Wyświetlenia

wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 34

"Było już naprawdę późno. Ludzi coraz mniej, z każdą chwilą zaczynała panować gęstsza atmosfera, ale zrobiło się ciszej. Głowa mnie bolała z nadmiaru emocji. Miałam dość, już
chciałam powiedzieć Jaśkowi, żeby odwiózł Olgę, ale przyszedł lekarz. Jego mina nie wróżyła zbyt wiele dobrego. Wypowiedział pierwsze słowa, które słuchaliśmy z uwagą, ale do sali Mili wbiegły pielęgniarki wołając go. Odbiegł od nas i ostatnim, co usłyszeliśmy, to przewlekły, monotonny pisk."


Podbiegłam do drzwi, które zostały zamknięte przed moją twarzą. Jasiek stanął obok. Przez małe okienko oglądaliśmy reanimację, jak w jakimś filmie. Wstrząsy władające ciałem wychudzonej dziewczyny i lekarze pracujący w pełnym skupieniu. Oboje z chłopakiem płakaliśmy opierając dłonie na szybie. Odsunęliśmy się, gdy do sali wbiegała jeszcze jedna pielęgniarka.

Dopiero w takich chwilach rozumie się, jak kruche jest życie. Jak bardzo używki mogą wykończyć. 

Olga też pochlipywała. Usiedliśmy we trzech na ławce pogrążeni we własnych myślach. Reanimacja trwała już długo, niestety wiedziałam, co to oznacza. Mimo wszystko wciąż miałam ten płomyczek nadziei, że tak się nie stanie. Wmawiałam sobie, że to sen. Jeden z moich przerażająco realistycznych koszmarów. 

Wyszedł lekarz. Minę miał poważną, aż za bardzo. Wstaliśmy i pełni dobrych myśli stanęliśmy mu naprzeciw. 
-Przykro mi.

Podeszłam do ściany, oparłam się o nią plecami i zsunęłam w dół. Objęłam ciało ramionami i zaczęłam spazmatycznie szlochać. Jeszcze nigdy tego aż tak nie robiłam. Janek wciąż stał patrząc na lekarza jak zahipnotyzowany. On też pragnął usłyszeć coś innego. Wciąż płacząc zbliżyłam się do drzwi od sali. Pełna strachu wyjrzałam, i jedyne co zobaczyłam, to podstać pod prześcieradłem i mnóstwo nieczynnej aparatury. Cały obraz wkomponowany był w brudną, sterylną biel szpitala.

Minęło trochę czasu. Może godzina, może kilka minut. Wezwaliśmy taksówkę i wróciliśmy z Olgą do domu. Jasiek nie mógł prowadzić w takim stanie. Nikomu z nas nie chciało się spać, więc zrobiłam kawę i usiedliśmy przy stole. Spowijała nas głęboka cisza i zaduma, w myślach wciąż kołotało się słowo "dlaczego?". 

Zerknęłam na zegarek. Wskazywał pół godziny po drugiej nad ranem. Trwaliśmy tak do świtu, żadne z nas nie ruszyło napoju. Wyłączyłam światła i rozeszliśmy się do pokoi mimo, że nie byliśmy senni. Każdy jednak musi odpocząć. Położyłam się obok Olgi i starałam chociaż na chwilę zdrzemnąć. Zasnęłam niespokojnie.

Obudziłam się. Czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Chciało mi się płakać. Moja przyjaciółka jeszcze spała, nie chciałam jej budzić. Zeszłam na dół. Skierowałam swoje kroki do lodówki i otworzyłam ją w poszukiwaniu mleka. Dopiero teraz odczułam, jaka jestem głodna. Znalazłam kartonik odwracając się, by chwycić płatki.

Upuściłam mleko. Kartonik uszkodził się i polał wszystko białym płynem. Przede mną stała Mila. Była wściekła, w jej oczach widziałam żal. Zaczęła zbliżać się do mnie, naparłam na blat. Krzyczałam, przybiegł Jasiek. Spojrzałam w jego stronę. Ne jego twarzy widniało zdziwienie i niepokój. Odwróciłam głowę. Mili już nie było. 

Osunęłam się na podłogę, lądując w śnieżnej kałuży. Chłopak ukucnął obok i mnie przytulił. Lekko kołysał moim ciałem, aż przestałam się trząść i płakać. Zaprowadził mnie na kanapę oraz trzymając za rękę wypytywał co się dzieje. Widziałam po nim, że nieźle się wystraszył, ale tłumaczył to jako przewidzenie. Jednak ja wiem, co widziałam. 

Olga nie zjadła śniadania, bo nie miała ochoty i poszła do swojego domu. Ja musiałam jakoś wyzwolić swój ból i poszłam pobiegać. Rzadko to robiłam, choć bardzo lubiłam. Włożyłam słuchawki i skręciłam do parku. Zdyszana usiadłam na ławce, by chwilkę odsapnąć. 

Ktoś klepnął mnie w ramię. Odwróciłam głowę i gwałtownie wstałam. To ona. Nadal była zła. Chciałam uciec, ale nie mogłam wykonać ruchu. Mila poruszyła ustami i zrozumiałam przekaz, chociaż nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Postać zniknęła z chwilą, w której mrugnęłam. W mojej świadomości wciąż odbijało się echcem "Winna. Winna. Winna."

Roztrzęsiona wróciłam do domu. Jaśka nigdzie nie było. Bałam się zostać sama. Czego Mila ode mnie chciała? Co ja jej zrobiłam?  Usiadłam na kanapie z książką. Przewracałam strony, ale nie czytałam. Nie mogłam się skupić. Przybył Jan. Rozmawiałam z nim o wydarzeniu w parku i wyznałam swój strach. Nie wierzył mi. 
-Mila bardzo cię kochała, dlaczego miałaby cię nachodzić? 
-Jasiek, ja nie wiem. Ale widziałam ją, naprawdę! Boję się, serio się boję. - Rozpłakałam się. Przytulił mnie i zmienił temat. Średnio nam się rozmowa kleiła.

Przyszła pora obiadowa. Zamówiliśmy pizzę, nie mieliśmy siły bawić się w kucharzy. Wzięłam kawałek i poszłam przed telewizor. Siadając, czekałam na Janka, który chciał sobie jedzenie doprawić. Usłyszałam jak Jaś płacze. Pobiegłam do kuchni. Schował twarz w dłonie. Objęłam go. Po chwili się uspokoił i wydukał, że widział ją. Że do niego przyszła. Zrozumiałam, że ma na myśli Milę. Powiedział też, że się do niego uśmiechała, ale miała smutne oczy. Wciąż go tuląc zauważyłam ruch w korytarzu. Przekręciłam lekko głowę. 

Stała. Wściekła, wychudzona, z sinymi ustami i cieniami pod oczami. Brudne włosy i łachmany przyciągały mój wzrok. Jej twarz wyrażała... Nienawiść. Czystą, szczerą nienawiść. Sapnęłam i wtuliłam się w Janka. Kiedy odważyłam się spojrzeć jeszcze raz w tamtym kierunku, niczego nie zobaczyłam. Zwykły hol. 

Do końca dnia miałam się na baczności. Co chwilę odwracałam się za siebie. Po prostu czułam się obserwowana. Najbardziej przerażał mnie nie sam duch, co powód, dla którego jestem prześladowana. Przecież do Jasia się uśmiechała... Czym ja jej zawiniłam? 
Poszłam wziąć prysznic. Poprosiłam chłopaka, czy mogę z nim spać, bo się boję. Oczywiście się zgodził. Zasnęliśmy wtuleni w siebie, dając sobie nazwajem poczucie bezpieczeństwa.

Nastał nowy dzień. Miałam nadzieję, że tym razem bez niespodzianek. Zapowiadało się dobrze, ale w sumie nie ruszałam się na krok bez Janka. Poszliśmy załatwić formalności co do pogrzebu. To wszystko wydaje się być takie beznamiętne, zero emocji. Lecz tak naprawdę cały czas oboje płakaliśmy, nie jedliśmy prawie nic, nie cieszyliśmy się niczym. 

Na pogrzebie nie było zbyt wielu osób. Ja i Jasiek, cała rodzina mojej siostry i kilku dziwnych ludzi. Dlaczego dziwnych? Bo nigdy w życiu ich nie widziałam i zachowywali się dość podejrzanie. Nie umiem tego określić, po prostu to czułam. To w sumie mogli być jej znajomi z którymi ćpała. 

Minęło kilka dni. Mila już więcej nie pokazała się nikomu. Było gorąco, prawie czerwiec. Obudziło mnie słońce przypiekające moją twarz. Poszłam do łazenki umyć się. Kiedy jednak stanęłam w jej progu, zamarłam. Na białych kafelkach na ścianach było mnóstwo czerwieni. Mnóstwo napisów wykonanych moją krwistą szminką. Wszędzie widniał ten sam napis. WINNA. 

