usiadłam przed telewizorem, włączając pierwszy lepszy program. Nie chodziło o to, żeby coś oglądać, ale chciałam żeby jakieś dźwięki zagłuszały moje myśli, które aktualnie były w kawałkach. Tkwiłam na kanapie patrząc się pusto na zmieniane z każdą chwilą obrazy. Choć wiedziałam, że takie zachowanie nic mi nie da - nie mogłam się ruszyć.

Poczułam nagle dłoń na ramieniu. Odskoczyłam z krzykiem, aż nie usłyszałam uspokajających słów Jasia. Usiadł, biorąc mnie na kolana.
-Dlaczego nie śpisz? - Zapytał całując mnie w czoło. Objął moje ciało ramionami. Widziałam, że jest zaspany. Spojrzałam mu w oczy, czekając na reakcję.
-Miałam sen. - Położyłam nacisk na drugie słowo. Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Z troskliwego na zaniepokojony.
-Opowiedz mi ten sen.

Zrelacjonowałam mu cały wieczór, od położenia się spać, przez sen aż po chwilę, gdzie wystraszył mnie wyłaniając się z ciemności. W jego oczach cały czas widziałam skupienie i szybko sunące myśli. Tylko my znaliśmy wagę wypowiadanych przed chwilą przeze mnie słów.  Jaś wie, że u mnie to nie tylko obrazy. Niestety, w moim życiu sny nad wyraz często posiadają swój charakter i drugie dno.
-Może do niej zadzwonisz? - Zaproponował.
-Masz rację, nie wpadłabym na to. Dobry pomysł. A która jest godzina? - Chłopak nacisnął guzik na pilocie i zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam prawie czwartą.
-Teraz to bez sensu. Jest czwarta, a jak się obudziłam była druga. Przez dwie godziny mogła iść spać, więc ten telefon za dużo mi nie pomoże. - Westchnęła.
-Ale mam plan. - Dodałam szybko. Cała jego uwaga skupiła się na moich ustach, na które patrzył łakomie, czekając na moje słowo.
____________________________________________________________________

KOMENTARZE SPRAWIAJĄ CUDA, PODZIEL SIĘ CUDEM I ZOSTAW KOMENTARZ!

Nie zapomnij o "+1" i "obserwuj" oraz o follow na asku! Dzięki! <3

Zapraszam na aska, gdzie zawsze jest info o rozdziałach i możecie mnie poznać :3 

http://ask.fm/Znajoma2000 

Snapchat: froncala

Skype: froncalaff

Grupa: https://www.facebook.com/groups/987549737922750/ 

czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 1 sezon II

Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam krok w przód. Zadzwonił dzwonek. Uczniowie zaczęli kłębić się jak mrówki. Każdy poszukiwał sali lekcyjnej oraz przyjaciół, których był zmuszony pozostawić na wakacje. Dziewczyny się ściskały piszcząc, a chłopacy z głośnym śmiechem przybijali piątki. Odrębną grupę uczniów stanowiły pierwszaki, nieznające nikogo i zbyt nieśmiałe, żeby podejść i zagadać. Niestety, choć jestem w drugiej klasie liceum, czuję się jak młodziak.

Odwróciłam się, spoglądając ostatni raz na Janka. Uśmiechnął się, ale widziałam że też się denerwuje.  Przełknęłam ślinę i ruszyłam w poszukiwaniu sali 103. Korytarze powoli pustoszały. Nagle poczułam silne uderzenie w bark. Odbiłam się od sprawcy i szybko obejrzałam. Wysoka, jasna blondynka o dużych brązowych oczach uśmiechała się szyderczo. Była bardzo ładna. Idealna figura i długie, opalone nogi w sandałach na obcasie i krótkich spodenkach. Wyglądu zazdrościła jej zapewne niejedna dziewczyna. No cóż, przy niej załączyły się moje kompleksy, wcześniej idealnie chowane pod łagodnym uśmiechem.

Postanowiłam to zignorować i weszłam do sali. Gdy tylko otworzyłam drzwi, wszyscy ucichli i patrzyli na mnie. Nienawidzę publicznych wystąpień i teraz czułam się, jak podczas jednego z nich. Odczucia malowane na twarzach były przeróżne. Niektórzy chłopacy podśmiechiwali się pod nosem i coś cicho komentowali, część dziewczyn lustrowała mnie od góry do dołu z pogardą. Na szczęście większość była tylko zaciekawiona. Nauczycielka do mnie podeszła i uświadomiłam sobie, że nadal stoję w drzwiach. Podałam jej kartkę od dyrektora. Kiedy czytała, dyskretnie rozejrzałam się po klasie.

Na pierwszy rzut oka było tyle samo dziewczyn, co chłopaków. Jak tylko zerknęłam na panie, zachciało mi się płakać. Wszystkie idealne, piękne, szczupłe, wymalowane. Wyglądałam przy nich jak gówno, zwykłe gówno. Chłopacy byli różni. Jedni przystojni, inni wręcz przeciwnie. Kilkoro to tacy typowi swagerzy. Rurki, fullcapy i markowe buty. Inni w dresach, wyglądający jakby chcieli ci przywalić. Na szczęście byli też panowie ubrani normalnie.

Jeden chłopak przykuł moją uwagę. Nie, żeby mi się spodobał. Przecież mam Jaśka. Najzwyczajniej było w nim coś, co kazało mi na niego patrzeć. Uśmiechnął się zawadiacko kącikiem ust. Mrugnął do mnie, aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Zbadał wzrokiem każdy centymetr mojego ciała, tym samym sprawiając, że poczułam się naga. Dla własnego komfortu okryłam się ramionami i odetchnęłam. Spuściłam głowę, patrząc się na buty nauczycielki.

-Usiądź. - Głos wychowawczyni wyrwał mnie z refleksji. tym razem już otwarcie przejechałam wzrokiem pomieszczenie. Postanowiłam usiąść przy najbezpieczniej wyglądającej, i jedynej samotnej osobie. Dziewczyna bazgrała coś na kartce. Była bardzo otyła, to się przysiadłam. Swój do swego ciągnie, prawda?
-Mogę się dosiąść? - Zapytałam niepewnie. Spojrzała na mnie, jakbym powiedział, że zaraz obdaruję ją pieniędzmi.
-Jjjj.. jasne! Siadaj! - Szybko zabrała swoje rzeczy.
-Jestem Wiktoria. - Szepnęłam do niej, wyciągając rękę. Dlaczego nie przedstawiłam się "Froncala"? Bo chcę zacząć życie na nowo.
-Ksenia. Bardzo miło mi cię poznać! - Uśmiech zagościł na jej twarzy.

Mimo pulchnej sylwetki była naprawdę bardzo ładna. Jej urocza, okrągła buzia była przysłonięta brązowo-szarymi włosami. Długie rzęsy tkwiły dookoła małych, lecz szczęśliwych zielonych oczu. Wymieniłyśmy się numerami i umówiłyśmy na spotkanie pół godziny przed rozpoczęciem jutrzejszych lekcji, żeby opowiedziała mi o szkole i uczniach. Wiadomo, lepiej wiedzieć od kogoś niż zaprzyjaźnić się z kimś nieodpowiednim...

Jasiek już czekał. Stał opierając się o swój czarny motor. Przytulił mnie, czekając na relację. Opowiedziałam mu w sumie tylko o Kseni. Nie chciałam mu mówić o incydencie z blondynką ani o tajemniczym chłopaku. Po co go martwić?

