-A może by tak odłączyć te wszystkie wężyki...? - Nagle pomyślałam."
Uniosłam rękę. Delikatnie chwyciłam pierwszą rurkę z jego dłoni. Szarpnęłam lekko i przezroczysty płyn wylał się na pościel. Miał dziwny zapach.
-No, dalej. Weź kolejną. - Głos przenikał przez każdą ścianę mojego umysłu.
Wyciągnęłam rurkę ze zgięcia jego łokcia, skąd miał pompowaną krew. Z rany zaczęła sączyć się szybko czerwona maź. Patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana, zanim dotarło do mnie, co ja właściwie robię. Szybko zawołałam pielęgniarkę, która dziwnym trafem nawet nie pytała, co się stało, tylko wykonała swoją pracę i sobie poszła. Usiadłam znów przy chłopaku i się rozpłakałam.
***
Stwierdziłam, że muszę iść do szkoły. Jasiek byłby zły. Stanęłam przy swojej szafce. Otworzyłam ją i moim oczom ukazała się karteczka.
Myślisz, że on przeżyje? Współczuję.
Zgniotłam liścik i szybko wyrzuciłam go do kosza. Zaczęłam szukać Kseni. Zaczęły się lekcje. Zobaczyłam ją dopiero w sali. Biologia jak zwykle nudna. Tuż po dzwonku Ksenia ulotniła się, nie zdążyłam jej złapać. Szukałam jej wszędzie, aż zaczęłam myśleć, że mnie unika.
Zauważyłam ją kiedy wchodziła do toalety. Szybko ruszyłam za nią, przeciskając się przez wciąż napierający tłum uczniów. Każdy cieszył się z chwili przerwy, odetchnienia. Ksenia weszła do kabiny. Upewniłam się, że jesteśmy same i zablokowałam drzwi. W ciszy czekałam, aż wyjdzie. Oniemiała, kiedy mnie ujrzała. Stała z otwartą buzią, wystraszona. Spuściła głowę, starając się mnie wyminąć.
Zatrzymałam ja ręką i patrząc w oczy powiedziałam:
-Porozmawiajmy.
***
-I tak jest do teraz. - Zakończyła, a ostatnia łza spłynęła po jej policzku.
-Wiesz, to jak ze mną i Jasiem. Chciałam się z nim tylko zakolegować, a zakochałam się w nim do granic własnych możliwości. Nie martw się, bo...
-Popatrz na nią. Jest śmieciem. - Usłyszałam.
-Co? - Zapytałam Ksenię.
-Co "co"? Zaczęłaś coś mówić i przerwałaś.
-Myślisz, że komukolwiek będzie jej szkoda? Przecież jest nic nie warta. Weź nóż z plecaka, przecież są zamknięte drzwi... Wyjdź przez okno. Tylko załóż rękawiczki.
Przeraziłam się. Szybko wzięłam plecak i energicznym ruchem wysypałam zawartość na zewnątrz. Zaczęłam odsuwać książki, aż w końcu znalazłam. Długi nóż i para skórzanych rękawiczek. Spanikowałam. Ksenia patrzyła na mnie przerażona, a ja zaczęłam piszczeć ze stresu. Ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Rozglądałam się. Przecież nie ja schowałam to do plecaka.
-Pomyśl... Jest grubą szmatą, obgaduje cię za plecami. Próbuje zgrywać pokrzywdzoną, a tak naprawdę planuje, jak cię zniszczyć....
-Zamknij się! Ona wcale taka nie jest! - Wykrzyczałam.
-Kto?! O kim ty mówisz?! - Ksenia pobladła. Uświadomiłam sobie, że to tylko w mojej głowie. To wszystko rozgrywa się tylko w mojej wyobraźni. Znowu.
Spojrzałam ostatni raz na dziewczynę, pozbierałam swoje rzeczy i szybko wybiegłam. Mijałam uczniów, zdziwionych nauczycieli i woźne. Znalazłam się przed szkołą. Nie myśląc zbyt wiele wsiadłam w pierwszy lepszy autobus, który zawiózł mnie wprost przed bramę szpitala. Wyminęłam recepcję, wpadłam na wzburzoną pielęgniarkę i weszłam do sali Jasia, gdzie zastałam... Dagmarę.
Spojrzała na mnie nie wiedząc, co powiedzieć. Zamykała i otwierała usta jak ryba.
-Co ty tu robisz? - Zapytała chłodno.