Osunęłam się na podłogę. Zawołałam Jaśka. Przyszedł i patrzył przerażony na ściany. Podniósł mnie i przytulił. Zapytał, czy to ja zrobiłam. Zaprzeczyłam. Poszliśmy do kuchni. Jasiek zrobił kawę. Był roztrzęsiony, z resztą ja tak samo. Siedzieliśmy przy stole próbując się uspokoić. Jaś za mało osłodził, wstałam po cukier. Otworzyłam szafkę i wypadły z niej trzy kubki. Rozbiły się w proch. 

Janek zwabiony hałasem chciał wejść, ale drzwi zatrzasnęły się przed nim z hukiem. Zaczęłam krzyczeć, dopadłam do nich. Chłopak walił pięściami każąc mi otworzyć. Po kolei wypadały naczynia z szafek zamiając się w deszcz odłamków. Poczułam przeraźliwe zimno, odwóciłam się szybko. Mila. Płakała. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, dech mi zaparło. 

Spojrzała na mnie z oczami pełnymi łez. Wskazała na mnie palcem i wyszeptała:
-To przez ciebie.

Nagle zrobiła się wściekła. Z szaf wylatywały nowe przedmioty, wszystkie momentalnie dopadło zniszczenie. Dostałam w głowę z talerza. Słyszałam, jak Jaś wciąż krzyczy i uderza w drzwi. Modliłam się, żeby to ustało. Znów oberwałam, tym razem upadłam. Skuliłam się. Raz po raz czułam odłamki rozcinające moje nogi i ręce. Stróżki krwi oplatały moje ciało.

Po jakimś czasie, który zdawał się wiecznością, wszystko ustało. Drzwi ustąpiły i Janek z impetem wpadł do pomieszczenia. Rozejrzał się i gdy zobaczył, jak zwijam się w kącie wziął mnie na ręce. Delikatnie, jakbym była z porcelany położył moje ciało na kanapie. Pobiegł po apteczkę. Na chwilę mignęła mi Mila, uśmiechając się zadowolona. Zaraz jej nie było. 

Wrócił chłopak z apteczką. Byłam ledwo przytomna ze strachu i bólu. Przemył mi rany. Okazały się niewielkie, ale głębokie, dlatego tyle krwi. Miałam wbite gdzieniegdzie kawałki szkła, zatem musiał użyć pęsety. To tak cholernie bolało. Moje nogi zostały obandażowane, a ja zaniesiona do łóżka. Jasiek położył się obok bez słowa. Usłyszeliśmy pukanie na dole. Chłopak spojrzał na mnie, to na drzwi. Bał się oddalić. 

Pukanie stało się bardziej natarczywe. Przygryzł wargę szybko myśląc co zrobić. Jeśli zostawi mnie tu samą, coś może mi się stać. A kiedy weźmie mnie na dół, może przyjść ktoś ważny i przerazi się na mój widok. W końcu postanowił. Podniósł mnie i szybko zeszliśmy ze schodów, usadził na krześle i otworzył drzwi wejściowe. Nikogo tam nie było...
_______________________________________________________

Witajcie kochani. Dziś trochę strasznie :D mam nadzieję,że Wam się podoba, bo moim zdaniem lekko przesadzone. Ale jak uważacie?

Chiałabym bardzo bardzo bardzo podziękować Duli. Najkochańsza wytrzymała ze mną kilka tygodni omawiając i dopracowując dla mnie szablon. Kochana, jesteś najlepsza! I przepraszam, że zapomniałam o Tobie wspomnieć w poprzednim rozdziale :c 

Przypominam o grupie czytelników tego ff, założonej na Waszą prośbę :3 https://m.facebook.com/groups/987549737922750?ref=m_notif&notif_t=group_comment

Wpadnij też na ask! Przypominam też, że czytelnicy wstawiają link do ff do opisu :3 ask.fm/Znajoma2000

Nie zapomnij dodać "+1" i "obserwuj" a także zaobserwować na asku :) jeśli chcesz pogadać, napisz na skype: froncalaff

niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 33

"Tak więc siedziałam w tej popękanej misce, a Jasiek stał nade mną jak samiec alfa. Wbiegł do domu. Już chciałam wstawać, ale wrócił. Kiedy zobaczyłam, co przyniósł, oczy mi się szeroko otworzyły..."

Trwałam przez chwilę bez ruchu, aż w końcu zimno zaczęło mi doskwierać. Trzymał kolaż. Sklejkę najpiękniejszych zdjęć, jakie kiedykolwiek widziałam. To były nasze fotografie, jak siedzimy, przytulamy się lub całujemy. Z parku, kiedy chodzimy za rękę czy karmimy kaczki. Prawie się popłakałam. Pomógł mi wstać, przytulił mnie i wyszeptał, że to spóźniony prezent urodzinowy. 

Powiesiłam go na centralnej ścianie w pokoju i ozdobiłam lampkami. Wszystko wyglądało cudownie. Resztę dnia spędziliśmy na kanapie oglądając głupie filmy, przez które przysypiałam. Nudziły mnie, ale Jasiek bardzo rozemocjonowany wyczekiwał na każdą scenę. Wieczorem porozmawiałam z Olgą i umówiliśmy się we trzech do ginekologa. 

Rano strasznie bolał mnie brzuch, ale poszłam z nimi. Dziewczyna była rozstrzęsiona, bała się osądu lekarza. Kiedy przyszła jej kolej, uścisnęła mnie i spanikowana przekroczyła próg gabinetu. Jaś przelotnie na mnie spojrzał i podążył za nią. Nigdy się specjalnie nie przyjaźnili ale widzałam, że się martwi. Czekałam długą chwilę. Zza drzwi nie dochodził żaden dźwięk. 

Zaczęłam chodzić od ściany do ściany, przygryzając nerwowo wargę. Gdzie oni są tyle czasu? Boże, niech to nie będzie ciąża... Proszę. Ludzie patrzyli się na mnie trochę krzywo, ale nie obchodziło mnie to. Każda sekunda była jak minuta, czekanie coraz bardziej mi się dłużyło. 

W końcu otworzono drzwi. Wyszła z nich Olga, a tuż za nią Jan. Nie było po nich widać żadnych emocji. Dopiero kiedy wyszłyśmy z ośrodka moja przyjaciółka odważyła się na mnie spojrzeć.
-I co? Co powiedział lekarz? - Zapytałam.

Olga rzuciła się na mnie i gorzko płakała. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. To niemożliwe. W jednej chwili zawaliło jej się całe życie. Przez chwilę nieodpowiedzialności i kompleksów. Nie chciałabym być na jej miejscu... Przytuliłam ją mocniej czując łzy na swoich policzkach. Janek stał obok trochę nie wiedząc, co robić. Podszedł i objął nas obie, dając nam (przynajmniej mi) poczucie bezpieczeństwa i odrobinę pocieszenia. Trwaliśmy tak dobrą chwilę, aż dziewczyna się trochę nie uspokoiła. Pojechaliśmy do naszego domu. Olga nie mogła wrócić do siebie w tej chwili, nie w takim stanie. Kazałam jej napisać smsa do mamy, że ma się nie martwić, bo zostaje u mnie na noc. 

Zrobiłyśmy sobie "babski wieczór". Chciałam, żeby dziewczyna się trochę odprężyła po stresie ostatnich dni. Mimo wszystko, czułam do niej niejasny żal, że nie powiedziała mi o tym wyjściu do klubu. Ale była, jest moją przyjaciółką i muszę jej pomóc. Wysłałam Jaśka do sklepu po masę słodyczy i słonych przekąsek. Wiadomo, że smutki trzeba zajadać jedzeniem. Wybrałam też najgłupsze dwie komedie, które okazały się najśmieszniejsze z dotychczas oglądanych przez nas obie. 

Następnie zrobiłyśmy ciasto. Niestety, nie mamy zbyt dużego doświadczenia w pieczeniu. Mówiąc delikatnie - zupełnie spaliłyśmy placek. Tak, dokładnie jak zapiekankę w jej domu. Cóż, nie wszyscy są stworzeni do gotowania. Wyjmowałam właśnie wypiek z piekarnika, i aż upuściłam blachę. Na chwilę pojawiła się Mila. Jednak gdy ją zobaczyłam, miałam problemy z identyfikacją. Ubrana w jakieś łachmany, wychudzona, blada i z sińcami pod oczami. Obie z Olgą zamarłyśmy, kiedy stanęła przed nami. Patrzyłyśmy, jak zamykają się jej oczy i upada.

Krzyknęłam na Janka, który od razu przybiegł. Dzwonił po pogotowie, kiedy starałam się ją ocucić. Nie udało mi się. Przyjechała karetka. Ja cały czas byłam jak w transie. Ocknęłam się z niego dopiero w samochodzie, gdy Jasiek płacząc wiózł nas do szpitala. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek to robił. Dopiero do mnie dotarło, jak bardzo są nawzajem ważni. Przecież oni mają tylko siebie. Ja mogę zerwać z Jasiem w każdej chwili, albo on ze mną. Jeśli teraz straci Milkę, zostanie zupełnie sam. Ja ewentualnie mam Julię, a on? On nie ma nikogo.