...

Tym razem przyjechałam do szkoły sama, autobusem. Mieściła się ona kilkanaście kilometrów od mojego domu. Ksenia czekała na mnie przy drzwiach. Przytuliłam ją na powitanie, co jest dla mnie normalne. Ona jednak dopiero po chwili mnie objęła. Była bardzo zdziwiona i wyraźnie widać było, że raczej nie ma zbyt wielkiego kontaktu fizycznego z innymi.

Chodziłyśmy krętymi korytarzami liceum. Ta pozornie mała szkoła w rzeczywistości była olbrzymim labiryntem, w którym przez długi czas się nie odnajdę. Uczniów było stosunkowo niewielu, dopiero się schodzili. Usiadłyśmy na parapecie, chwilę odpoczywając przed dalszym zwiedzaniem.
-Dlaczego chodzisz z plecakiem? - Zapytała. Właśnie się zorientowałam, że ani ona, ani żaden z mijanych przez nas nastolatków nie jest obciążony torbą.
-Eeeee... A co mam z nim zrobić? Gdzie masz swój?
-No w szafce.
-W szafce? Są tu szafki? - Zdziwiłam się.
-Oczywiście. Nie masz kluczyka? - Roześmiała się. -Chodź! - Wstała ciągnąc mnie za rękę.

U dyrektora dostałam kluczyk do szafki, więc udałyśmy się do szatni. Przystanęłam, szeroko otwierając buzię z wrażenia. Jak tu kolorowo! To jest najbardziej barwne miejsce w całej szkole.
-Każdy uczeń ma swoją szafkę na własność. Może trzymać w niej co chce, może ją pomalować, nakleić coś, przywieszać, montować. Byleby tylko jej nie zniszczył. Wiesz, żeby za trzy lata kolejna osoba mogła z niej korzystać. Chociaż i tak co dwa pokolenia, czyli co sześć lat szafki są wymieniane. - Zakończyła swój wywód Ksenia.
-Jaki masz numer? - Zapytała.
-222. Gdzie to? - Rozejrzałam się.
-Uuuu... Współczuję ci.
-Co? Dlaczego? - Nie ogarnęłam,
-Bo masz szafkę tuż obok Królowej. - Powiedziała z przestrachem.
-Kogo? - Myślałam, ze się przesłyszałam.
-Królowej. O matko, idzie tu! Pamiętaj, żeby jej się nie narażać. - Gorączkowo szeptała, przestraszona.

-Oooo, a kogo my tu mamy? Kula znalazła sobie psiapsiółeczkę? - Powiedziała pogardliwie blondynka, a reszta jej towarzyszek zachichotała. To była ta dziewczyna z pierwszego dnia. Ksenia zrobiła się cała czerwona i spuściła głowę w dół.
-A teraz rusz łaskawie swoją tłustą dupę, bo chcę przejść do szafki. - Popchnęła ją na ścianę.
-Zwariowałaś?! Myślisz, że kim ty jesteś?!  - Zdenerwowałam się. Zapanowała nagła cisza. Pozostali uczniowie, zupełnie niezwiązani z sytuacja patrzyli na nas w oczekiwaniu. Paniusia aż otworzyła usta ze zdziwienia. Zatkało ją.
-Słucham? Coś ty powiedziała? - Zmrużyła oczy w dwie wąskie szparki. Przypominała trochę węża.
-Nie słyszałaś? Mam powtórzyć? - Kurczę. Ja przez moją hardość kiedyś się doigram.
-Uważaj na siebie, bo może cię dopaść pech. A wiesz, nieszczęścia chodzą parami. - Syknęła spoglądając na Ksenię, która stała jak wmurowana. Odwracając się na pięcie zarzuciła włosami.

Podbiegła do mnie.
-Ty nie masz pojęcia, w co się właśnie wpakowałaś! To Królowa, Wiki. Z nią nikt nigdy nie wygrał!
-A co mi może zrobić? - Udawałam obojętną, choć w środku cała się trzęsłam. Nie wiedziałam tylko, czy ze strachu czy złości.
-Wszystko. - Odparła ze śmiertelną powagą.

Wyszłam ze szkoły, po drodze zapinając plecak. Dziś już więcej nie spotkałam tej zołzy. Dzięki Bogu.
Usłyszałam głos Jaśka, bardzo zadowolony. Odwróciłam się, i co ujrzałam? Ta laleczka radośnie flirtowała z Jasiem, a jemu to wyraźnie odpowiadało. Powyrywam jej te tlenione kudły.
Podeszłam do nich. Uśmiechnęłam się słodko do dziewczyny i patrząc jej w oczy pocałowałam Jaśka w usta. Zaskoczony oddał pocałunek. Mina tej zołzy była bezcenna. Złość zmieszana z ogromną dawką zdziwienia, pogardy i poniżenia. Odeszła szybko rozczarowana. Chłopak oderwał się ode mnie, czekając na wyjaśnienia.
-Co za szmata. - Wysyczałam. Spojrzał na mnie, nie wiedząc, co powiedzieć.
-Kto to i dlaczego tak o niej mówisz?

Opowiedziałam mu całą historię. Stwierdził, że chyba koloryzuję. Obraziłam się. Kazałam mu iść do niej i wysłuchać jej wersji wydarzeń, to zaczął się śmiać. Wróciliśmy do domu. Żadnemu z nas nie chciało się gotować, więc zamówiliśmy pizzę.
-Bogu dzięki, że już jutro piątek. - Mruknęłam. Rozpoczęcie roku wypadało w środę. Odwykłam od szkoły, nie ma się co dziwić. Ten gwar, ilość ludzi...

Wieczorem wpadłam do Olgi. Opowiedziałam jej wrażenia z dwóch pierwszych dni szkoły. Przeszłam do tematu Królowej. Kiedy skończyłam, usłyszałam:
-No chyba trochę przesadzasz. Przecież ona nie może być aż taka zła. - Szczęka mi opadła. Dlaczego nikt mi nie wierzy? Milczałyśmy chwilę. W końcu Olga przerwała ciszę.
-Tooo.. Emmm... Chcesz zobaczyć, jak urządziłam pokój dla Zuzi? - Zapytała nieśmiało. Zuzia to jej córeczka, która za trzy miesiące się urodzi.
-Jasne! Czemu wcześniej nie mówiłaś? - Pomogłam jej wstać. Choć to dopiero szósty miesiąc, brzuch miała naprawdę spory.

Pokój był śliczny. Jasnoróżowy z kolorowymi motylkami. wszędzie misie i motylki. Białe meble i dekoracje. Wyglądał naprawdę wspaniale. Wychodząc, kazała mi uważać na tę królową. Ma co do niej złe przeczucia...
_________________________________________________________________________
Witam po przerwie! Tęskniliście? Ja bardzo :3 Wracamy do bloga, postaram się wstawiać rozdziały regularnie, ale wybaczcie mi, jeśli nie będzie rozdziału, bo wiecie. Ja też mam życie i nie zawsze mam czas :3 To co? RAKTYWACJA!