-No nie wiem, może przyszłam do SWOJEGO chłopaka? - Wysyczałam, podkreślając przedostatnie słowo. Bez odpowiedzi wyszła wkurzona, obijając się o mnie. Trzasnęła drzwiami, kiedy siadałam przy chłopaku.
Złapałam go za rękę.
-Janek... Pomóż mi. Ja nie wiem, co się dzieje... Znowu przytrafiają mi się chore rzeczy... Sam widziałeś. I jeszcze ona... Co ja mam robić? Jasiu... Proszę obudź się. Nie potrafię sobie poradzić bez ciebie... - Zaczęłam płakać. Położyłam głowę w zagłębieniu jego szyi. Łzy płynęły strumykiem z moich policzków w stronę jego torsu. - Jesteś dla mnie wszystkim. Jasiek, dni mijają... Minęły już dwa, ale dla mnie to jak wieczność. Nie umiem funkcjonować bez ciebie, nie teraz, kiedy wszystko znowu się sypie. - Szlochałam tak mocno, że zaczęłam się jąkać.
***
-Proszę pani? Wszystko w porządku? - Poczułam szturchanie za ramię. Podniosłam ciężką głowę i sapnęłam. Bolały mnie całe plecy i szyja. Ścierpłam. Młoda lekarka przyglądała mi się. Przetarłam twarz. Chyba zasnęłam na Jaśku... Wyczerpanie i zmęczenie spowodowane ostatnimi wydarzeniami wygrało. W tej kobiecie było coś znajomego... To chyba Karolina!
-Karolina? - Zapytałam nieśmiało.
-Czyli to jednak ty. Aż cię nie poznałam. - Przytuliła mnie.
-Co z Jasiem?
-Jak to? Przecież jest w śpiączce. - Zdziwiła się.
-No tak, ale... Czy wiadomo, kiedy się obudzi? - Poczułam jak znowu łzy napływały mi do oczu.
-Hej, spokojnie. - Pogłaskała mnie po ramieniu. - Ma tydzień na obudzenie się. W sensie, wtedy są największe szanse. Przywieziono go w poniedziałek, czyli ma jeszcze niecałe 5 dni... Potem, z każdym kolejnym dniem będzie coraz ciężej.
-A co potem? Co będzie, jeśli nie obudzi się w ciągu pięciu dni?
-Wtedy dajemy mu pół roku. A potem... Odłączamy aparaturę.
-Co? Ale jeśli... Jeśli by się nie obudził... Boże. - Rozpłakałam się, chowając twarz w dłonie. Karolina usiadła koło mnie i objęła moje ciało ramionami.
-To nie do końca tak. Jeśli zapłacisz, nadal będzie podpięty. Ale mimo wszystko, szanse są jednoprocentowe. Tylko wiesz, musisz wierzyć. Czasem po kilku latach się wybudzają... Nadzieja nie może zgasnąć.
Milczałyśmy przez chwilę, pogrążone każda w swoich myślach. Swoją drogą, wtedy tak bardzo jej nie lubiłam, a teraz stała mi się dość bliska. Życie jest naprawdę przebiegłe, łącząc w określonym szyku drogi różnych ludzi.
-Zostałaś lekarką? - Zapytałam, chcąc zagłuszyć ciszę.
-Nie, jeszcze nie. Skończyłam technikum, zdałam maturę, a teraz studiuję.
-To co tu robisz?
-Mam staż, praktyki. Wiesz, dzięki mamie. Inni ludzie z rocznika nie mają takiej szansy. - Przyznała.
-Nadal ortopeda? Zostajesz przy tym? - Byłam po prostu ciekawa.
-Tak. Dzięki praktykom mogę już patrzeć, jak to się robi. - Uśmiechnęła się.
-A co robiłaś w tej sali? Przecież to chyba nie to skrzydło...
-Fakt. Po prostu szukałam mamy, bo gdzieś tu miała się kręcić. A od małego, jak tylko mama zabierała mnie do szpitala, bo nie miała co ze mną robić, chodziłam po różnych salach i sprawdzałam, jak się czują pacjenci. Do teraz tak robię, nie potrafię przejść tak po prostu. I zobaczyłam, że tu siedzisz. Nie poznałam cię, ale sam fakt. Siedziała tu inna dziewczyna, a przechodząc drugi raz znowu inna... Więc się zaniepokoiłam.
Chwilę myślałam nad odpowiedzią.
-Karolina, mam prośbę. Mogę?
-Jasne. - Uśmiechnęła się. - Zrobię co w mojej mocy.
-Ta dziewczyna, co tu wcześniej siedziała... Zapamiętałaś, jak wyglądała?