Podczas drogi i już w szpitalu rozmyślałam nad całym swoim życiem. W sumie, przez szesnaście lat to było pasmo nieszczęść, żyć mi się odechciewało. Ale kiedy poznałam Jaśka i Milę - ludzi, którym na zawsze będę wdzięczna, zrozumiałam. Dopiero wtedy poznałam życie bez ciągłego strachu i poniżania. 

Oderwałam się od smutnych rozmyślań i skupiłam na Jaśku. Był cały w nerwach, z resztą mu się nie dziwię. Zaczęłam zastanawiać się, co jest ze mną nie tak. Dlaczego nie reaguję jak on? Czemu nie jest mi tak przykro i nie jestem w takim szoku?  Czy Mila nic dla mnie nie znaczy? Oczywiście, że znaczy. Przecież to ona w pewien sposób zastąpiła mi matkę. 

Z chwilą, kiedy to pomyślałam, z moich oczu trysnęły łzy, a ja skuliłam się i objęłam głowę ramionami. Jasiek patrzył na mnie zdziwiony. Przytulił się i także zapłakał. W końcu przyszedł lekarz.
-Witam, czy któreś z państwa to rodzina? - Zapytał. Jaś poderwał się na równe nogi.
-Dzień dobry, tak. Jestem jej bratem. Co z nią? - Prawie wykrzyczał na jednym tchu.
-Pańska siostra miała ogromną ilość opiatów w organizmie. Znajduje się teraz w lekkiej śpiączce, co jest charakterystyczne dla długotrwałego zażywania. Niestety, w tej sytuacji jesteśmy zmuszeni wezwać policję. Przykro mi.

Widziałam, jak Jankowi krew odpływa z twarzy. Zacisnął dłonie w pięści. Opiaty? Mila? Lekarz odszedł, a ja podeszłam do chłopaka.
-Opiaty? Czy to jest to, co myślę? - Wyszeptałam przerażona.
-Tak. Opiaty to rodzaj narkotyku. Między innymi heroina. - Usiadł bezwładnie na ławce i oparł głowę na dłoniach. - Nigdy Ci nie mówiliśmy, ale zanim umarł ojciec, Mila była uzależniona. Wysyłaliśmy ją na detoksy i po czwartym w końcu przyszły efekty. 
-Czekaj, czyli kiedy ona była z Olgą w klubie....
-Zgadza się. Nie była pijana, tylko naćpana. Tego się właśnie bałem.

Stałam i patrzyłam się tępo w brudną, białą ścianę. To niewiarygodne. Nikt nigdy nie wierzy, że narkotyki są tak blisko. Każdemu wydaje się, że to go nie dotyczy, a tak naprawdę dookoła jest pełno tego gówna. To jest tak niesamowicie okrutne, że obracamy się w tym wszystkim nie mając o niczym pojęcia.

Olga przyjechała z nami do tego szpitala. Nie mogłam jej wypuścić do domu w takim stanie, a tym bardziej zostawić samej na obcej przestrzeni. Ona cały czas siedziała obejmując ramionami kolana pogrążona we własnych myślach. Koszmarny dzień dla nas obu. Nie wiem, dla której bardziej. 


-Olga, chcesz do domu? - Zapytałam z troską. Zaprzeczyła kręcąc lekko głową.
To miał być nasz dzień. Po tej smutnej nowinie miałyśmy się rozerwać, sprawić, żeby nie myślała zbyt dużo. Ale niestety, jak zwykle nam się nie udało. Dlaczego los zawsze nam rzuca kłody pod nogi? Zwróciłam się do chłopaka.
-Janek?
-Hmm? - Spojrzał na mnie smutno.
-Co powiemy policji?
-Nie wiem, Misiu. To trudne. Nie mam nawet jak jej wybronić. Nie obędzie się bez sprawy w sądzie. Módlmy się tylko, żeby jej nie zamknęli.

W ciągu mniej więcej półgodziny pojawiła się policja. Rozumieli, że nie chcemy jechać z nimi na komendę, bo Mila jest w szpitalu, więc po kolei brali nas do dużej, oddzielnej sali i przesłuchiwali. To była moja druga rozmowa z nimi. Podczas pierwszej Jasiek się praktycznie wypowiadał za mnie, bo nie byłam w stanie tego robić. Teraz musiałam sobie poradzić sama. Nie wiedziałam, co mówić. Postawiłam zatem na prawdę. 

Pytali o moje więzi z Milką, jaki mamy kontakt, czy zauważyłam jakieś dziwne zachowanie u niej, czy znikała z domu i tak dalej. Typowe przesłuchanie jak na filmach. Starałam się mówić spokojnie i rzeczowo, ale denerwowałam się coraz bardziej wraz z każdym następnym pytaniem. Panowie chyba to zauważyli i pomyśleli, że jestem czemuś winna, gdyż każde nowe słowo było zabarwione wyrzutem. Czułam dyskomfort i w końcu rzeczywiście w swojej psychice stałam się "tą złą". 

Podziękowali grzecznie za rozmowę, kiedy się rozpłakałam i wyszłam z sali. Jasiek do mnie podbiegł i od razu przytulił. Olga była ostatnia. Wyszła po jakiś 10 minutach, kiedy mi czas w tym pokoju z nimi dłużył się niemiłosiernie. Ona w sumie nie miała nic do powiedzenia policjantom, bo prawie nie znała się z oskarżoną. Janek powiedział, że rzeczywiście mnie trzymali długo. Moja przyjaciółka wróciła z kamienną twarzą. 

Było już naprawdę późno. Ludzi coraz mniej, z każdą chwilą zaczynała panować gęstsza atmosfera, ale zrobiło się ciszej. Głowa mnie bolała z nadmiaru emocji. Miałam dość, już

piątek, 27 marca 2015

Rozdział 32

"Opowiedziałam mu co z Olgą, a ten patrzył szeroko otwartymi oczami. Jego dłonie zacisnęły się w pięści. Zapytał, w jakim to było klubie. Gdy odparłam, że nie mam pojęcia, mruknął tylko:
-Znowu zaczęła. - Wstał od stołu, złapał w biegu kurtkę, wziął kluczyki i wyszedł z domu..."


Poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko rozmyślając, co to wszystko ma znaczyć. Co niby "zaczęła" znowu? I co ma do tego nazwa klubu? Zrobiłam się głodna. Zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni. Zauważyłam, że koło kuchenki coś leży. Poduszka. Co ona tutaj robi? Podniosłam ją i położyłam na krześle. Nie wiem, dlaczego zgłodniałam. Przecież spaghetti zniknęło jakieś 20 minut temu z mojego talerza. 

Do nocy, czyli kilka następnych godzin nie potrafiłam znaleźć sobie żadnego zajęcia. Chodziłam z kąta w kąt nie mając pojęcia, co robić. Nie mogłam zadzwonić do Julii, żeby zapytać o Olgę, bo na pewno by wypytywała. 

Zbliżała się północ, więc poszłam pod prysznic. Kiedy kończyłam mycie się, usłyszałam awanturę. Szybko włożyłam piżamę i zbiegłam na dół. Jasiek i Mila skakali sobie do gardeł. Nie mogłam zrozumieć, o co się kłócą, ale wyłowiłam słowa "klub", "alkohol", "palić", "nic nie zrobiłam", "nie wiem", "nie widziałam". Chyba jeszcze kilka innych, ale nie miałam co do nich pewności. 

Dziewczyna zobaczyła mnie i pobiegła do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Nic nie rozumiałam. Podeszłam cicho do Jasia i chciałam go przytulić, ale wyrwał mi się.
-Misiu, idź do pokoju. Proszę. - Jego głos aż ociekał wściekłością.
-Co? Dlaczego? - Zdziwiłam się.

Chwycił wazon z kwiatami stojący na stole i z całej siły cisnął nim o ścianę. Patrzyłam oniemiała, jak białe strumyczki pełzną ku podłodze, tworząc mokrą plątaninę. Kilka listków i płatków zostało na fasadzie, a reszta pofrunęła wraz z deszczem odłamków szkła. Wkurzyłam się, bo to mój urodzinowy bukiet. Jednak z drugiej strony musiał się wyżyć. Ja wyzwoliłam złość łamiąc sobie nogę, a on rozbijając dekorację. No cóż, co kto lubi. Spokojna, że wrócił udałam złą i obracając się na pięcie - wróciłam do pokoju. Szybko zasnęłam.

Obudził mnie Jaś. Spojrzałam na zegarek, wskazywał kilka minut po dziewiątej. Przypomniałamy sobie wczorajszą akcję z wazonem i postanowiłam się zemścić. TO BYŁ NAJFAJNIESZY BUKIET! Odwróciłam się na drugi bok, plecami do niego. Zaczął czochrać mi włosy, więc nakryłam głowę kołdrą. Już po chwili poczułam, że jest ona ze mnie zsuwana. Teraz się naprawdę zirytowałam. Mimo to, leżałam niewzruszona. Janek wyszedł z pokoju. 