Skype: froncalaff

Snap: froncala

Ask: ask.fm/Znajoma2000

Grupa: https://www.facebook.com/groups/987549737922750/

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 38. Zakończenie sezonu I

"Nie chcę też, żebyś zrozumiała mnie źle. Nie wyszłam z domu, bo jestem nietolerancyjna. Po prostu musiałam zebrać myśli. Zabolało mnie tylko, że dowiedziałam się w taki sposób. Bo nie miałabym z tym problemu, gdybyś mi powiedziała tak szczerze, a nie zataiła to. - Zakończyłam swoją historię. Ciocia padła mi w ramiona trzęsąc się od szlochu. Wtuliłam się w nią i tuż za jej plecami stała Mila..."
Uśmiechała się, miała oczy pełne ulgi. Dech mi zaparło, bo już zupełnie nie wiedziałam, o co chodzi. Wraz z moim mrugnięciem zniknęła. Mam nadzieję, że już na zawsze.

Nastały wakacje. Byliśmy już z Jankiem w domu, ale wciąż brakowało nam Mili. Tak jak przypuszczałam, więcej się nie pojawiła. Razem z Jasiem podjęliśmy decyzję, że od września pójdę do szkoły. Będę w drugiej klasie liceum. Przyznaję, że trochę się boję. Rok bez kontaktu z ludźmi... I do tego musimy wymyślić jakąś bajkę, dlaczego miałam nauczanie indywidualne. Bo co powiem? "No, zabiłam człowieka a moja patologiczna rodzina się mnie wyparła, adoptował mnie mój chłopak wraz ze swoją siostrą, która niedawno się zaćpała"? Nie.

Obudziłam się ostatniego poranka lipca. Już byłam cała zdenerwowana, choć miałam jeszcze miesiąc wolnego. Zeszłam do chłopaka, który bawił się telefonem. Przytuliłam go od tyłu, szybko odłożył aparat i wstał, przyciągając mnie do siebie.
-Jutro idę na ostatnią lekcję. - Powiedział dumnie. Janek wiedział, że zawsze lubiłam motory i jazdę na nich, więc zdawał prawko na motor. Bardzo się cieszyłam. Dodatkową satysfakcję sprawiał mi fakt, że Jaś również pokochał te maszyny.
-Misiu... - Spojrzałam na niego. Od razu zrozumiał.
-Idziesz do szkoły. Potrzebujesz kontaktu z rówieśnikami. Co będzie, kiedy mnie zabraknie? - Zmroziło mi krew w żyłach. Sapnęłam.
-Nie mów tak nigdy. - Wtuliłam się w niego.

Nie chciałam chodzić na lekcje. Takie życie, jakie teraz wiodłam mi odpowiadało. Wstawałam o której chcę i miałam cały dzień wolny,. Ta pani, która mnie uczyła wyjechała, więc i tak bym musiała mieć gdzieś lekcje.

Poszłam do Olgi, która leżała w stroju kąpielowym na ogrodzie. Jej blizna na twarzy odznaczała się w słońcu. Na dźwięk moich kroków dziewczyna podniosła okulary, a usta wygięła w uśmiechu. Położyła ręce na zaokrąglonym brzuchu. Olga opowiedziała wszystko rodzinie. Nie przyjęli tego dobrze, zwłaszcza ojciec, ale teraz już wszystko się ułożyło i dostaje ona ogromne wsparcie, zwłaszcza z jego strony.

Kamil i Julia w połowie sierpnia wracają do Anglii. Namawiają mnie, żebym jechała z nimi i została tam na stałe. Nie chcę tego, za dużo wspomnień. Spędziłam tu całe życie. Do tego wciąż mam na oku swoich rodziców. To znaczy, wiem mniej więcej co się dzieje. Podrzucam im co jakiś czas trochę jedzenia. Wciąż piją, ale przynajmniej nie umierają z głodu. Jest mi przykro i jestem ich jakby dobrym duszkiem, aniołem stróżem. Płacę rachunki, daję jedzenie, a nawet o tym nie wiedzą. Dlaczego to robię? Sama nie wiem. Po prostu oni mnie urodzili. Poza tym, są ludźmi. I choć powinnam ich znienawidzić za całe zło, które mi wyrządzili, moje harcerskie wychowanie sprawia, nie potrafię przejść obok ich domu obojętnie.

Kazałam Oldze się ubrać i wzięłyśmy na spacer do parku Michalinę i Daniela, moich siostrzeńców. Dzieci mojej siostry są bardzo kochane. To znaczy Daniel, bo roczna Miśka to diabeł wcielony. Dziewczynka jest taką małą złośnicą, która zabiera innym dzieciom zabawki, nie chce w nocy spać, krzyczy i hałasuje oraz zawsze marudzi. Za to Daniel, chłopiec urodzony dwa i pół roku temu to aniołek. Nie spotkałam w życiu grzeczniejszego dziecka.

Kuba zaoferował się iść z nami. Utrzymujemy teraz bardzo przyjacielskie stosunki. Jeśli napiszę, że coś się dzieje - od razu rzuca wszystko i przyjeżdża. Jest dla mnie jak brat. Znalazł sobie dziewczynę, Anielę. Także jest ruda, więc fajnie razem wyglądają.

Została mi połowa wakacji. Miesiąc czasu. co mnie spotka jeszcze w wakacje, a co w roku szkolnym? Tego się właśnie obawiam.
_____________________________________________________________________________

Moje najdroższe Misie! Jak widzicie po tytule, jest to ostatni rozdział pierwszego sezony. Jest nudny, bo to tylko podsumowanie. Chciałam zrobić taki jakby epilog sezonu. Nie oznacza to, że będzie sezon drugi. Po prostu chcę to zakończyć, żebyście bezsensownie nie czekali na nowy rozdział, a ja nie chcę Was zwodzić.

Nadal obserwujcie:
aska: http://ask.fm/Znajoma2000
skype: froncalaff
snapa: froncala

Jeśli chcecie wysłać mi list, wejdźcie na aska, tam info. Na pewno odpowiem :)

Wiedzcie, że te dwa miesiące z Wami to najwspanialsze miesiące w moim życiu <3. na pewno chcę to powtórzyć, więc kiedyś zapewne wznowię pisanie. Teraz nie mam czasu ani zbytniej weny. nie chce rozdziałów raz na tydzień. Chcę co dwa dni, codziennie. Więc wrócę prawie na pewno :) Dziękuję Wam za wszystkie pozytywne i negatywne komentarze, za każde wyświetlenie, +1 i obserwację. Za każdy lajk na asku i post na grupie. Za każde miłe słowo. Dziękuję, że po prostu jesteście. Mimo zakończenia sezonu mam nadzieję, że mnie nie zostawicie i będziecie czekać oraz spamować mi na asku i snapie. Jeszcze raz dzięki! <3







poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 37

"Rozpłakałam się, Jaś od razu zrozumiał. Objął mnie. Oddychałam jego zapachem. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. My się bawimy, śmiejemy, a powinniśmy trwać w żałobie. Powiedziałam o tym Jasiowi, a on stwierdził, że Mila chciałaby, żebyśmy byli szczęśliwi. Siedzieliśmy tak do rana, objęci i płaczący. Taki piękny wieczór poszedł na marne. 



Zeszliśmy na śniadanie. Okazało się, że mamy gościa..."

Siedziała milcząca, patrzyła się w podłogę. Nie byłam pewna, czy Jaś też ją widzi, bo przeszedł obojętnie tuz koło niej. Spojrzała na mnie smutno i jej wargi poruszyły się bezdźwięcznie w słowie "przepraszam". Stanęłam przy stole i zamrugałam kilka razy. Już jej nie było. Nie mam pojęcia, co jej się stało, ale w pewien nieokreślony sposób czułam, że to jedno słowo miało głębsze przesłanie.