-Eeeeemmm... Chyba tak. Była ładna. A co?
-Mogłabyś cos zrobić, żeby nie wchodziła więcej do tej sali?
-Słucham? - Zaczęła się śmiać. - A kim ona jest, że mam jej zabronić?
-Hmmm, jakby to grzecznie powiedzieć... To jest szmata, którą nienawidzą wszyscy z mojej szkoły, i dobiera się do Janka. Wystarczy? - Powiedziałam, czując narastający gniew.
-Ej, ej... Wystarczy. Zrobię wszystko, żeby nie przekroczyła progu tego pomieszczenia. Bądź spokojna. Ale teraz wróć do domu, bo widzę, że ledwo żyjesz.
-Nie nie, dam radę. Ktoś musi przy nim być, pewnie jest sam...
-Wiktoria. Popatrz na mnie. - Niechętnie to zrobiłam. - Janek jest pod profesjonalną opieką lekarzy, i mniej profesjonalną, ale pełną dobrych chęci moją opieką. A ty wyglądasz jak wrak człowieka. Masz iść do domu, albo osobiście cię stąd wyrzucę.
Poczłapałam do domu, padając na kanapę. Przekraczając próg domu poczułam moc. Czyjąś wyjątkowo silną obecność. Wiem, że to nie jest obecność człowieka...
________________________________________________________________________
Skomentuj, bardzo proszę :C Wysil się trochę, pokaż, że czytasz!
Jeśli czytasz, poleć komu to ff. Będę skakać z radości! <3
Nie zapomnij o "+1" i "obserwuj" oraz o follow na asku! Dzięki! <3
Zapraszam na aska, gdzie zawsze jest info o rozdziałach i możecie mnie poznać :3
http://ask.fm/Znajoma2000
Snapchat: froncala
Skype: froncalaff
Grupa: https://www.facebook.com/groups/987549737922750/
Spojrzałam ostatni raz na dziewczynę, pozbierałam swoje rzeczy i szybko wybiegłam. Mijałam uczniów, zdziwionych nauczycieli i woźne. Znalazłam się przed szkołą. Nie myśląc zbyt wiele wsiadłam w pierwszy lepszy autobus, który zawiózł mnie wprost przed bramę szpitala. Wyminęłam recepcję, wpadłam na wzburzoną pielęgniarkę i weszłam do sali Jasia, gdzie zastałam... Dagmarę.
Spojrzała na mnie nie wiedząc, co powiedzieć. Zamykała i otwierała usta jak ryba.
-Co ty tu robisz? - Zapytała chłodno.
-No nie wiem, może przyszłam do SWOJEGO chłopaka? - Wysyczałam, podkreślając przedostatnie słowo. Bez odpowiedzi wyszła wkurzona, obijając się o mnie. Trzasnęła drzwiami, kiedy siadałam przy chłopaku.
Złapałam go za rękę.
-Janek... Pomóż mi. Ja nie wiem, co się dzieje... Znowu przytrafiają mi się chore rzeczy... Sam widziałeś. I jeszcze ona... Co ja mam robić? Jasiu... Proszę obudź się. Nie potrafię sobie poradzić bez ciebie... - Zaczęłam płakać. Położyłam głowę w zagłębieniu jego szyi. Łzy płynęły strumykiem z moich policzków w stronę jego torsu. - Jesteś dla mnie wszystkim. Jasiek, dni mijają... Minęły już dwa, ale dla mnie to jak wieczność. Nie umiem funkcjonować bez ciebie, nie teraz, kiedy wszystko znowu się sypie. - Szlochałam tak mocno, że zaczęłam się jąkać.
***
-Proszę pani? Wszystko w porządku? - Poczułam szturchanie za ramię. Podniosłam ciężką głowę i sapnęłam. Bolały mnie całe plecy i szyja. Ścierpłam. Młoda lekarka przyglądała mi się. Przetarłam twarz. Chyba zasnęłam na Jaśku... Wyczerpanie i zmęczenie spowodowane ostatnimi wydarzeniami wygrało. W tej kobiecie było coś znajomego... To chyba Karolina!
-Karolina? - Zapytałam nieśmiało.
-Czyli to jednak ty. Aż cię nie poznałam. - Przytuliła mnie.
-Co z Jasiem?
-Jak to? Przecież jest w śpiączce. - Zdziwiła się.
-No tak, ale... Czy wiadomo, kiedy się obudzi? - Poczułam jak znowu łzy napływały mi do oczu.