Zapadłam w drzemkę. Mogłam spać zawsze i wszędzie, więc nie był to dla mnie problem. Poczułam szarpnięcie, które mnie wybudziło. To mój chłopak mnie podniósł. Zbiegł ze mną po schodach i wychodząc na podwórko zaczął tańczyć. Zupełnie jakbym nic nie ważyła, a miałam delikatną nadwagę. Wirował dookoła, moje włosy razem z nim. Był piękny, słoneczny dzień. 

Położył mnie na kocu, który został wcześniej rozłożony na trawie. Usiadł obok mnie i zaczął smyrać mnie źdźbłem po nodze. Z całych sił starałam się zachować powagę, ale Jasiek chyba zauważył moją krzywą minę,  bo zaśmiał się. Przytulił mnie, co odwzajemniłam.
-Przepraszam za wczoraj. Ale sama wiesz, że musiałem się wyładować. Kupię ci nowe badyle, Misiu. Poza tym, masz tego mnóstwo w pokoju. - Uderzyłam go. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy. Wtuliłam się w jego szyję.
-Życie ma sens dzięki tobie. - Wyszeptał mi w nieuczesane włosy. 

Leżeliśmy tak dość długo. Ja w bardzo zmysłowej piżamce w kucyki a on bez koszulki. Nie przyzna się do tego jak żaden facet, ale uwielbia chwalić się swoją muskulaturą. Robiło to wrażenie na dziewczynach, na mnie też, choć nie jestem z tych, co lecą tylko na wygląd.

Jan zwariował. Dostał słowotok i buzia mu się nie zamykała. Kiedy zakryłam dłońmi uszy, żeby go w końcu nie słyszeć, zaczął mnie łaskotać. Mówił coraz szybciej i szybciej. 
-Ej, Wiki! Wolisz żebym zasadził paprykę, bakłażany czy kupić ci kotka? Zobacz tęcza!
Wygłupialiśmy się aż do pory obiadowej. Zrobiłam się głodna. Powiedziałam mu o tym, a on:
-Kebab! I sprite! Zamawiamy! - Jak na skrzydłach pobiegł do domu.

Leniwie wstałam, przeciągnęłam się i weszłam do domu. Jaś właśnie kończył rozmowę. Kazał mi się ubrać seksownie, ale go wyśmiałam, więc chyba się obraził. Wzięłam prysznic, założyłam normalne ubrania i przywieziono jedzenie. Po skończonym posiłku wybrałam się do Olgi. 

Weszłam, przywitałam się i skierowałam swoje kroki na górę. Obie czułyśmy się w swoich domach nawzajem jak u siebie. Otworzyła drzwi i rzuciła się na moją szyję. Dziś miała dobry humor. Wręcz wspaniały, patrząc na wczorajszy dzień. Gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Powiedziałam jej, że nie spodziewałam się jej na dyskotece. Tym bardziej z Milą. Mruknęła tylko:
-Pozory mylą, a ludzie zawodzą.

Wracając naszła mnie ochota na wygłupy. Takie prawdziwe, dziecięce. Było popołudnie, w miarę ciepło, zatem wpadłam na pomysł. Wkradłam się po cichutku do mieszkania, nasłuchiwałam gdzie się znajduje Jaś. Był w swoim pokoju, usłyszałam muzykę. Wzięłam z łazienki kilka głębokich misek i wszystkie woreczki foliowe, jakie mieliśmy. Na ogrodzie pełniłam każdy wodą i rozdzieliłam na dwa pojemniki. Ustawiłam je naprzeciwko siebie w pewnej odległości.

Skradałam się do sypialni, żeby Jasiek mnie nie słyszał, ale akurat kiedy przechodziłam koło jego pokoju zachciało mu są wychodzić! Patrzył na mnie zdziwiony, ale z lekką drwiną w oczach.
-Co ty wyprawasz? - Zapytał.
-Eeeee... Nic.

Zaczął się śmiać. Chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do pokoju. Usadowiłam go na łóżku. Wyciągnęłam apaszkę z szafy i zaczęłam wiązać mu oczy.
-Zdejmij koszulkę. - Zarządziłam. Wykonał polecenie.
-No no, zaczyna mi się podobać. A ty kiedy swoją zdejmiesz? A mogę ja? - "Zmysłowo" zaproponował. Spaliłam buraka ale nie odezwałam się słowem. Jemu tylko jedno w głowie.

Kazałam mu uważać jak chodzi i zaprowadziłam na ogród. Zatrzymałam go koło miski, w której była jego "amunicja". Krzyknęłam "uważaj!", zdezorientowany rozglądał się dookoła. Nie wiem po co, skoro nic nie widział. Wzięłam na raz dwa woreczki i rzuciłam w niego. Rozbiły się na klacie, a Janek zaczął piszczeć jak dziewczynka. Zgadza się, to była lodowata woda. Momentalnie zdarł opaskę, ogarnął wzrokiem sytuację i dorwał się do swojej miski.

Zaczął miotać tymi pociskami jak szatan, a ja krzyczałam, bo niestety Jasiu ma cela. Nie zdążyłam nawet kolejny raz w niego rzucić, bo obrywałam. A gdy skończyły mu się woreczki, podbiegł do mnie, zarzucił sobie na plecy i wsadził tyłkiem do miski pełnej mojej "broni". Wszystkie torebeczki oczywiście pękły, zawając moje ciało od pasa w dół wodą. Naczynie też się zepsuło, bowiem było z plastiku, a napór był mocny.

Tak więc siedziałam w tej popękanej misce, a Jasiek stał nade mną jak samiec alfa. Wbiegł do domu. Już chciałam wstawać, ale wrócił. Kiedy zobaczyłam, co przyniósł, oczy mi się szeroko otworzyły...
________________________________________________________________
Miśki, mój tablet się dziś buntował. Gdyby nie to, rozdział byłby wcześniej i byłby dłuższy :c. Widzicie niektóre wytłuszczone zdania/słowa? Są one Wasze. Chcę, żeby ten blog był także częścią Was, więc od teraz będę w miarę możliwości robić coś takiego, jak dzisiaj, czyli: "Pierwsze 5 osób które mi napisze jakieś wyrażenie/słowo, będzie w rozdziale 8) w sensie to słowo/wyrażenie. Albo przysłowie, cokolwiek xd start! " NIE PISZCIE W KOMENTARZACH, TYLKO OBSERWUJCIE, CZY NIE DAM ZNAĆ NA ASKU

Tak więc musicie obserwować aska cały czas :D tam zawsze się dużo dzieje :D zapraszam: ask.fm/Znajoma2000  

Chcesz pogadać, zapytać o coś, chcesz się wyżalić lub potrzebujesz rady? Pisz na skype! froncalaff
Przypominam o klikaniu +1:3

Chciałabym Was też poprosić o większą aktywność w komentarzach :c no Misie, 16 komentarzy pod postem, który był najnowszy przez 2 dni? No proszę Was :c nie wiem, czy piszę gorzej czy co... Napiszcie mi o co chodzi. I myślę też nad grupą na fb. Tzn Wy myślicie, bo Wy mi o tym piszecie. Tylko bez hejtów, plz. Wyraźcie opinię! ANKIETA OD KTÓREJ DUŻO ZALEŻY 

I chciałabym Wam jeszcze powiedzieć, że od dzisiaj rozdziały nie będą codziennie, tylko co drugi - trzeci dzień. Nie wyrabiam się ze wszystkim. Postaram się dodawać codziennie mimo wszystko, ale nie obiecuję, że dzień w dzień :c mam nadzieję, że rozumiecie. 





środa, 25 marca 2015

Rozdział 31

"Musiało to komicznie wyglądać. Dziewczyna siedząca i skacząca po chłopaku, który dławi sie się ze śmiechu, a dookoła nich lata mąka. Jasiek przewrócił mnie, ale nie siadał. Po prostu mnie objął. Zasnęliśmy w siebie wtuleni na podłodze o 04:00 nad ranem."

Otworzyłam oczy, bo obudziłam się z zimna. Podniosłam głowę w celu zlokalizowania kołdry. Okryłam się nią i przerwóciłam na drugi bok. Wstałam dużo później, bo przy pierwszej pobudce było szarawo, a teraz słońce wisiało wysoko na niebie. Ziewnęłam zdrowo i opadłam na poduszki. Dopiero do mnie dotarło, że jestem w łóżku, a zasnęliśmy na podłodze. Kochany Jan mnie przeniósł.

Spojrzałam na zegarek, wskazywał killa minut po 13. Stwierdziłam, że muszę coś zjeść i przeciągnęłam się. Jaśka oczywiście nie było. Ostatnio z nim rozmawiałam, skąd my mamy pieniądze i okazało się, że to spadek po ojcu i że ich matka przesyła trochę co miesiąc. Poza tym, Jasiek i Mila łapią każdą dodatkową pracę. Ona spełnia się we fryzjerstwie i kosmetyce, a on naprawia sprzęty elektroniczne, rowery i zegarki. Nie zdziwiło mnie to, wiedziałam, że oboje mają złote ręce.