Spacerowałam po mieście kupując przedmioty, które nigdy mi się nie przydadzą. Nie chodzi o to, że jestem rozrzutna. Po prostu fascynowała mnie inność tych rzeczy. Niektóre produkty zachwycały. Najbardziej dumna jestem z zakupu pozytywki. Porcelanowa, ręcznie malowana baletnica tańcząca na złotej platformie. Jeden ruch ręką - i już tancerka uwięziona w skrzyni z ciemnego drewna. To prezent dla Olgi. 

Wróciłam do domu cioci wcześniej, bo się rozpadało. Londyńska pogoda nie współpracowała z prognozami. Janek miał przyjść tak samo późno jak ja, czyli za kilka godzin. Przemoczona, lekko stawiałam kroki, ponieważ nie miałam zamiaru zakłócać cichego odgłosu deszczu płynącego zza okna. 
-Ciociu? - Krzyknęłam. Nie usłyszałam na odpowiedzi, więc skierowałam się do jej pokoju, chcąc zostawić kobiecie prezent kupiony kilka chwil temu. Bez pukania pchnęłam drzwi i zamarłam. 

Ciocia Marta leżała w objęciach jakiejś kobiety. Obie były bez górnej części garderoby. Szybko odwróciłam się i pobiegłam w stronę wyjścia. Deszcz, nie deszcz, musiałam sobie jakoś poukładać myśli. Usłyszałam szybkie, nerwowe kroki kiedy ciotka zbiegała po schodach.
-Wika! Kochanie, to nie tak, jak myślisz! - Wołała za mną. Nie zatrzymałam się. Zamknęłam drzwi i ruszyłam przed siebie.

Postąpiłam zdecydowany krok naprzód. Spojrzałam w niebo, zimne krople uderzały mnie w twarz. Przymknęłam oczy, bo łzy sprawiły, że zaczęły szczypać. Teraz wszystko ułożyło się w całość. Ciocia jest lesbijką, dlatego nie wyszła za mąż. czy o to pokłóciła się z ojcem? Nigdy nie był tolerancyjny, wręcz homofob. To by wiele wyjaśniało. Tylko dlaczego mi nie powiedziała? Bała się mojej reakcji? Zaraz, czyli okłamała mnie tez mówiąc, że zmienia facetów jak rękawiczki. 

Z rozmyślań wyrwało mnie mocne pchnięcie. Prawie upadłam, a głośny klakson uświadomił mi, dlaczego. Rozejrzałam się szybko. Wściekły kierowca wysiadł z auta i zaczął zmierzać w moim kierunku. Widok mi nagle przysłonił wysoki i postawny mężczyzna. Kłócili się. Jeden mnie wyzywał od ślepych idiotek, a drugi krzyczał na pierwszego, że jest ograniczona widoczność i powinien jechać wolniej, albo żeby w ogóle mu odebrano prawo jazdy. Po chwili awantura dobiegła końca. Mój wybawca okazał się Walijczykiem. Grzecznie zwrócił mi uwagę, że faktycznie nie powinnam myśleć o niebieskich migdałach i rozglądała się, a ja serdecznie mu podziękowałam. Chciałam go zaprosić na kawę w podzięce czy coś, ale niestety się spieszył.

Musiałam skorzystać z toalety, więc poszłam na najbliższą stację benzynową. Spojrzałam w lustro i się przeraziłam.  Mój makijaż był w fatalnym stanie. Czarne smugi rozmyły się na policzkach. Włosy też nie wyglądały zbyt dobrze. Mimo, że były mokre, nie można było zaprzeczyć, że wołają o pomoc. Ogarnęłam się trochę i udałam do kawiarni, żeby się rozgrzać. Zadzwoniłam do Jasia i powiedziałam mu, że potrzebuję rozmowy. Zjawił się w ciągu mniej więcej dwudziestu minut. Widać było zmartwienie w jego oczach. Przytulił mnie na przywitanie.

Rozmawialiśmy bardzo długo. Było mi po prostu przykro, że nie dowiedziałam się tego w inny sposób. Na przykład od niej samej, a nie zastając taką scenę. Zupełnie nie miałabym problemu z zaakceptowaniem prawdy, przecież człowiek się z tym rodzi. W pewnym momencie stwierdziłam, że muszę z nią wszystko wyjaśnić, porozmawiać. Tak po prostu, szczerze. Chciałam opowiedzieć jej o Mili, dziwnych snach, Oldze, podtruwaniu mnie. O tym, co działo się przez kilka ostatnich lat.

Ciocia Marta siedziała w kuchni, z kubkiem w rękach. Miała włosy w nieładzie i sińce pod oczami, choć nie widziałyśmy się tylko kilka godzin. Poderwała się z miejsca, kiedy nas zobaczyła. Zrobiło mi się jej żal. Głęboki strach w jej oczach i skulona postawa sprawiały, ze wyglądała jakby czekała na cios. Była spięta, gdy do niej podeszłam, ale rozluźniła się kiedy ją przytuliłam. Wypuściłam powietrze z płuc nie wiedząc, że wstrzymywałam oddech.

Nie zauważyłam, że Jasiek odszedł, bo z moich ust wypłynął potok słów. Mówiłam o wszystkim, co mnie trapiło. Tak po prostu.
-Kiedy wyjechałaś, moje zycie stało się koszmarem jeszcze większym niż było. Rodzice pili więcej i więcej, zaczęły się awantury, pierwsze uderzenia. Codzienny płacz i strach. Każdego dnia błagałam, abyś wróciła, żeby choć trochę się zmieniło. Bili mnie, raz nawet przypalali papierosem. Co ranek otwierałam oczy zawiedziona, że nie umarłam we śnie. Zbyt się bałam, żeby sama odejść, ale wierz mi, że prawie w każdej chwili chciałam zdechnąć. Pewnego dnia chciałam wyjść, ale matka pociągnęła mnie za włosy. Upadłam, a ona z całej siły rzuciła we mnie butelką z piwem. Popchnęłam ją i uciekłam. W takim stanie znalazł mnie Jasiek. Za śmietnikami, całą we krwi. Zaniósł do swojego domu i razem z Milą się mną zajęli. - Opowiadałam spokojnie, patrząc pusto przed siebie. 

Ciocia słuchała, a po jej policzkach leciały łzy. Mówiłam dalej.
-Chciałam wrócić do domu, tego patologicznego. Nie potrafiłam leżeć bezczynnie u kogoś, czułam się jak problem. Tym bardziej, że oprócz ran psychicznych miałam tylko spuchniętą twarz. Nacisnęłam klamkę i wchodząc, razem z alkoholem poczułam zapach dymu. Pożar. Nieprzytomna matka i ojciec. Najtrudniejszy wybór w moim życiu. Uratowałam obojga.

Czasem żałowałam, że nie przyszłam kilka godzin później. Gdyby zmarli, nie miałabym ich na sumieniu. A tak, nie mogłam ich zostawić. Jaś nielegalnie zabrał mnie ze szpitala, zamieszkałam u nich. Władze się mną nie przejęły. Zostałam sama na noc, ktoś włamał się do domu. W obronie własnej zabiłam go. Odbyła się sprawa w sądzie, moi "rodzice" zrzekli się praw rodzicielskich. Adoptowali mnie Mila i Janek. Nie mogli tego zrobić, nie w naszym kraju, ale dokumenty były podmieniane kilka razy. Z nią dogadywałam się świetnie, zastąpiła mi matkę. Rozmawiałyśmy o wszystkim, dogadywałyśmy się jak nikt. 