-Hej, spokojnie. - Pogłaskała mnie po ramieniu. - Ma tydzień na obudzenie się. W sensie, wtedy są największe szanse. Przywieziono go w poniedziałek, czyli ma jeszcze niecałe 5 dni... Potem, z każdym kolejnym dniem będzie coraz ciężej.
-A co potem? Co będzie, jeśli nie obudzi się w ciągu pięciu dni?
-Wtedy dajemy mu pół roku. A potem... Odłączamy aparaturę.
-Co? Ale jeśli... Jeśli by się nie obudził... Boże. - Rozpłakałam się, chowając twarz w dłonie. Karolina usiadła koło mnie i objęła moje ciało ramionami.
-To nie do końca tak. Jeśli zapłacisz, nadal będzie podpięty. Ale mimo wszystko, szanse są jednoprocentowe. Tylko wiesz, musisz wierzyć. Czasem po kilku latach się wybudzają... Nadzieja nie może zgasnąć.
Milczałyśmy przez chwilę, pogrążone każda w swoich myślach. Swoją drogą, wtedy tak bardzo jej nie lubiłam, a teraz stała mi się dość bliska. Życie jest naprawdę przebiegłe, łącząc w określonym szyku drogi różnych ludzi.
-Zostałaś lekarką? - Zapytałam, chcąc zagłuszyć ciszę.
-Nie, jeszcze nie. Skończyłam technikum, zdałam maturę, a teraz studiuję.
-To co tu robisz?
-Mam staż, praktyki. Wiesz, dzięki mamie. Inni ludzie z rocznika nie mają takiej szansy. - Przyznała.
-Nadal ortopeda? Zostajesz przy tym? - Byłam po prostu ciekawa.
-Tak. Dzięki praktykom mogę już patrzeć, jak to się robi. - Uśmiechnęła się.
-A co robiłaś w tej sali? Przecież to chyba nie to skrzydło...
-Fakt. Po prostu szukałam mamy, bo gdzieś tu miała się kręcić. A od małego, jak tylko mama zabierała mnie do szpitala, bo nie miała co ze mną robić, chodziłam po różnych salach i sprawdzałam, jak się czują pacjenci. Do teraz tak robię, nie potrafię przejść tak po prostu. I zobaczyłam, że tu siedzisz. Nie poznałam cię, ale sam fakt. Siedziała tu inna dziewczyna, a przechodząc drugi raz znowu inna... Więc się zaniepokoiłam.
Chwilę myślałam nad odpowiedzią.
-Karolina, mam prośbę. Mogę?
-Jasne. - Uśmiechnęła się. - Zrobię co w mojej mocy.
-Ta dziewczyna, co tu wcześniej siedziała... Zapamiętałaś, jak wyglądała?
-Eeeeemmm... Chyba tak. Była ładna. A co?
-Mogłabyś cos zrobić, żeby nie wchodziła więcej do tej sali?
-Słucham? - Zaczęła się śmiać. - A kim ona jest, że mam jej zabronić?
-Hmmm, jakby to grzecznie powiedzieć... To jest szmata, którą nienawidzą wszyscy z mojej szkoły, i dobiera się do Janka. Wystarczy? - Powiedziałam, czując narastający gniew.
-Ej, ej... Wystarczy. Zrobię wszystko, żeby nie przekroczyła progu tego pomieszczenia. Bądź spokojna. Ale teraz wróć do domu, bo widzę, że ledwo żyjesz.
-Nie nie, dam radę. Ktoś musi przy nim być, pewnie jest sam...
-Wiktoria. Popatrz na mnie. - Niechętnie to zrobiłam. - Janek jest pod profesjonalną opieką lekarzy, i mniej profesjonalną, ale pełną dobrych chęci moją opieką. A ty wyglądasz jak wrak człowieka. Masz iść do domu, albo osobiście cię stąd wyrzucę.
Poczłapałam do domu, padając na kanapę. Przekraczając próg domu poczułam moc. Czyjąś wyjątkowo silną obecność. Wiem, że to nie jest obecność człowieka...
________________________________________________________________________
Skomentuj, bardzo proszę :C Wysil się trochę, pokaż, że czytasz!
Jeśli czytasz, poleć komu to ff. Będę skakać z radości! <3
Nie zapomnij o "+1" i "obserwuj" oraz o follow na asku! Dzięki! <3
Zapraszam na aska, gdzie zawsze jest info o rozdziałach i możecie mnie poznać :3
http://ask.fm/Znajoma2000
Snapchat: froncala
Skype: froncalaff
Grupa: https://www.facebook.com/groups/987549737922750/