Zaczęłam sobie robić śniadanie, a właściwie już obiad, ale przerwał mi dźwięk telefonu. Odebrałam i zszokowana słuchałam czyjegoś szlochu. Dopiero po dłuższej chwili poznałam, że to Olga. Majaczyła coś. Dziś jest czwartek, powinna być w szkole. Zdenerwowałam się, bo to w końcu moja przyjaciółka. Doszedł do moich uszu głos Julii, która wyrwała telefon Oldze.
-Halo? Wika?
-Julia? Co się dzieje? - Stałam nieruchomo. W tle rozległ się dźwięk trzaskania drzwiami.
-Nie mam pojęcia, Olga ryczy od rana, nikt nie wie o co chodzi. Powiedziała, że będzie rozmawiać tylko z tobą. Przyjedziesz? - W jej głosie wyczułam głęboką prośbę i troskę.
-Zaraz będę.

Pobiegłam do drzwi. Po drodze też zauważyłam, że Jasiu posprzątał dom po naszych nocnych figlach. Założyłam buty i złapałam stopa, bo autobus zapewne bym miała za kilkanaście minut. Wysiadłam kawałek od domu Kuby i przeszłam się dalej, żeby kierowca nie wiedział, dokąd zmierzam. Może to głupie, ale ostrożności nigdy za wiele. Wpadłam do ich domu bez pukania. Zastałam zmęczonego Kamila.
-Hej. Dobrze, że jesteś. Julia stoi pod drzwiami bezradna. Serio nie wiemy, co robić. Nasi rodzice są w pracy, nie chcemy ich niepokoić. Olga mówi, a raczej krzyczy, że mamy dzwonić po ciebie. Nie wiesz, o co chodzi?
-Nie mam pojęcia. Idę do niej. - Rzucił tylko "powodzenia" i patrzył w ślad za mną.

Moja siostra siedziała pod drzwiami, od czasu do czasu prosząc, by otworzyła. Przywitałyśmy się i kazałam zostawić nas same. Posłusznie odeszła. Rzeczywiście, głośno płakała. Zapukałam i nastała cisza. To moja szansa.
-Olga? To ja, otwórz.

Rozległy się szybkie kroki i drzwi zostały uchylone. Weszłam szybko i zamknęłam je za sobą. Dziewczyna była cała osmarkana, czerwona i opuchnięta od płaczu. Blizna na policzku wyglądała strasznie. Całość sprawiała dramatyczne wrażenie. Od razu ją przytuliłam, wczepiła się we mnie jak dziecko. Usiadłyśmy na łóżku i zaczęłam ją kołysać. Na mnie zawsze to działało, gdy Jaś tak robił. Na Olgę też.

Już po chwili się uspokoiła, co jakiś czas pochlipywała. Spróbowałam.
-Oldzia, Misiu... Co się dzieje? - Przybrałam spokojny, wesoły ton.
-Bo, ja... - Nie wydusiła z siebie więcej, tylko ponownie się rozpłakała. Znów ją kołysałam i czekałam aż ochłonie. Podjęłam kolejną próbę.
-Olga, no co jest? - Zmusiłam się do stanowczego głosu. O dziwo, podziałało.

Opowiadała trochę chaotycznie, co pewien odstęp czasu leciały jej łzy. Dowiedziałam się wszystkiego. I cóż, mówiąc delikatnie - zdziwiłam się. W dużym skrócie: trzy tygodnie temu żaliła mi się, że nikt jej nie chce, ze względu na blizny. Kilka dni później poszła z Milą do klubu, bo wtedy byłam cały dzień na lekcjach i wieczorem byłam zbyt padnięta, by gdzieś iść. Nie wiedziałam o tym wyjściu i zaszkokowała mnie informacja, że była z Milką, bo zbyt dobrze się nie znały. Olga chciała pierwsza zagadać do chłopaka. Myślała, że może w ten sposób się uda kogoś wyrwać. Milka trochę wypiła, a samotna Olga pomyślała, że dlaczego nie i też wlewała sobie do gardła. Skończyła, gdy już nie mogła mówić ani chodzić.

W międzyczasie zaczął się do Mili przystawiać pewien koleś, ale nie podobał jej się więc kazała mu zabawić towarzyszkę. Olga, ledwo świadoma, poszła z nim zatańczyć. Jedna piosenka minęła, druga, trzecia. Też był pod wpływem, ale nie tak bardzo. Pocałował ją. Zaczęło robić się coraz goręcej, poszli do łazienki.
-... Ja nad sobą nie panowałam Wika, naprawdę, nie wiem, dlaczego to zrobiłam, byłam zbyt pijana... - Olga znów płakała.

Czekałam, aż się wyciszy, bo czułam, że to nie koniec.
-I... I... Od kilku dni panuje w szkole grypa żołądkowa... Wczoraj strasznie mnie bolał brzuch, a dziś w nocy wymiotowałam... Nie wiem czemu, ale wzięłam od Julii test ciążowy... Wynik wyszedl pozytywny...
O Boże. Zamarłam.
-Co? Pokaż mi ten test! - Zarządziłam.
Niestety, widniały na nim dwie czerwone kreski.

Płakałam razem z Olgą. Przez głupotę zrujnowała sobie całe życie, bo siedemnaście lat będzie miała dopiero za kilka miesięcy.
-A wiesz, co jest najgorsze? - Łkała. Moim zdaniem wszystko, no ale...
-Co takiego?
-Że nie dość, że jestem dziwką, mam ohydne szramy to jeszcze nikt mnie nie zechce z dzieckiem!
-Oldzia! Spokojnie! Nie jesteś dziwką! Po prostu byłaś pijana... - Nie popierałam tego. Miała rację, puściła się z nieznajomym, ale jej tego nie powiem. Nie teraz, gdy jest na skraju załamania.
-Jestem. Ja nawet nie znam jego imienia...

Nigdy nikogo nie było mi bardziej żal. Ona wyglądała żałośnie, taka smutna z tym testem ciążowym w ręce...
-Ej, Olga... - Spojrzała na mnie. - Testy czasami się mylą... Trzeba iść do ginekologa.
-Ale jestem niepełnoletnia, ktoś dorosły musi iść ze mną. Nie mogę im powiedzieć...

Wpadłam na pomysł.
-A gdybyś poszła z Jankiem? Podałby się za twojego chłopaka, jest przecież pełnoletni. - Oczy jej się zaświeciły. Rzuciła mi się na szyję.
-Dziękuję! Jesteś genialna, tak bardzo ci dziękuję!
Leżałyśmy tuląc się i trzymając za ręce jeszcze długi czas. Olga płakała co chwilę. Dziwne, że jeszcze woda w organizmie się nie skończyła. W końcu wyczerpana kilkugodzinnym szlochem zasnęła.

Wyswobodziłam się z jej objęć. Podniosłam test ciążowy i wsadziłam go do szafki. Napisałam o tym Oldze w smsie, żeby się nie martwiła, że ktoś go znalazł. Miałam sześć nieodebranych połączeń od Jaśka. Zeszłam na dół. Natknęłam się na Gabi.
-Co jest z Olgą? - Wpijała we mnie swoje piękne oczęta.
-Nic. Zasnęła. Nie powinnaś być w szkole?
-Już przecież wróciłam. Jest po 18. - Spojrzałam na zegarek i nie mogłam uwierzyć, że przebywałam tu już pięć godzin.
-Zagramy w coś? - Zapytała mała z nadzieją.
-Śpieszę się skarbie. Następnym razem, słowo. - Obiecałam.

Tuż przed wyjściem zahaczyła mnie jeszcze mama Kuby pytając, co się dzieje. Rzuciłam tylko, żeby dali jej odpocząć kilka dni i się nie martwili. Napisałam Jaśkowi smsa z prośbą, żeby zrobił mi coś do jedzenia.

Wróciłam bardzo zmęczona. Rozmyślałam o Oldze. Jak ona mogła zrobić to w taki sposób? Nie mogłam tego pojąć. Modliłam się za nią i za to, aby test okazał się błędny. Wchodząc do domu zastałam pięknie pachnący talerz spaghetti. To nic, że tylko je odgrzał. W tamtej chwili zjadłabym wszystko. Usiadł obok i patrzył, jak jem.

Zanim zaczęłam opowiadać, Jaś wyznał, że martwi się o Milę.
-Dlaczego? - Nie chciałam dać po sobie poznać, że ja też mam obawy co do niej.
-Ostatnio nigdy nie ma jej w domu. Nie kontaktuje się ze mną, a jeśli tak, jest jakaś dziwna.
-Wiesz, ja też zauważyłam tę zmianę, ale... - Nie dokończyłam, bo Mila z impetem weszła do domu i zatrzasnęła za sobą drzwi. Spojrzeliśmy na siebie zdezorientowani, a dziewczyna weszła po schodach wyraźnie wkurzona i zamknęła się w pokoju. To był wyraźny znak, że coś jest na rzeczy.

Opowiedziałam mu co z Olgą, a ten patrzył szeroko otwartymi oczami. Jego dłonie zacisnęły się w pięści. Zapytał, w jakim to było klubie. Gdy odparłam, że nie mam pojęcia, mruknął tylko:
-Znowu zaczęła. - Wstał od stołu, złapał w biegu kurtkę, wziął kluczyki i wyszedł z domu...
____________________________________________________________________
No witam :3 dziś rozdział wcześniej niż zwykle, bo o 10 już byłam w domu. Teraz jest 14:30, jak kończę ten rozdział.