Poznałam chłopaka, prawie się pocałowaliśmy. Widział to Jaś, pokłóciliśmy się. Powiedział parę słów za dużo, przez co wybiegłam z domu i miałam zamiar już nie wrócić. Chore, bo byli moimi prawnymi opiekunami. Szukał mnie i dzięki Bogu, bo prawie mnie zgwałcono. Tej nocy okazało się, że on mnie kocha. I, że ja także kocham jego, choć sama tego nie wiedziałam. W tamtym okresie miałam chore sny. Naprawdę chore. Bardzo realistyczne i przerażające. Na przykład śniała mi się twarz topielca, jakieś postacie. Kuba, czyli poznany wtedy chłopak nie chciał odpuścić znajomości ze mną, przez co niszczył związek mój i Janka. Dostałam list od Julki, w którym prosiła o spotkanie i wyjaśniła mi wszystko, o czym wiesz. 

Okazało się, że Kuba to brat Kamila, który jest mężem mojej siostry. Chcąc nie chcąc, musiał zrezygnować, bo jesteśmy rodziną. Mila, Janek i ja dostaliśmy zaproszenie do nich na kolację. Przytuliłam Kubę po przyjacielsku, a Janek to zobaczył, wkurzył się i zaczął bójkę. Byłam wściekła, zdemolowałam swój pokój i złamałam sobie przez to nogę. Nie miałam świadomości, co robię. Jakbym była kukiełką w teatrze marionetek. W szpitalu przeszłam śmierć kliniczną, podczas badań okazało się, że podtruwano mnie środkami nasennymi. Do teraz nie mam pewności, przez kogo.

Miałam coraz gorszy kontakt z Milą. Zaprzyjaźniłam się z Olgą, szwagierką Julii. Stała się dla mnie jak siostra. W każdej chwili się ze sobą komunikowałyśmy. Dostałam telefon, że zaginęła. Tej samej nocy śniła mi się. Kolejny koszmar. Trochę jednak inny, niż zazwyczaj. Widziałam dokładne otoczenie, w którym się znajdowała. To było tragiczne, jakieś melodie i ostrzenie noża. Od razu tam pojechałam. Znaleźliśmy ją. Całą pociętą. Milka już praktycznie nie pojawiała się w domu.

Później miałam urodziny. Najwspanialszy dzień w moim życiu. Mnóstwo kwiatów i prezentów, w tym także od ciebie. Dzień później Olga przyznała się, że puściła się w klubie i teraz jest w ciąży. Kilka dni później byłam z nią w kuchni i weszła Mila. Wyglądała strasznie. wychudzona, w łachmanach, brudna, z sinymi ustami i cieniami pod oczami. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Po chwili straciła przytomność. Wezwałyśmy pogotowie. Zabrano nas do szpitala, gdzie odchodziliśmy od zmysłów. Zmarła w szpitalu. Zaćpała się.

Zaczęła nam się pokazywać. W sensie, jej duch. Mało tego, ona nas po prostu straszyła. Krzywdziła. Nasz dom stał się piekłem. Bałam się odwrócić, żebym jej nie ujrzała. Musieliśmy odpocząć, więc przyjazd do ciebie był idealną okazją. Dziś w kuchni też ją zobaczyłam. Powiedziała "przepraszam". Nie mam pojęcia, co to ma znaczyć. 

Nie chcę też, żebyś zrozumiała mnie źle. Nie wyszłam z domu, bo jestem nietolerancyjna. Po prostu musiałam zebrać myśli. Zabolało mnie tylko, że dowiedziałam się w taki sposób. Bo nie miałabym z tym problemu, gdybyś mi powiedziała tak szczerze, a nie zataiła to. - Zakończyłam swoją historię. Ciocia padła mi w ramiona trzęsąc się od szlochu. Wtuliłam się w nią i tuż za jej plecami stała Mila...
________________________________________________________________
Miśki! Witam Was po przerwie. Bardzo dziękuję tym, którzy zrozumieli, że jestem człowiekiem i potrzebuję odpoczynku. Pozdrawiam tych, którzy mimo wszystko nie rozumieją :). Oraz pozdrawiam tych, którzy marudzą, że krótko. Jeśli masz napisać, że krótkie rozdziały albo są rzadko, to naprawdę lepiej nie komentuj :)
Rozdziały będą teraz nieregularnie. Nie pytajcie kiedy, bo mama maaaasę obowiązków i spotkań (askowi wiedzą) i naprawdę nie mam czasu siedzieć i pisać, ale będę to robić w każdej wolnej chwili :)

Naprawdę dziękuję tym, którzy trwali przy mnie przy ponad tygodniowej przerwie. Jesteście najlepsi, kocham <3 Rozdział taki dla przypomnienia :)
Nie zapomnij o "+1" i "obserwuj" oraz o follow na asku! Dzięki! <3

Zapraszam na aska, gdzie zawsze jest info o rozdziałach i możecie mnie poznać :3 http://ask.fm/Znajoma2000 
Snapchat: froncala
Skype: froncalaff
Grupa: https://www.facebook.com/groups/987549737922750/ 

I NA KONIEC BARDZO BARDZO BARDZO WAM DZIĘKUJĘ ZA 100 000 WYŚWIETLEŃ! NIE MACIE POJĘCIA, JAK MNIE TO CIESZY! Teraz to już ponad 107 000, ale jesteście po prostu najlepsi. <3


sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 36


„Przesunął kończyny na moje uda i lekko je ścisnął. Sapnęłam. Jasiek błądził dłońmi po moim ciele. Złączyliśmy nasze ciała, a także dusze. W końcu zasnęliśmy wtuleni w siebie. Nagi Jan i naga Wiktoria. Tak ich zastał świt...”



Obudziło nas pukanie do drzwi. Naraz otworzyliśmy oczy i spojrzeliśmy na siebie przestraszeni. Nadal nie mieliśmy ubrań! Szybko się położyliśmy udając, że śpimy. Ciocia weszła do pokoju, stała chwilę i usłyszeliśmy zamykanie drzwi. Wzięłam wdech ulgi i zamarłam. Ciocia stała przy drzwiach ledwo hamując uśmiech. Schowałam głowę pod kołdrę zażenowana. Teraz kobieta wybuchła śmiechem.

-Dlaczego wstydzicie się swoich ciał? Ja jestem już prawie starą kobietą, nie macie się czego bać. Swoje widziałam i jeszcze zobaczę. – Mrugnęła. – No dalej, dziś dzień pełen zwiedzania! Pospieszcie się, śniadanie czeka. - Wyszła zostawiając nas z głupim wyrazem twarzy.

Ranek spędziliśmy na beztroskim błądzeniu w londyńskich parkach i rezerwatach w celu obserwowania ptaków. Udaliśmy się do zoo i oceanarium. Popołudnie było bardziej "miastowe". Odbyliśmy ciekawą wyprawę, zaczynając od najsłynniejszych atrakcji, czyli Big Bena i London Eye. Po drodze ciocia pokazała nam najznakomitszą restaurację w Anglii, która należy do jej przyjaciela. Kazała nam zjeść w niej kolację.

