"Zastanawiałam się, co teraz zrobić. To prawdopodobnie jego numer, ale...
Napisać? Zadzwonić? Przecież nawet nie wiem, jak ma na imię..."
Siedziałam na łóżku patrząc się bezmyślnie w ekran. No przecież w jakimś celu zapisał ten numer... Ale co, jeśli to nie jego? Kurczę, muszę się dowiedzieć. Muszę, muszę, muszę! Dobra, raz się żyje.. Carpe Diem i te sprawy. Ehhh. Cała spięta wybrałam numer. Z każdym kolejnym sygnałem denerwowałam się coraz bardziej.
-Halo? - usłyszałam śmiech dziewczyny. - Janek, auaaaa, hahahah przestań, rozmawiam! - dziewczyna śmiała się, jakby ją ktoś łaskotał. W tle słyszałam jego głos. Na pewno należał do niego. Nie pomyliłabym go z żadnym innym. Ale to był dla mnie duży cios. Nie chcąc dłużej tego ciągnąć, rozłączyłam się. Opadłam bezsilnie na łóżko i jakoś tak łzy same popłynęły z moich oczu. Jaka jestem głupia, co ja sobie wyobrażałam? Że będzie wolny, zadzwonię do niego i zaprosi mnie na randkę?
Usiadłam, bo zaczęłam się dławić. Nikt przecież nie chce się ze mną przyjaźnić, już nie mówiąc o uczuciu do mnie. Płakałam coraz mocniej i mocniej, moje ramiona drgały w spazmatycznym szlochu. Przesiadłam się na parapet okna. było to bardzo proste, parapet miałam niski, taki do siedzenia. Spojrzałam smutno za okno. Pogoda była koszmarna, deszcz lekko kropił. Stalowe chmury jakby specjalnie dla mnie przykrywały niebo. Wszystko tak pięknie zgrywało się w smutną symfonię.
Stwierdziłam, że wyjdę na spacer. Muszę się ogarnąć. Poszłam do łazienki, po drodze chowając telefon do kieszeni i przemyłam twarz zimną wodą. Od razu lepiej. Zeszłam na dół z zamiarem założenia kurtki. Oczywiście wpadłam na moją matkę.
-A ty gdzie znowu? - zapytała wstawiona. Tak, moja rodzina to rodzina patologiczna. Ojciec pije, matka pije, przemoc to też norma.
-Idę na spacer.
-W taką pogodę? - już język jej się plątał.
-Tak. - Jak najszybciej chciałam ją wyminąć, ale boleśnie chwyciła mnie za włosy.
-Nigdzie nie idziesz, masz sprzatątać!
-Przecież jest czysto. - Głos zaczął mi się łamać. Pijani rodzice byli nieobliczalni.
-Masz spsprzątać! Juuuż!
-Ja chcę wyjść! Puść mnie! - Wciąż trzymała moje włosy. Kombinowałam, co zrobić, żeby mnie puściła.
-Nigdzie kurwa nie idziesz! -Pociągnęła mnie za włosy tak, że się przewróciłam. Chwyciła butelkę piwa ze stołu, była gdzieś w 1/3 zapełniona. Rzuciła nią we mnie, dostałam w twarz. Reszta alkoholu wylała się na mnie. Odruchowo chwyciłam się za twarz, wstając i nie myśląc co robię, popchnęłam ją wybiegając z domu.
Biegłam dobrą chwilę, nie wiedząc dokąd. Po prostu przed siebie.Twarz mi pulsowała, rzuciła z całej siły. Zatrzymałam się, żeby trochę odetchnąć. Oparłam się na kolanach i zauważyłam, że mam ciemne plamy na granatowej bluzce. Spojrzałam na ręce. Pełno krwi. "O matko, tylko spokojnie" - powtarzałam sobie. Widok krwi od zawsze powodował u mnie mdłości. "Co teraz, co robić?" Przecież nie mogłam tak pójść na miasto, wyglądam, jakbym kogoś zamordowała.
-"Hej! Ty tam!" - O nie. Proszę nie. To był JEGO głos. Odwróciłam się szybko, sprawdzając odległość między nami. Kilkanaście metrów. Szybko podejmując decyzję zaczęłam biec. Niestety, nigdy nie byłam dobra z wf, mam swoją masę. Poza tym, kilkuminutowy bieg chwilę temu jeszcze pogarszał moją sytuację. Wbiegłam w jakiś zaułek i usiadłam za kontenerem na śmieci. "Proszę, żeby mnie tu nie znalazł, nie chcę, żeby mnie widział w takim stanie" - błagałam w myślach. Zaczęłam płakać, to wszystko było straszne. I na dodatek zaczęło padać.
Deszcz rozmył krew z mojej twarzy, która już zdążyła zakrzepnąć, powodując potok czerwonej mazi. Krew, wszędzie krew. Krew krew krew krew. Czerwień była ostatnim kolorem, bo po nim nastąpiła czerń...
świetne FF, czekam na 4 rozdział :)
OdpowiedzUsuńBoziu, jakie zajebiste *o* xD
OdpowiedzUsuńDawaj mi tu nexta!
O Boże... ;oo
OdpowiedzUsuńJestem nowa i dopiero zaczynam czytać, ale naprawdę: masz talent <3
Świetne opowiadanie <3
Zapraszam do mnie: http://never-give-up-jas.blogspot.com/