Miśki! Bądźcie trochę bardziej aktywni, proszę :c

Wbij na aska! No dalej, bo jak nie, to popamiętasz! ask.fm/znajoma2000

Kliknij "+1" i "obserwuj" oraz follownij mnie na asku :3

Chcesz pogadać na priv? Pisz na skype! nazwa: froncalaff . Nie masz skype? Zakładaj!

Na dniach będzie zmieniony wygląd bloga, a do tego wygląd mojego aska! Wiem, że to miało być już jakiś czas temu, ale wciąż trwają prace nad szablonem. Misie wymyśliły, żebym zrobiła tło na asku, ale z Was. Napisz na ręce, kartce, stopie, drzwiach, czymkolwiek "Froncala" i wyślij zdjęcie w załączniku emailem: froncala.blog@gmail.com

Gdyby ktoś miał wątpliwości - ja czytam WSZYSTKIE komentarze i pytania na asku, więc rozwiń się! Zapytaj, wyraź opinię, przypuszczenia! Lubię długie, ciekawe komentarze :3

Moi czytelnicy na asku nie wstawiają znacznika w nazwie, ale WSTAWIAJĄ LINK DO FF W OPISIE. Popromujcie trochę. Pokażcie, że jesteście! :)



wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 30

"Podziękowałam mu bardzo za wszystko i poszłam do siebie. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. W całym pokoju było mnóstwo kwiatów. Najróżniejszych, od róż, tulipanów i goździków, przez storczyki aż po fiołki i bratki. Na łóżku, które także było w płatkach, leżało duże pudełko. Zastanawiałam się od kogo. Zerknęłam na dołączony liścik i mnie zatkało..."

Trzymałam karteczkę i nie wierzyłam własnym oczom. Szybko odpakowałam prezent i zobaczyłam kopertę oraz mniejszą paczkę. Ciekawa otworzyłam i moje zdziwienie osiągnęło maksimum, bo ujrzałam pendrive'a. Poszłam po laptopa. Wsunęłam tam nośnik i włączyłam pierwszy z dwóch plików. Czekając na załadowanie multimediów rozerwałam powłokę.

Chwyciłam w ręce list.

Droga Wiktorio!
Nie wiem w sumie od czego zacząć. Tu ciocia Marta. Siostra ojca. Przede wszystkim chcę życzyć Ci wszystkiego najlepszego, bo jak mniemam, ta paczka została dostarczona w dniu Twoich 17-stych urodzin? 

Dobra, od początku. Może wiesz, może nie, ale Los płata nam różne figle. Czasem dobre, ale często też złe. Dla mnie akurat stał się sprzymierzeńcem. Dlaczego, zapytasz? Jak wiesz, 8 lat temu miała miejsce kłótnia, która na zawsze odmieniła stosunki moje i Twoich rodziców. Zastanawiam się, czy wiesz o co poszło, czy kiedykolwiek Ci powiedzieli? 

Otóż na długo przed awanturą marzyłam o wyjeździe do Anglii. Wiedziałam, że u Was w domu źle się dzieje. Próbowałam z nimi rozmawiać, że mają dzieci i muszą wziąć się w garść, ale nic to nie dawało. Postanowiłam, że ja przejmę prawa rodzicielskie nad Tobą i Julią i razem wyjedziemy, żeby zacząć nowe życie. Rozmawiałam z prawnikami i Twoimi rodzicami. Przykro mi to mówić, ale zupełnie ich nie obchodziło, co z Wami będzie, a ja jestem najbliższą rodziną, więc miałabym duże szanse. Zaczęłam realizować plan, nic Wam nie mówiąc. Bo gdyby coś poszło nie po mojej myśli, byłybyście zawiedzione.

To był błąd. Ogromna pomyłka, której do teraz nie mogę sobie wybaczyć. Dlaczego Wam nie powiedziałam?! Żałuję tego. Julia nie mając pojęcia o moich zamierzeniach uciekła z domu. Szukałam tej dziewczyny wszędzie wraz z policją, ale na próżno, bo stała się pełnoletnia i nikt nie mógł jej zmusić, żeby wróciła. 

Przyjechałam wtedy do Twojego domu i wszystko wykrzyczałam Waszym rodzicom. Że są nieodpowiedzialni, rzygać mi się chce na ich widok, że przykro mi gdy na nich patrzę. Nie zostali mi dłużni, zwyzywali mnie od całego zła świata, że córki chciałam im ukraść. Wyszłam trzaskając drzwiami i już nigdy nie przeszłam przez ten próg. Duma mi nie pozwoliła. 

Strasznie cierpiałam, że nie udało mi się zapewnić Wam wolności. Dlaczego nie wzięłam Ciebie? Pierwsza przyczyna jest taka, że to byłoby nie fair wobec Julki. Bo wyglądałoby to tak, jakbym tylko czekała, aż przestanie stać mi na drodze. Co oczywiście jest nieprawdą. Drugi powód jest taki, że po tym incydencie Twoi rodzice nie zrzekliby się praw. Siłą mogłabym może coś zdziałać, ale byłoby to trudne, z uwagi na to, iż mają (wtedy mieli) dobrą opinię publiczną. Wiesz, co się dzieje w czterech ścianach już na zawsze w nich zostaje.

Jak wspomniałam o Losie, zawsze idzie on w parze z Przypadkiem. Dopełniają się nawzajem, tworząc świetny duet. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Wyobraź sobie, że idąc na zakupy, w Claire's natknęłam się na Julię. Ja jej nie poznałam, ale ona mnie tak. Padłyśmy sobie w ramiona płacząc, a kupujący patrzyli na nas jak na idiotki. Niewiarygodnie mnie to zdziwiło, że także mieszka w Londynie. 

Opowiedziała mi swoją historię, którą Tobie też dane było usłyszeć. Byłam w szoku i wyrzuty sumienia, które przez te wszystkie lata zeszły na drugi plan, znów stanęły mi przed oczami. Gdybym Wam powiedziała... Ale wiem, że teraz jesteście szczęśliwe. Twoją siostrę spotkałam pół roku temu. Opowiedziała mi, że Cię znalazła i zamierza przyjechać do Polski, żeby zobaczyć. 

Na początku chciałam rzucić wszystko i wyjechać z nią, ale gdy przemyślałyśmy to wspólnie, odmyśliłam się. To byłby zbyt duży szok dla Ciebie, być może uznałabyś to za zmowę czy coś w tym rodzaju. Gdy Julia się z Tobą spotkała, napisała mi maila, że masz się dobrze. Po części wiedziałam od niej o rozprawie i adopcji, lecz nie chciała mieszać mnie w nic, dopóki sama wszystkiego nie ogarnie.

Długo myślałyśmy, co teraz zrobić. Dowiedziałam się, że masz wspaniałego chłopaka, prawda? Gratuluję. Ja od zawsze zmieniam ich jak rękawiczki, bo z żadnym nie potrafię związać się na stałe. Kilku prosiło mnie o rękę, lecz zawsze odmawiałam. Nie czuję potrzeby stałego związku. A może po prostu się go boję? Sama nie wiem.  

W każdym razie, chcę Cię zobaczyć. Mam nadzieję, że nie masz do mnie żalu za brak kontaktu. Piszę ten list przez dwa tygodnie. Każdego wieczoru siadałam z kartką papieru i nie mogłam zapisać słowa. Taka wewnętrzna blokada. W końcu powstało słowo. Jedno, drugie, trzecie... I w ten sposób kończę. Całość zapisałam jednego dnia, 30 kwietnia. Jutro wysyłam Julii paczkę dla Ciebie, aby podarowała Ci ją w urodziny.

Pragnę myśleć, że nie zepsułam Ci ich w ten sposób. Dla Ciebie będę zawsze, pamiętaj. 

Kochająca ciocia Marta.


Siedziałam i nawet nie wiedziałam, że mam oczy pełne łez i zupełnie mokre policzki. Spodziewałam się wszystkiego, każdego, ale nie jej. Mimo to, ogromnie się cieszę. Włączyłam dawno załadowany filmik i tym razem jeszcze bardziej się rozkleiłam. Ciocia składała mi życzenia. Nie dziwię się, że Julia ją rozpoznała. Nic się nie zmieniła. 

Jasiek wpadł do pokoju wystraszony moim szlochem. Także patrzył po pokoju zdziwiony.
-Dlaczego płaczesz? 
-Ciocia Marta. - Wyszeptałam i wskazałam na monitor. Od razu zrozumiał, uśmiechnął się i przytulił mnie. Zniknął na chwilę i powrócił z kartonikiem chusteczek. Zaśmiałam się, on jest taki kochany.
-Od kogo te kwiaty? - Zapytał.