Uszykowałam się bardzo szybko jak na mnie. Włożyłam błękitno-złotą sukienkę, ale dopiero gdy prawie wychodziłam zorientowałam się, że nie wzięłam żadnych butów na obcasie. Założyłam sandały, lecz kiedy pokazałam się cioci, ta powiedziała, że oszalałam. Rozkazała  mi zabrać swoje obcasy. Moje tłumaczenia, że ma o dwa rozmiary mniejszą stopę nic nie dały. 
-Chcesz być piękna, musisz cierpieć. - skwitowała i wypchnęła mnie za drzwi. 

Jasiek zaczął się śmiać, a ja ledwo szłam w tych butach. Całą drogę wkurzał mnie, dogryzając. Usiadłam na ławce obrażona. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-A ty co? No chodź! - Powiedział.
-Nigdzie z tobą nie idę. - Odparłam zła.

Jaś stał i myślał przez chwilę. Zanim się zorientowałam co planuje, już mnie niósł na plecach. Na początku się wkurzyłam i waliłam go pieśniami, ale kiedy ochłonęłam, zaczęłam się śmiać. Było jeszcze wcześnie, ale mimo to szliśmy sami na pustej ulicy. Mój rechot niósł się wśród budynków. 

Chwilę później gdzieniegdzie pojawiali się ludzie, którzy patrzyli na nas jak na wariatów. Nie dziwię się zresztą. Tuż przed restauracją postawił mnie, poprawiłam sukienkę i weszliśmy. Zachwyciłam się wystrojem od pierwszego wejrzenia. Miodowe ściany z dodatkami ciemnego drewna i kremową podłogą, dzięki czemu nie było zbyt ciemno. Kryształowe żyrandole i perlista porcelana nadawały wrażenia przepychu, jednak nie narzucał się on. Kelnerzy podali nam karty dań. Nawet menu było piękne. Złote litery wytłoczone w czarnej skórze.

Kierowałam się dobrym gustem Janka, więc on zamówił za nas dwoje. Jedzenie rozpływało się w ustach. Po skończony posiłku kiedy chcieliśmy zapłacić, dostaliśmy informację, że rachunek został uregulowany. Oczywiście, to sprawka cioci Marty. Ta kobieta jest niesamowita. Po drodze do domu zdjęłam pantofle z horroru i szłam na boso. Po prostu już nie czułam nóg, one strasznie uciskały palce. 

Przechodziliśmy akurat koło śmietników, gdy Jaś kazał mi zamknąć oczy. Niepewna zrobiłam to i czekałam. Pozwolił mi spojrzeć i okazało się, że przywiózł... wózek sklepowy. Stałam oniemiała i patrzyłam to na wózek, to na Jasia, który uśmiechał się od ucha do ucha. 
-Wiesz, po co ten wózek? - Robił minę jak pedofil. Bałam się jej, zawsze mnie przerażała.
-Nie mam pojęcia. Oświeć mnie. - Rozłożyłam ręce.
-To... - Zamilkł. 
-Toooo...? - Czekałam na ciąg dalszy.
-Jest...
-Jest?
-Wózek... - Czy on nie może powiedzieć tego od razu?  
-No powiedz wreszcie! - Zdenerwowałam się.
-Ok. - Udawał, że jest obrażony. Ja nie mam siły na tego człowieka. 
-Jezu, Jasiek, mów: po co przytośtałeś ten wózek?
-To jest wózek... - No nie. Znowu zaczyna.
-No to już wiem. Dalej.
-Do...
-Do...?
-To jest wózek do... - Boże. To już się robi nudne.
-Do czego?
-Więc to jest wózek do... jeżdżenia.
-Co? - Nie rozumiałam.
-No wózek.
-Ale co wózek? - Pogubiłam się.
-No będziemy jeździć. W wózku. - Znów zrobił minę pedofila.
-Jasiu, ty bredzisz.
-Nie bredzę! Wsiadaj do wózka! - Nie wsiądę. Ale podroczę się z nim.
-A jeśli nie, to co? - Uśmiechnęłam się zalotnie.
-To cię wrzucę!

Zanim się obejrzałam, Jasiek chwycił mnie i wpakował do jeździdełka. Zaczął biec, wózek nabierał prędkości. Krzyczałam, bo jednak zawsze się boję, że stracimy kontrolę, ale to było bardzo ekscytujące. Adrenalina trochę jak na kolejce górskiej, gdzie się poznaliśmy. Wiatr rozwiewał moje włosy, a oboje śmialiśmy się jak wariaci. 

Zachowujemy się często jak dzieci. Ale to takie niesamowite, że możemy razem robić wszystko. Od głupich zabaw, przez poważne rozmowy i romantyczne wieczory. Nie znalazłabym  w życiu lepszego chłopaka od Jasia. On jest taki opiekuńczy i kreatywny. Mimo, że zawsze mnie czymś wkurza, nigdy nie zamieniałabym go na nikogo innego.

Wróciliśmy do domu naprawdę późno. Po jeździe w wózku sklepowym spacerowaliśmy w blasku księżyca i zgubiliśmy się kilka razy. Ale to taki mały szczegół o którym nikomu nie powiemy. Bo trochę wstyd.

Usiedliśmy na łóżku i nagle dopadła nas melancholia. Tak jakoś zatęskniłam za Milą. Mimo, że przez ostatnie tygodnie miałyśmy koszmarny kontakt. Spojrzałam na Jasia, bo wpatrywał się we mnie. Dostrzegłam w jego oczach smutek, olbrzymi ból, chociaż na ustach tkwił lekki uśmiech. Nawet największy aktor nie umie grać oczami.

Rozpłakałam się, Jaś od razu zrozumiał. Objął mnie. Oddychałam jego zapachem. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. My się bawimy, śmiejemy, a powinniśmy trwać w żałobie. Powiedziałam o tym Jasiowi, a on stwierdził, że Mila chciałaby, żebyśmy byli szczęśliwi. Siedzieliśmy tak do rana, objęci i płaczący. Taki piękny wieczór poszedł na marne. 

Zeszliśmy na śniadanie. Okazało się, że mamy gościa...
__________________________________________________________________

Misie! Baaardzo was przepraszam, że taki krótki. Będą dłuższe, obiecuję. Po prostu są Święta i nie miałam kiedy napisać, a do tego nie miałam dziś weny :C 
Mimo wszystko, życzę Wam Wesołych Świąt, a jeśli ich nie obchodzicie, to i tak życzę miłych dni z rodziną :)

Bardzo dziękuję Karen, za podesłanie mi cennych rad. Serio, są genialne :)

Założyłam snapa, więc dodawać i snapować! nazwa: froncala
Przy okazji pozdrawiam Paulinę, która mnie w końcu do tego zmotywowała, bo zbierałam się od dawna. Dzięki Miśka! <3

Narzekacie, że nie macie co czytać. Więc proszę, dwa mega ff!
Jędza, eeee to znaczy... Marzena: www.cieplowsrodchlodu.blogspot.com
Oldzia, która dopiero zaczyna :3  www.zerooryginalnosci.blogspot.com

Przypominam o grupie czytelników tego ff, założonej na Waszą prośbę :3 https://m.facebook.com/groups/987549737922750?ref=m_notif&notif_t=group_comment

Wpadnij też na ask! Przypominam też, że czytelnicy wstawiają link do ff do opisu :3 http://ask.fm/Znajoma2000

Nie zapomnij dodać "+1" i "obserwuj" a także zaobserwować na asku :) jeśli chcesz pogadać, napisz na skype: froncalaff

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 35

"Pukanie stało się bardziej natarczywe. Przygryzł wargę szybko myśląc co zrobić. Jeśli zostawi mnie tu samą, coś może mi się stać. A kiedy weźmie mnie na dół, może przyjść ktoś ważny i przerazi się na mój widok. W końcu postanowił. Podniósł mnie i szybko zeszliśmy ze schodów, usadził na krześle i otworzył drzwi wejściowe. Nikogo tam nie było..."


Spojrzał na mnie zrezygnowany, usiadł obok i zapłakał. Nie mam pojęcia, o co chodzi Mili. Ale to mnie przeraża.

-Misia? - Zaczął niepewnie Jan.
-Tak?
-Musimy się wyprowadzić. - Powiedział zdecydowanie. Patrzyłam na niego z otwartą buzią.
-Mówisz poważnie? - Nie dowierzałam.
-Zupełnie poważnie. Nie wiemy, o co chodzi Mili. Jeśli coś ci się stanie, nigdy sobie tego nie daruję. Nie możemy tak ryzykować. To straszne, co mówię. Milka była najbliższą mi osobą a teraz cię rani. Nie mam pojęcia, co o tym myśleć.
-A może..  Porozmawiamy z nią?
-Co? Jak chcesz to zrobić? - Zdziwił się.
-Wywołując ją.

Poczekaliśmy do nocy. Żadne z nas się na tym nie zna, więc wzięliśmy świeczki, zgasiliśmy światła i usiedliśmy naprzeciwko siebie. Chwyciliśmy się za ręce. Panował zupełny mrok, nie wliczając blasku płomieni. Ogień rzucał siejące trwogę cienie na nasze otoczenie. Widzieliśmy nawzajem w swoich oczach strach i nadzieję. Nasze ręce zaciskały się kurczowo, gdy wypowiadaliśmy jej imię.

Poczułam, że coś się zmienia. Pozornie nic się nie działo, ale czułam to w podświadomości. Jasiek chyba też, bo źrenice mu się rozszerzyły. Moje ciało przeszył lekki dreszcz, kiedy chłopak oznajmił, żebym się nie odwracała. W tym momencie dotarło do mnie lodowate zimno.

Janek zaczął.
-Mila... Możemy porozmawiać? - Powiedział w miarę głośno, ale niepewnie.
Nie odpowiadała. Chłód mnie nie opuszczał. Nagle stopniowo zaczęło robić mi się cieplej i zobaczyłam, jak duch dziewczyny  przechodzi obok. Stanęła w taki sposób, żebyśmy oboje dobrze ją widzieli. Swoją postawą wyraziła chyba zgodę. Chłopak kontynuował.
-Dlaczego prześladujesz Wiktorię?

Sapnęłam. Wszystkie płomienie drgnęły, jeden knot zgasł. Paliło się jeszcze pięć. Na słowa Jasia twarz postaci stężała w bólu. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
-Zabrała mi ciebie. - Wyszeptała i zaczęła płakać.

Janek impulsywnie wstał żeby ją objąć, ale zniknęła. Chłopak osunął się na ziemię i zaszlochał. Mi nie wystarczyła taka odpowiedź, musiałam dowiedzieć się więcej.
-Mila! Co to znaczy, że ci go zabrałam? Powiedz, proszę! - Krzyknęłam poważnie. Dom się zatrząsł, spadło kilka obrazów. Pojawiła się już koło mnie.
-Miałam go całe życie, nagle pojawiłaś się ty i mi go zabrałaś! Tak po prostu! - Wrzeszczała. Budynek wibrował mocniej, trochę jakby podczas trzęsienia ziemi.

Byłam przerażona, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać.
-A dlaczego zaczęłaś znów ćpać? - Wszystko ustało. Nastąpiła zupełna cisza, nie było żadnego ruchu. Jak ręką odjął. Mila zaczęła szeptać, ledwo ją zrozumiałam. To był jakby pisk.
-Bo byłam samotna. Chciałam więcej i więcej. Pragnęłam, żeby Janek mnie zauważył... Ale ty byłaś ważniejsza! - Ostatnie zdanie wykrzyczała.
-Zostaw nas w końcu w spokoju! - Zdenerwował się Jan.
-Albo ja tu będę mieszkać, albo ona! - Rozległo się dzikie wycie, którego nie byłby w stanie wydać z siebie żaden człowiek.

Nagle zgasły wszystkie świeczki, zrobiło się zupełnie ciemno. Echo jej słów wciąż odbijało się od ścian pomieszczenia. A może to tkwiło tylko w mojej głowie? Nadal siedziałam na krześle. Poczułam lekkie przesunięcie, cała się spięłam. Już chciałam wstać, ale siedzenie gwałtownie podjechało pod ścianę, przewracając się, a co za tym idzie - ja także skończyłam na podłodze.

Nic nie widziałam, skuliłam się na kafelkach i okryłam głowę ramionami. Pulsowała z bólu, uderzyłam się o kant komody. Z szafek wylatywały naczynia, ze ścian spadały obrazy, doniczki rozbijały się zasypując wszystko ziemią. Trzęsłam się ze strachu. Janek krzyczał błagając, żeby przestała. W mroku dostrzegłam zarys krzesła, na którym wcześniej siedziałam. Poderwało się i z impetem uderzyło Janka. Chłopak padł na podłogę i wszystko ustało.

Podbiegłam do włącznika światła. Pstryknęłam i światło zalało cały dom. Przeraziłam się. Wnętrze kuchni, salonu, korytarza i wszystkich innych pomieszczeń wyglądało... Nie można tego opisać. Dotarłam do chłopaka leżącego w rzece szkła, ziemi, szmat i kawałków różnych innych rzeczy, których nie potrafiłam zidentyfikować. Był przytomny, dzięki Bogu nic mu się nie stało.

Poszliśmy do pokoju. Usiedliśmy na łóżku, chcąc omówić dalsze działania. Przypomniałam sobie.
-Janek? - Spojrzał na mnie. - Pamiętasz, jak na urodziny dostałam bilety? Możemy wyjechać do Anglii aż trochę się nie uspokoi. Co myślisz?
-Dobry pomysł. Wylatujemy pojutrze.

Zeszliśmy posprzątać. Po kilku godzinach mieszkanie znów wyglądało przyzwoicie. Był prawie ranek, więc udaliśmy się do sypialni, żeby trochę odpocząć. Rzuciliśmy się na łóżko i momentalnie zasnęliśmy.

Było już po południu, kiedy się obudziłam. Janka nie było. Skierowałam się do kuchni, gdyż przywołały mnie tam ciekawe zapachy. Jaś mnie zauważył i już po chwili zaserwował smaczną porcję naleśników. Omówiliśmy szczegóły wyprawy i zaczęliśmy pakować najpotrzebniejsze rzeczy.

Pod wieczór odwiedziłam Julię, żeby zapytać o adres cioci Marty. Oczywiście nie wyjawiłam prawdziwego powodu wyjazdu. Po prostu chcemy wykorzystać prezent od niej i odpocząć od straty Mili- tak brzmiała wersja dla innych. Uwierzyli, co w ogóle nas nie zdziwiło, bo potrafię dobrze kłamać. Spokojnie, nie wykorzystuję tego często. W ten sposób minął kolejny dzień, tym razem spokojnie.