Wstałam i po kolei zaczęłam czytać liściki dołączone do bukietów. Od Kamila, Gabi, Olgi, Kuby... Pokazywałam Jasiowi wszystkie, i zawachałam się przy Kubie, ale uśmiechnął się tylko. Nareszcie zrozumiał. Było 17 wiązanek. Zaśmiałam się, zastanawiając, czy to przypadek czy taki był cel. Mimo wszystko, to było bardzo miłe. Tylko Mila nie dała mi prezentu, ani kwiatka. W ogóle ostatnio jej nie widuję. Hmmm. Coś się dzieje...

Z tego wszystkiego zapomniałam o dokończeniu prezentu od cioci. Drugim plikiem okazał się filmik zmontowany ze wszystkich naszych wspólnych zdjęć. Niesamowicie było oglądać jak dorastamy przy boku cioci Marty. Siedzieliśmy z Jankiem z szerokimi uśmiechami wpatrując się w kolorowe slajdy. Oczywiście płakałam. Gdyby ktoś mnie nie znał, pomyślałby, że miałam cudowne dzieciństwo. Sama prawie w to uwierzyłam.

Została jeszcze jedna koperta. Spojrzeliśmy na siebie z Jaśkiem i niepewnie rozerwałam papier. Wypadły dwa bilety samolotowe i karteczka.


"Tak, jak pisałam. Mam nadzieję, że mnie odwiedzisz i
Poznam w końcu Twojego wybranka. Czekam. Buziaki."


Wmurowało nas oboje. Nie wiedzieliśmy, czy to nie sen. Jaś zawsze chciał zobaczyć obcy kraj, z resztą ja tak samo. Rzuciliśmy się na siebie dziko, śmiejąc się jak wariaci. To najpiękniejsze urodziny, jakie mogłabym sobie wymarzyć. Nawet w sumie nie śmiałabym tego pragnąć. Co ja bym zrobiła bez Janka? Kim bym była? Ciocia Marta ma rację. Los i Przypadek zawsze chodzą w parze. 

Po tych wszyskich wrażeniach minionego dnia, padłam na łóżko bez siły. A ten pacan zaczął mnie łaskotać. Kątem oka spojrzałam na zegarek, który wskazywał 01:18. Mój chłopak stwierdził, że noc jeszcze młoda i coś obejrzymy. Zaprotestowałam, bo chciałam spać, ale usiadł na mnie. Naprawdę. A nie był taki lekki. 
-Oglądamy czy nie? - Zapytał z chytrym uśmiechem. To nie wróży nic dobrego.
-Nie. Ja. Chcę. Spać. Proszę. Zejdź. - Ledwo dukałam słowa, nie mogłam złapać tchu.

Co zrobił mój ukochany? Zaczął skakać. SIEDZIAŁ NA MNIE I ZACZĄŁ SKAKAĆ! To było tak śmieszne i tak bolesne, że roześmiałam się. Popatrzył na mnie zdziwiony, że jego genialne tortury się nie udały i pocałował mnie, chcąc przekonać. No, to już lepsza metoda. Zgodziłam się, ale tylko pod warunkiem, że będzie to komedia romantyczna. Mina mu zrzedła, ale niechętnie na to przystał. 

Film był dość ciekawy. Bardzo mnie śmieszyło, że Janek przysypiał, kiedy to on sam chciał coś oglądać. Całowałam go wtedy, momentalnie był rozbudzony. Jego spodnie też. Tuż przed trzecią kiedy zaczęły sie napisy, zauważyłam, że jestem głodna. Powiedziałam mu to, a Janek pociągnął mnie za rękę i kazał robić naleśniki. Oznajmiłam mu, że mam urodziny i to on powinien mi je przyrządzić.

 Niestety, trafnie zauważył, że już sporo po północy, więc skończyłam swoje święto i mam mu zrobić naleśniki. 
-Nie chce mi się. - To była prawda. Podszedł do lodówki. Już siadałam przekonana, że zacznie gotować, ale poczułam dość mocne uderzenie w plecy, jakby piłką. Okazało się, że to uśmiechnięty Jan rzucił we mnie jajkiem, w celu przekonania do pracy. 

Przyklękłam zbierając resztki. Chciałam mu się odpłacić, ale Pan Genialny rozsypał mi kilogram mąki na głowę, włosy, piżamę... Aż sapnęłam, kiedy biały pył wtargnął za koszulkę. Wstałam i już chciałam go zabić tym jajkiem, ale zaczął uciekać. Krzyczałam "cienias!" na cały dom, ale w końcu pobiegłam w ślad za nim. Zapomniałam o mące i przy każdym ruchu zaznaczałam drogę na biało... 

Dorwałam go przy drzwiach od swojego pokoju. Chciał się zamknąć, skubany. Włożyłam rękę w szczelinę między drzwiami a framugą, ale wcześniej wsadziłam tam stopę. Wpadłam na wyśmienity pomysł. Zaczęłam krzyczeć "z bólu". Niby, że mi dłoń przytrzasnął. Zrobiłam minę jak do płaczu. Mój plan się udał, bo pobladł. Natychmiast wyszedł i chciał obejrzeć kończynę, ale go przewróciłam i tym razem, to ja na niego usiadłam i zaczęłam skakać. 

Musiało to komicznie wyglądać. Dziewczyna siedząca i skacząca po chłopaku, który dławi sie się ze śmiechu, a dookoła nich lata mąka. Jasiek przewrócił mnie, ale nie siadał. Po prostu mnie objął. Zasnęliśmy w siebie wtuleni na podłodze o 04:00 nad ranem.

_____________________________________________________________________

Misie! Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba, bo pół dnia go pisałam. To takie podziękowanie za 60 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!!! Czy wy wiecie, co to znaczy?! To oznaka, że marzenia się spełniają i trzeba w siebie wierzyć. Tak bardzo Wam dziękuję... To naprawdę niesamowie patrzeć na komentarze. Przy prologu są trzy, a przy obecnych rozdziałach ponad trzydzieści! Dziękuję zwłaszcza tym osobom, które są przy mnie od początku. Dziękuję za każde podesłane ff, za każde miłe słowo, lajka, obserwację. Za każde wyżalenie się i podziękowanie. Za spełnienie marzenia. Za każde wyświetlenie i marudzenie. Za 379 followersów na asku. Za zdjęcia do tła (nadal wysyłajcie!!!). Za spam "kiedy rozdział?!?!?!" i za to, że po prostu jesteście.

Przede wszystkim, chcę podziękować Oldze. Była ona moją zwykłą czytelniczką, a teraz jest jedną z najbliższych przyjaciółek. Wspiera mnie każdego dnia. Dzięki niej budzę się z uśmiechem. 

Podsumowując - jesteście najwspanialszymi czytelnikami, jakich może sobie wymarzyć pisarka czy blogerka. Najfajniejsze jest to, że jesteście fanami, czytelnikami i przyjaciółmi. O za to Wam także dziękuję.

Przypominam, że czytelnicy wstawiają link do ff do opisu na asku. Zapraszam ma aska: 



poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 29

"Popatrzyłam podejrzliwie na Jana, lecz zrobił minę aniołka. Zabrałam się za posiłek. Matko sałatko, ale dobre. Szybko przełknęłam ostatnie kęsy i pobiegłam na górę. Pokój gościnny był większy od salonu, czego osobiście nigdy nie rozumiałam. Otworzyłam drzwi i z moich oczu poleciały słodkie łzy..."

W pokoju siedziały Olga i Julia, a dookoła nich była masa prezentów. Najróżniejsze pudełka, kartoniki i paczki, zapakowane w wymyślne papiery i owinięte kolorowymi wstążkami. Stałam nie mogąc wydusić słowa. Na widok mojego płaczu dziewczyny wstały i jakby zsynchronizowane przytuliły mnie. Nie mogłam w to uwierzyć. Teraz wszystko układało się w całość. To one przygotowały śniadanie! Podziękowałam im gorąco, ale kazały mi otwierać prezenty a nie się rozklejać. Mi dwa razy nie mówić! 

Rzuciłam się na podarki z akompaniamentem ich śmiechu. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale po rozpakowaniu kilku pudełek z gadżetami erotycznymi i takimi samymi strojami zrozumiałam. Oni wszscy się zmówili czy co?! Paliłam buraka chowając twarz w dłoniach. Dziewczyny trzęsły się ze śmiechu a ja byłam zażenowana. Sama nie wiem, czym. 

Siedziały i patrzyły, jak mój uśmiech z każdą minutą się powiększa. W pudełkach były piękne perfumy, ulubione słodycze, drogie kosmetyki, delikatne ubrania i różne figurki, świeczki, biżuteria i jeszcze inne. Wpadło też kilka książek. Jeszcze nigdy nie poczułam się taka doceniona. To było wspaniałe.

Po wszystkim, kiedy leżałyśmy w strzępkach rozmawiałyśmy o marzeniach. Julia chciałaby wrócić na stałe do Polski, żeby być blisko mnie. Olga pragnie zostać grafikiem komputerowym i znaleźć chłopaka. A ja? Ja nie mam marzeń. Tylko chwilowe zachcianki, ale nic oprócz tego. Bo w sumie wszystko mam. Wstaniałego wybranka z którym mieszkam, kochających przyjaciół i rodzinę, pieniędzy nam nie brakuje... Czy ja w ogóle mam prawo mieć marzenia? 