Stanęliśmy na lotnisku. Było bardzo wcześnie, kiedy wylecieliśmy. Siedziałam przy oknie. Podziwiałam krajobrazy. Chciało mi się spać, ale dzielnie wpatrywałam się w pola i miniaturowe domki. Jaś zasnął ze słuchawkami na uszach. Rozsiadłam się wygodnie i przymknęłam oczy.

Przysnęłam, ale obudził mnie huk. Rozejrzałam się, ludzie robili to samo. Na ich twarzach widziałam strach. Zajrzałam za okno. Niebo pokryły ciemne chmury. Ktoś krzyknął, że skrzydło się pali. Poczuliśmy gwałtowny spadek. Pasażerowie krzyczeli, wszystko ogarnął chaos. Niektórzy się modlili, inni płakali. Do wnętrza samolotu jakimś cudem dostał się dym, nie mogłam oddychać.

Tylnia część samolotu została oderwana. Podmuch wiatru wyrwał mnie na zawnątrz. Widziałam spadający samolot, w chmurze dymu i płomieni. Ja także leciałam w dół, ale sama. Dwie części potężnej maszyny z wielkim hukiem zawaliły się na domy mieszkańców. A ja wciąż spadałam. Okręciłam się w powietrzu i dostrzegłam coraz szybciej zbliżające się drzewa. Ciekawa śmierć, rozbić się na koronie lasu. Nagle to poczułam...

Gwałtownie usiadłam. To Jasiek szarpał mnie za ramię. Byłam cała spocona. Dowiedziałam się od niego, że krzyczałam przez sen. Samolot wylądował, wyszliśmy na lotnisko w poszukiwaniu bagaży. Wzięliśmy walizki i zamówiliśmy taxówkę. Po kilkunastu minutach samochód zatrzymał się przed uroczym domkiem z ogródkiem. Zapłaciliśmy i niepewnie podeszliśmy do drzwi.

Zapukałam. Usłyszałam, że mam poczekać. Wypowiedziano te słowa po angielsku. W końcu drzwi zostały otwarte. Ujrzeliśmy ciocię Martę. To na pewno ona. Zapytała, kim jesteśmy. Odpowiedziałam jej w języku polskim.
-Ciociu. To ja, Wiktoria. Od Julii.
Kobieta rzuciła się ńa mnie płacząc. Także uroniłam kilka łez. Po długich minutach, gdy w końcu się od siebie oderwałyśmy, przedstawiłam jej Janka. Jego także przytuliła. Zaprosiła nas do środka i wstawiła wodę na kawę.

Już w taksówce zastanawialiśmy się z Jankiem, czy ją wtajemniczyć w powód przyjazdu, ale uznaliśmy, że nie do końca. Opowiedzieliśmy jej to samo, co Julii. Rozmawialiśmy kilka godzin, aż ciocia stwierdziła, że musimy odpocząć. Zapytała jeszcze tylko, czy możemy mieć jedną sypialnię, na co się zgodziliśmy. Wzięłam walizkę do łazienki, do której zaprowadziła mnie kobieta, żeby od razu się ogarnąć. Jasiek brał prysznic w innej.

Wykąpałam się. Owinęłam ręcznik dookoła swojego ciała i przyklęknęłam, żeby wyjąć piżamę. Nie mogłam jej znaleźć. Byłam pewna, że ją pakowałam. Wyciągnęłam wszystko i się załamałam. Jasiu, ty walnięty żartownisiu. Skopię ci tyłek.  Okazało się, że kochany Janek wypakował mi piżamę i dresy oraz zastąpił je seksowną bielizną, którą dostałam na urodziny. Nie miałam wyboru - musiałam ją włożyć. Mimo wszystko mogłam spać w dzinsach, ale jednak zrezygnowałam.

Wyszłam z łazienki i zaczęłam wolno iść po korytarzu. Miałam nadzieję, że nie natknę się na ciocię, umarłabym chyba ze wstydu. Weszłam do pokoju, Jaś już czekał na łóżku uśmiechając się chytrze. Parsknęłam śmiechem na jego widok. Wstał i podszedł do mnie. Miał na sobie koszulkę i bokserki.

Musnął moje ramię opuszkami palców. Wywołało to dreszcz na moim ciele, co oznaczało dla niego zaproszenie. Położył dłoń na mojej szyi, kciuk układając w jej zagłębieniu. Cmoknął mnie w nos, kreśląc swoim kółka na moim policzku. Czułam jego zapach, jak zwykle cudowny. Niepowtarzalny. Po prostu mój. Zsunął ręce po mojej talii, zatrzymując je na biorach. Przyciągnął nasze ciała bliżej, napierałam na niego. 

Pociągnęłam go w stronę łóżka, w drodze zdejmując mu koszulkę. Przewrócił mnie na plecy, opierając się dłońmi nad moją głową i siedząc na mnie lekko. Dotknęłam jego torsu. Poczułam zarysy mięśni pod rozgrzaną skórą. Pochylił się i zaczął całować mnie od ust, podbródek aż po szyję. Przygryzł skórę na moim ramieniu, przez co pisnęłam. Przerzucił mnie tak, że teraz ja leżałam na nim.

Wciąż otulając moje ciało pocałunkami rozwiązywał wstążeczki od gorsetu. Nagle przestał robić cokolwiek czekając na moją reakcję. Zamruczałam skłaniając go do dalszych pieszczot, ale nie ruszył się. Zaczęłam przygryzać jego dolną wargę, jednocześnie wsuwając mu ręce we włosy. To zawsze na niego działało. Nie myliłam się. Od razu dziko jego usta błądziły po moim ciele. Od czasu do czasu przechodził mnie dreszcz rozkoszy. Mruczałam mu do ucha lekko je muskając, co jeszcze bardziej go pobudzało. 

Wyswobodził mój tułów z bielizny, zostałam naga. Chłopak delikatnie przyciągnął mnie do siebie. Sunął opuszkami po moich plecach, przez co wygięłam się w łuk do tyłu. Jego ręce powędrowały na mój brzuch. Miałam drobną nadwagę, ale Jaś lubił moje niedoskonałości, nie krępowałam się przed nim. Sam mówił, że jeśli kogoś kochać to sercem, a nie oczami. Mimo to, każdego dnia powtarzał mi, że jestem piękna. 

Przesunął kończyny na moje uda i lekko je ścisnął. Sapnęłam. Jasiek błądził dłońmi po moim ciele. Złączyliśmy nasze ciała, a także dusze. W końcu zasnęliśmy wtuleni w siebie. Nagi Jan i naga Wiktoria. Tak ich zastał świt...
_________________________________________________________________

Misie! Dziś tak bardziej +18, ale to wszystko przez ludzi ze wspaniałej konfy, którzy kazali mi napisać taki rozdział XD. Serdecznie pozdrawiam, zwłaszcza Oliwię i Filipa :D

Narzekacie, że nie macie co czytać. Więc proszę, dwa mega ff!
Jędza, eeee to znaczy... Marzena: www.cieplowsrodchlodu.blogspot.com
Oldzia, która dopiero zaczyna :3  www.zerooryginalnosci.blogspot.com

Przypominam o grupie czytelników tego ff, założonej na Waszą prośbę :3 https://m.facebook.com/groups/987549737922750?ref=m_notif&notif_t=group_comment

Wpadnij też na ask! Przypominam też, że czytelnicy wstawiają link do ff do opisu :3 ask.fm/Znajoma2000

Nie zapomnij dodać "+1" i "obserwuj" a także zaobserwować na asku :) jeśli chcesz pogadać, napisz na skype: froncalaff