Siedziałyśmy kilka godzin, aż zaczęły się zbierać do domu. Jest środa, więc Olgi nie było w szkole, przez co musi odpisać notatki. Dochodziła 17, gdy Janek przyszedł do pokoju z liścikiem i oznajmił, że wróci za dwie godziny. Przeczytałam karteczkę. 


"Ubierz się seksownie. Co z tego, że nawet w dresie mnie pociągasz.
Liczę na sukienkę i obcasy. Bądź gotowa o 19.00. Twój Jaś.

Pomyślałam, że pewnie mnie zabiera na jakąś kolację. Wzruszyłam ramionami i wzięłam długą, relaksującą kąpiel. Z mokrymi włosami stanęłam przed otwartą szafą jak zwykle nie mając pojęcia, co założyć. Wybrałam trzy sukienki - turkusową, ze złotymi wstawkami, fioletową z białą koronką i lazurową, którą miałam na kolacji u Kuby. Po chwili namysłu wybrałam.

Śliwkowy, koronkowy dół z taką samą śnieżną górą i rękawami z koronki. Przybrałam komplet złotej biżuterii od Jaśka, kremowe szpilki Mili i zajęłam się makijażem. Podkreśliłam oczy czarną kreską, uprzednio nakładając złoty cień na powieki. Usta musnęłam neutralną szminką. Teraz włosy. Zebrałam kosmyki z przodu i związałam je z tyłu głowy. Lokówką zakręciłam lekkie fale. Spryskałam się delikatnie nowymi perfumami.

Wyglądałam naprawdę dobrze. Nieskromnie mówiąc, o czym wiem, ale to moje urodziny. Raz w roku chyba mogę być zarozumiała, prawda? 

Zegarek wskazywał punkt 18:30. Miałam jeszcze trochę czasu, więc zaczęłam sprzątać, co u mnie niecodzienne. Idealnie o 19:00 ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiona poszłam otworzyć. Ujrzałam Jasia w pięknym garniturze. Prezentował się wspaniale.
-Wyglądasz... Cudownie. - Dech mu zaparło, przez co się zarumieniłam i spuściłam głowę.
-Dziękuję. - Podał mi łokieć i wyszliśmy. 

Zatrzymał samochód przed niepozornym, aczkolwiek wysokim budynkiem. Jak dżentelmen obszedł pojazd i pomógł mi wysiąść. Kiedy stanęliśmy w środku okazała się to restauracja, najwybitniejsza jaką widziałam w życiu. Rozglądałam się rozmarzonym wzrokiem po szkarłatnych ścianach, złotych ornamentach i czarnych szczegółach. Kryształowe żyrandole oświetlały skromne stoły, zapobiegające przesadzie. Jasne drewno rozświetlało i optycznie powiększało pomieszczenie, które samo w sobie było ogromne. 

Podszedł kelner i bez słowa zaprowadził nas na miejsce, podając karty. Nie rozumiałam co tam było napisane, gdyż nazwy były w języku francuskim. Kierowałam się opisami dań, aniżeli tytułem. Jedzenie było naprawdę wyborne. Ceny kosmiczne, ale warto tyle zapłacić. Tuż po deserze, czyli dla mnie musem cytrynowo-kawowym z wafelkami Jaś spoważniał. Nie wiedziałam o co chodzi, bo zachowywał kamienną twarz.

-Wiktoria, dziś są twoje siedemnaste urodziny. Chciałbym życzyć ci samych pięknych chwil w życiu, wiecznego uśmiechu na twarzy, żebyś była nadal tak piękną i cudowną kobietą, abyś każdego dnia sprawiała, że chcę być coraz lepszy, że chcę żyć. Dla ciebie. Codziennie zasypiam i wstaję z myślą o tobie, tylko twój głos mogę usłyszeć w hałasie, twój dotyk sprawia, że po prostu chciałbym trzymać cię w ramionach dzień i noc. Dziękuję ci za wszystkie chwile dobre i te złe. Za każdą sprzeczkę, pocałunek i łzę. Kocham cię, tak bardzo cię kocham, że aż szaleję. To wszystko sprawia, ty sprawiasz, że ten dom nie jest pusty. Zmieniłaś moje życie na lepsze. Gdyby nie to, że jesteśmy tacy młodzi, poprosiłbym cię o rękę. Ale nie mogę, więc czy przyjmiesz ten pierścionek jako symbol mojego szczerego uczucia i uwierzysz mi, że chcę każdego dnia budzić się obok ciebie i zasypiać z myślą, że mnie uszczęśliwisz?

Popłakałam się już przy "Wiktoria...". No bo która by się nie rozkleiła? 
-Janek, ja... Nie wiem, co powiedzieć. Brakuje mi słów, żeby to opisać. Oczywiście, że przyjmę. - Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Wsunął pierścionek na mój palec. Był przepięky. Z białego złota, okalała go jakby róża. Po prostu cudo. Nagle zorientowałam się, że panuje absolutna cisza, wszyscy nas słuchali. Rozległ się klask. I kolejny. Coraz szybciej i głośniej. Zaczęli nam bić brawo. Ludzie powstawali ze swoich miejsc i wiwatowali. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego. Kiedy pocałowaliśmy się, intensywość okrzyków wzrosła.

Płakałam jak głupia. Wtuliłam się w Janka i wróciliśmy do domu. Cmoknął mnie i powiedział, że mam odpocząć i przygotuję mi kąpiel. "Pożyczyliśmy" łazienkę Milki. W ogromnej wannie płatki róż, olejek do kąpieli, mnóstwo piany i gorąca woda po brzegi. Tym razem uległam i pozwoliłam Jankowi wykąpać się ze mną. To znaczy tak jakby, bo kiedy mnie zawołał, że mogę wejść do łazienki, poślizgnęłam się. Niestety, tak niefortunnie, że poleciałam na Jaśka i razem wpadliśmy do wanny w ubraniach, zalewając przy tym całą łazienkę. 

Nawet wtedy było zabawnie. Podtapialiśmy się i rzucaliśmy pianą. Smarowaliśmy się mydłem, przez co bąbelków było jeszcze więcej... To naprawdę cudowne, że Jasiek jest moim chłopakiem, przyjacielem i aniołem stróżem. I co jeszcze piękniejsze - akceptuje mnie taką, jaka jestem. Nie patrzy na wygląd, bo kocha się sercem, a nie oczami.

Woda stała się już zimna, więc zmęczeni opuściliśmy wannę. Przebrałam się w piżamę i zaczęłam sprzątać, a Jan na chwilę zniknął. Stwierdziłam, że nie będę tego ogarniać sama. Poszłam do jego pokoju i co? Zasnął sobie. Podeszłam i pocałowałam go na dobranoc, a on nagle chwycił mnie, przewrócił i przygniótł własnym ciałem, trzymając moje ręce i śmiejąc się dziko. Przez chwilę mój mózg łączył fakty, co się właśnie stało i dotarło do mnie, że on udawał! Zaczęłam go wyzywać od oszustów, ale łaskotał mnie, więc byłam zmuszona zaprzestania. Przestał, przytulił mnie i obiecał, że posprzątamy razem rano, a teraz mam iść spać. 

Podziękowałam mu bardzo za wszystko i poszłam do siebie. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. W całym pokoju było mnóstwo kwiatów. Najróżniejszych, od róż, tulipanów i goździków, przez storczyki aż po fiołki i bratki. Na łóżku, które także było w płatkach, leżało duże pudełko. Zastanawiałam się od kogo. Zerknęłam na dołączony liścik i mnie zatkało...


____________________________________________________
Miśki! Jesteście mało aktywni :/ nie podoba mi się to :c . Nie piszcie, że któtki plz.

Wbij na aska! No dalej, bo jak nie, to popamiętasz! ask.fm/znajoma2000

Kliknij "+1" i "obserwuj" oraz follownij mnie na asku :3

Chcesz pogadać na priv? Pisz na skype! nazwa: froncalaff . Nie masz skype? Na co czekasz?! Zakładaj!!

Jeśli jeszcze to czytasz, bo nudy totalne, to wiedz, że na dniach będzie zmieniony wygląd bloga, a do tego wygląd mojego aska! Misie wymyśliły, żebym zrobiła tło, ale z Was. Napisz na ręce, kartce, stopie, drzwiach, czymkolwiek "Froncala" i wyślij zdjęcie w załączniku emailem: froncala.blog@gmail.com

Gdyby ktoś miał wątpliwości - ja czytam WSZYSTKIE komentarze i pytania na asku, więc rozwiń się! Zapytaj, wyraź opinię, przypuszczenia! Lubię długie, ciekawe komentarze.

Jeśli jeszcze tu jesteś, to pozdrawiam xd a tak serio, moi czytelnicy na asku nie wstawiają znacznika w nazwie, ale WSTAWIAJĄ LINK DO FF W OPISIE. Popromujcie trochę. Pokażcie, że jesteście! :)